Obserwuj nas

Rozgrywki

Ekstraklasa czy tylko liga badziewiaków?

W wielu dyskusjach o polskiej piłce przewijają się tematy jakości, jej poziomu, słynnego już opakowania ligi przez media. Gdzie jednak jesteśmy z naszą klubową kopaną? Mówię dziś: sprawdzam! Zapraszam na tekst i proszę o wasze opinie w komentarzach.

Zagłębie Lubin przez 276 dni było w górnej ósemce, by wypaść z niej w przedostatniej kolejce. Sąsiad zza miedzy, Śląsk Wrocław, gra na wielkim stadionie, który podczas meczów stoi pusty. Ten Śląsk, z tego ponad półmilionowego Wrocławia. Cracovia i Piast, „grające” latem w europejskich pucharach, dzisiaj – czyli ledwie 9 miesięcy później – walczą ze sobą o utrzymanie. Ruch Chorzów, któremu Komisja do spraw Licencji Klubowych PZPN przez ostatnie lata mogła jedynie pogrozić palcem. Ten sam Ruch, którego dług wynosi 36 milionów złotych. Górnik Łęczna, grający wbrew woli własnych kibiców w obcym mieście. Tak prezentuje się grupa B, potocznie nazywana spadkową.

Wydawać by się mogło, że w grupie A (pot. mistrzowskiej) będzie lepiej… A tu: Termalice wystarczyły trzy wygrane w swoich ostatnich trzynastu(!) spotkaniach, by dostać szansę gry o europejskie puchary. Korona Kielce, Wisła Kraków, punktując tylko na własnym stadionie, mają okazję stanąć na ligowym podium, a Lechia, mocna tylko w Gdańsku, może nawet wygrać ligę. Legia, mająca dziesięć razy większy budżet od przeciętnego klubu Ekstraklasy, od marca gra bez napastnika i co dwa tygodnie męczy swoich kibiców w Warszawie. Lech Poznań, który w meczach z czołówką zdobył 3 na 18 możliwych punktów, ma duże szanse na to, by świętować mistrzostwo kraju. O ile nie przeszkodzi mu Jagiellonia, której najjaśniejszą gwiazdą jest 32-letni pomocnik. Zresztą dwa lata starszy jest lider strzelców Ekstraklasy. Wskażcie ligę, w której najwięcej bramek ma 34-letni napastnik, a królem asyst facet będący po trzydziestce. Ligę zawodową.

Latem „reprezentowały” nas w Europie drużyny: Legii, Piasta, Zagłębia i Cracovii. To były cztery najlepsze ekipy w poprzednim sezonie. Teraz tylko Legia jest w grupie mistrzowskiej, a medaliści muszą bić się o utrzymanie. Rok temu tę samą walkę stoczyła Jagiellonia, Wisła Kraków, Termalika oraz Korona – te kluby nie martwią się już perspektywą spadku, a ekipa Michała Probierza jest nawet liderem.

Aktualny skład drużyn w grupie mistrzowskiej przypomina tabela sprzed dwóch lat, gdzie w mistrzowskiej ósemce rywalizowało aż sześć obecnych w niej dziś. Bo w naszej lidze nikt poza Legią nie jest w stanie dobrze grać przez dwa lata z rzędu. W większości polskich klubów czeka się jedynie na miesięczny przelew od Canal+, trenerów zwalnia się po każdym potknięciu, nie zważając na wcześniejsze sukcesy, a marketing praktycznie nie istnieje, co znajduje odzwierciedlenie w stadionowej frekwencji. Mimo tych wszystkich absurdów wciąż dyskutujemy o systemie rozgrywania meczów, chcemy sobie odpowiedzieć na pytanie: Jak sprawić by nasze rozgrywki były ciekawsze?

