Ostatni mecz rundy zasadniczej, osiem spotkań rozgrywanych jednocześnie. Multiliga w LOTTO Ekstraklasie jest tym, co piłkarskie misie lubią najbardziej. Lech Poznań gościł u siebie zespół niezwykle lubiany, jeśli mowa o zbieranie pełnej puli. Upadający organizacyjnie coraz niżej Ruch i tym razem nie miał nic do powiedzenia przeciwko zawodnikom Nenada Bjelicy. Po samobójczym trafieniu Łukasza Surmy, na listę strzelców zapisał się Maciej Gajos i Darko Jevtić.
Szarańcza gospodarzy, płonne nadzieje Ruchu
Od pierwszego gwizdka gospodarze chcieli zaskoczyć rywala, ustawiając się w formacji 8-2 skupionej na linii środkowej. Lech chciał w ten sposób szybko ukłuć przeciwnika, lecz z tych planów nic nie wyszło. Po chwili to piłkarze Ruchu zaczęli zdobywać coraz więcej pola i coraz głębiej przedostawali się na teren Kolejorza. Nadzieje chorzowian jednak szybko zostały zgaszone przez ich kapitana Łukasza Surmę! Już w 7. minucie po dośrodkowaniu Tomasza Kędziory pomocnik Niebieskich bardzo ładnie umieścił głową piłkę we własnej bramce. Ta jeszcze odbiła się od poprzeczki. Trzeba przyznać, że drugie trafienie między własne słupki w karierze, może uzyskać miano gola kolejki. Czemu nie?
Drewniany Robak, szczęśliwy Gajos
Spotkanie od pierwszych sekund na boisku rozpoczął zarówno Marcin Robak jak i Dawid Kownacki. Niestety nie istnieje żaden układ gwiazd, który spowodowałby, że dwójka nominalnych napastników zagra obok siebie. Na szpicy zagrał poznański Joker, czyli rzecz jasna Robak. Tym samym Kownacki zagrał w roli skrzydłowego. O ile ten drugi w minionej kolejce w Płocku zagrał przyzwoicie, tak dziś pozostawiał wiele do życzenia. Szczególnie w pierwszej połowie był niejednokrotnie spóźniony z decyzjami bądź niezbyt dobrze potrafił ocenić co się wokół niego dzieje. Problemy nie omijały również Marcina Robaka, który poza kapitalnym przyjęciem piłki w polu karnym z głębi pola zrobił niewiele, pomijając zmarnowaną sytuację sam na sam z Liborem Hrdlicką. Błędy Robaka naprawił Maciej Gajos. Piłkarz winiony głównie za brak prób strzałów zza pola karnego. Tym razem pomocnik otrzymał świetne dośrodkowanie z bocznego sektora od Wołodymyra Kostewycza i wolejem umieścił futbolówkę w bramce. Tym samym od 41. minuty lechici prowadzili już 2:0.
Pocałunek Mai, dziurawy Ruch
W drugiej części spotkania gospodarze nie pozostawili już żadnych złudzeń przyjezdnym. Ruch był praktycznie zamknięty nawet nie na własnej połowie, a w okolicach trzydziestego metra od własnej bramki. Postawa pod hasłem dograć do końca, stracić jak najmniej. Na ich nieszczęście Lech nie miał zamiaru być łaskawy dla konającego. W 62. minucie asystą, ostatnim pocałunkiem z piłką w spotkaniu popisał się Radosław Majewski. Adresatem podania był świetnie wbiegający Darko Jevtić. Szwajcar bramką udokumentował, jak bardzo była dziurawa obrona Ruchu. Można powiedzieć kolokwialnie, że piłkarze Kolejorza wchodzili jak rozgrzany nóż w masło, jak dzik w żołędzie, lecz po prostu Niebiescy grali tak, aby jak najmniej bolało.
Test białej rękawiczki
Lecha Poznań należy pochwalić za zachowanie czystego konta. Robili to, co do nich należało, pomijając znikome zagrożenie ze strony Ruchu. Wyróżnić należy Lasse Nielsena. Duńczyk niejednokrotnie wygrywał pojedynki główkowe, wywierał presję na zawodników rywali, a co najważniejsze był niezawodny. Kolejnym piłkarzem, na którym było można zawiesić oko, to Tomasz Kędziora. Jednakże przypadku młodego defensora mówimy o udziale w akcjach ofensywnych. To właśnie po jego dośrodkowaniu do własnej bramki trafił Łukasz Surma.
Po meczu dla #GłosKibiców wypowiedział się Mateusz Jarmusz:
Hobby pismak, miłośnik angielskiej piłki, archeolog historii, krnąbrny brodacz, pracoholik. Prywatnie kibic Manchesteru United i Lecha Poznań. Piszę dla: @retro_magazyn, @watch_esa i @ManUtd_PL. M: klama.mufc92@gmail.com.