Choć zarzekam się każdego tygodnia, że ta liga już niczym, zupełnie niczym nie jest w stanie mnie zaskoczyć, to niemal za każdym razem muszę gryźć się w język. Ta podstępna kanalia oficjalnie nazywana Ekstraklasą jest w stanie zaskoczyć zawsze, wszędzie. Teraz i zaraz. I o ile zaskakuje mnie kolejnym nietuzinkowym rozegraniem rzutu wolnego, barbarzyńskim wślizgiem, czy strzałem zza połowy to jest to dla mnie całkiem przyjemne. Nawet śmieszne. Niestety, gdy po siatkarskim meczu w Gdyni, do mych oczu trafiają wpisy dziennikarzy nawołujących Ruch do podłożenia się w meczu z Górnikiem, nie jest mi już do śmiechu. Szczególnie, gdy jeszcze nie tak dawno polska piłka toczona była przez raka zwanego korupcją.
Nie ukrywam, że wybierając się na mecz w Gdyni spodziewałem się raczej meczu piłkarskiego niż siatkarskiego. Jednak, jak już wszyscy wiemy, ułańska fantazja potrafi porwać naszych ligowych kopaczy w każdej sytuacji. Tym razem ofiarą chwilowej desperacji padł Rafał Siemaszko, o którego bramce dyskutowano jeszcze długo po meczu. Swoje trzy grosze postanowił dorzucić również znany ligowy ekspert Radek Majdan:
[vc_video link=”https://www.youtube.com/watch?v=LxQynxt79q0″ align=”center”]
Tak, Radosławie, ręka była. Widzieli ją wszyscy, z kibicami w ostatnich rzędach włącznie. Rafał Siemaszko postanowił wykończyć akcję, niczym najlepsi atakujący PlusLigi. Pod wrażeniem umiejętności siatkarskich zawodnika Arki był sam Janusz Wójcik…
…wraz ze swoim ulubionym podopiecznym „Fabikiem”, który w umiejętnym „szczypaniu piłki” wiedzie w Polsce prym.
***
Specjalnie wspomniałem wcześniej o desperacji, bo zdaję sobie sprawę, że zagranie Siemaszki było zagraniem celowym. Nie mówimy tu o chwilowym odcięciu prądu, a o umyślnym oszukaniu sędziego i przeciwnika. Taka natura człowieka, że w sytuacjach o wielkiej wadze, jakim niewątpliwie jest widmo spadku do jeszcze bardziej folklorystycznej ligi (czyt. 1. Liga), posuwa się do nikczemnych zachowań. Nie będę ukrywał i na siłę bronił zawodnika Arki, choć wielu kibiców Arki uważa to za swój obowiązek. W Gdyni doszło do oszustwa. Jako kibicowi gdyńskiej drużyny jest mi po prostu wstyd, że ewentualne utrzymanie możemy zapewnić sobie w taki sposób.
Do równie niesmacznej sytuacji w wykonaniu napastnika z Gdyni doszło w przerwie meczu. I nie mówię tu o pokrętnym tłumaczeniu własnego zachowania, a o tym, że w słowach Siemaszki zabrakło prostego słowa „przepraszam”. Dobra, zdarzyło się. Machnąłeś tą ręką, wbiłeś piłkę do siatki, ale na miłość boską, nie rób z siebie jeszcze większego błazna i chociaż spróbuj zachować w tej, już i tak karykaturalnej sytuacji twarz. To nie są czasy kamienia łupanego, gdzie mecze nagrywano łopatą, a o powtórce można było jedynie pomarzyć. Dzisiaj mecz monitorowany jest przez 35235 kamer, które wychwycą wszystko. Włącznie z dłubiącym w nosie na trybunach panem Januszem. Nie mówię tu już o przyznaniu się do winy na boisku i zrezygnowania z bramki, bo to już postawa iście heroiczna, a o zwykłym przepraszam.