***

Niedawno odbyło się spotkanie Realu Madryt z Barceloną. Trudno było oderwać wzrok od telewizora, ale nie dlatego, że w Hiszpanii ktoś dzieli punkty celem znalezienia dodatkowych emocji. Ten mecz przyjemnie się oglądało z powodu wysokiego poziomu sportowego obydwu drużyn. A u nas mecz Termaliki z Koroną, mecz o wielką stawkę, nikogo już tak nie ekscytował – najlepszym podsumowaniem tej rywalizacji był błąd obrony gospodarzy, po którym padła jedyna bramka. Emocje w końcówce były, ale czy pierwsze 80 minut tego widowiska zachęci kogoś do przyjścia na kolejny mecz? Z zupełnie innej strony zaprezentowała się Korona w meczu z Lechem. Bez presji złoto-krwiści walczyli jak równy z równym na ciężkim terenie. Gdyby utrzymanie zapewniliby sobie w 20. kolejce, takich spotkań rozegraliby więcej.

Presja? Jaka presja?!

I tu dochodzimy do kolejnego problemu, jaki nie daje mi ostatnio spać. W niedzielę Tomasz Smokowski w „Lidze+ Ekstra” tłumaczył słabą grę Śląska… presją, która rzekoma pląta nogi zawodnikom wrocławskiego klubu i sprawia, że ten zbliża się do miejsc, za które nagradzają 34 meczami w I lidze. Jak możemy usprawiedliwiać piłkarzy występujących w najwyższej klasie rozgrywkowej nakładaną na nich presją? Ostatnie raporty oglądalności kolejek Ekstraklasy stanowią dowód, że naprawdę mało kto ogląda rodzimą ligę, nie tylko na stadionie, ale również na kanapie. Skoro trzeba płacić, by oglądać tę ligę, to chociaż miejmy jakieś oczekiwania.

Co więc trzeba zrobić, by polska liga była ciekawsza?

Rozwiązaniem nie jest zmiana systemu rozgrywek, ale poprawa jakości zespołów i funkcjonowania klubów. Drugie można osiągnąć efektywniejszym działaniem Komisji do spraw Licencji Klubowych, w której skuteczność – co pokazuje przykład Ruchu – należy wątpić. Oprócz „200 miejsc przeznaczonych dla VIP-ów” sugeruję szanownej Komisji wymagać baz treningowych, boisk dla młodzieży, odpowiedniej liczebności sztabów szkoleniowych. Wiele osób chce 18 zespołów w Ekstraklasie, ale skoro tylko kilka stać na wynajęcie lekarza podczas meczu wyjazdowego, może warto zastanowić się, czy w naszym kraju jest, chociaż szesnaście klubów, gotowych rywalizować w poważnej lidze.

Kluby muszą być rentowne, przynajmniej same na siebie zarabiać. Jeśli jakiś klub wyraźnie sobie nie radzi, niech Komisja szybko interweniuje i to nie odjęciem punktów, ale od razu zrzuceniem klubu do niższej ligi. Miejsca w Ekstraklasie zwolnią się, może dla mniej uznanych, ale za to dobrze zorganizowanych klubów. Wraz z lepszym zarządzaniem, większą wydolnością finansową klubów będzie można liczyć na wyższą jakość sportową. Obecna nie przyciąga bogatych właścicieli i sponsorów. Należy się szacunek dla tych, którzy bez względu na wynik dopingują swoich ulubieńców, jednak działanie klubu nie różni się od działania teatru.

Najpierw dobra gra, później dobry marketing, a na samym końcu kibice i sponsorzy. By grać z powodzeniem w Ekstraklasie wiele nie trzeba. Mamy Termalikę (budowaną co prawda w innej kolejności) utrzymywaną przez jedną firmę czy Jagiellonię. Oba kluby inwestują w tańszych zawodników, z krajów sąsiedzkich i dobrze na tym wychodzą. Jaga od lat sprzedaje swoich najlepszych zawodników, zdobywając środki na ich następców. Do świata biznesu musi pójść jednak jasny sygnał, że w polską piłkę warto inwestować.

Dochodząc do sedna, możemy dzielić, odejmować, dodawać, a nawet pierwiastkować punkty po 30. kolejce, ale jeśli nie podniesiemy poziomu ligi, wciąż będzie nam brakować klasowych graczy, pełnych trybun i polskich drużyn w europejskich pucharach.

Stanisław Madej

Polska piłka oczami kibiców. Chcesz dołączyć? DM do @nopawel

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Rozgrywki