Z drugiej zaś strony w futbolu było znacznie więcej oszustów tego kalibru, którzy nie zostali napiętnowani w taki sposób, jak po tym feralnym wydarzeniu zawodnik z Gdyni. Jasne, nabroił, ale po pierwsze: w równym stopniu nabroił tu również sędzia, który nie zobaczył czegoś tak ewidentnego. Po drugie: ile podobnych sytuacji, choćby w tym sezonie, w Ekstraklasie mieliśmy? Dziesiątki. Rozumiem, że ranga tego meczu była znacznie wyższa, niż w poprzednich kolejkach, bo mówimy tu o bramce, która wbija gwóźdź do trumny Ruchu. Nie popadajmy jednak w paranoję. Ruch prosił się o spadek przez cały sezon. Ten sam Ruch awansował przecież do Ekstraklasy w bliźniaczo podobny sposób. Czekaj, jak to było? Karma wraca? (znając życie, wróci pewnie także do Gdyni…)
Nie zrozumcie mnie jednak źle. Gardzę tym zachowaniem i – jak wcześniej wspomniałem – jest mi najzwyczajniej w świecie wstyd. Ale ilu z nas, kibiców Ekstraklasy, w takiej sytuacji, w takim meczu stanęłoby przed sędzią, złapało się za pierś i odparło:
Może ze trzech na dziesięciu. Przecież, jak wielu twierdzi, „cel uświęca środki”.
***
Jednak w całym tym szaleństwie najbardziej dziwią mnie głosy, które sugerują, że Ruch w ramach odwetu powinien podłożyć się w ostatnim meczu sezonu. Teraz uwaga! Tłumaczę: bierzemy rozbieg, tak z kilka kroków wystarczy, rozpędzamy się i jeb. Barankiem w ścianę. Może przejdzie.
https://gph.is/1EwdOKp
W dodatku, gdy widzę, że o tak absurdalnych rzeczach piszą dziennikarze… No, tak. Sytuacja dziwna, jak śnieg w maju. Szczególnie, gdy przypomnimy sobie, że jeszcze nie tak dawno cała piłkarska Polska pogrążona była w walce z korupcją.
***
Ach, bym zapomniał! Przepraszam. Przecież w całym tym szaleństwie doszło do jeszcze jednej komicznej sytuacji. Prezes Ruchu zażądał powtórzenia meczu. Nie byłoby w tym nic śmiesznego, gdyby nie okazało się, że on tak na poważnie. Ło, panie! Tutaj to nawet trzy baranki nie pomogą.
https://gph.is/2dilNTo
Co na to wszyscy zwolennicy powtórzenia karnych w meczu z Portugalią?
https://gph.is/Z5SBTA
***
No, dobra. Weźmy pod uwagę najgorszy, jak dla Arki, scenariusz, czyli wygraną Łęcznej z Ruchem. Co w takiej sytuacji ratuje Arkę? Wygrana w Lubinie. W tym momencie ogarnia mnie jedynie pusty śmiech. Czy zespół, który w tym roku wygrał zaledwie dwa spotkania jest w stanie wywieźć z Lubina choćby jeden punkt?Nawet gdyby trener Stokowiec wystawił w ostatniej kolejce do gry juniorów, Arka niekoniecznie by ten mecz wygrała. Gdynianie są aktualnie w tak parszywej formie, że w walce o utrzymanie przeszkodzić by jej mogła nawet Odra Wodzisław. Pamiętajmy jednak, że to przecież Ekstraklasa…
PS Siemaszko po strzeleniu gola nie całował ręki, bo zdobył nią bramkę. Nie jest aż tak bezczelny. Chodziło tu raczej o rodzaj cieszynki, podczas której całował schowany pod ochraniaczem na ręku medalik Matki Boskiej. Hejterzy!
Sercem za Arką. Rozumem za Arsenalem. Albo odwrotnie. Sam nie wiem.