W tym tygodniu o dwóch sprawach napisano już wszystko – „występ” naszych kopaczy w europejskich pucharach i oprawa Legii. Wobec powyższego daruję sobie patetyczne wstępy i kwieciste epitety na rzecz kilku uwag natury filozoficznej.
Sprawa pierwsza – udział polskich drużyn w pucharach europejskich
Powinienem raczej napisać, że niemal koniec ich udziału. Sprawa ta już nie powoduje powszechnej wesołości u nikogo. Po raz kolejny okazało się, że nowoczesne stadiony, choć pustawe, szumnie ogłaszane transfery i rosnące słupki w raportach firm audytorskich czy spółki ESA nie znaczą nic. Wszelkie ochy i achy brutalnie pacyfikuje jak zwykle lipiec, najdalej sierpień. Odpadamy z rybakami, Azjatami z Kazachstanu, wesołymi facetami z Armenii – słowem nie ma już chyba zespołu, który nie ma szans z naszymi ligowymi tuzami.
Nikogo dziś nie śmieszy słodkie hasło „eurowpierdol”, gdyż dotyka w równym stopniu każda drużynę ligową. Ot hasło „Z czego się śmiejecie – z samych siebie się śmiejecie” jest aktualne jak nigdy. Mam nadzieję, że włodarzy klubu z Białegostoku w równym stopniu co puszczanie hymnu Ligi Mistrzów Legii będzie bawiło, gdy usłyszą hymn Ligi Europy puszczony „przez pomyłkę” choćby na stadionie w Płocku. Kibiców Legii i Lecha, mam nadzieję, bawią wzajemne uszczypliwości i bawienie się w licytację, kto odpadł z bardziej chujową drużyną.
Mnie to nie śmieszy w ogóle, bo boleśnie weryfikuje nasze miejsce w europejskiej hierarchii, na które spojrzenie zostało zamazane idiotycznym rankingiem FIFA, który to pozwala pokazywać PZPN-owi palcem na ESA i mówić, że oni to same sukcesy, a piłka klubowa jest be. Otóż Panie Prezesie Boniek – pańskich zasług w tym jest tyle, co Eskimosów w pladze szczurów w Australii – ranking jest durny, trafiło się nam doskonałe pokolenie, z którego narodzinami, jak mniemam, ma Pan niewiele wspólnego.
*
Piłka ligowa – droga ESA – to nie słupki i rankingi, a na pewno nie tylko. Rozumiem, że waszym celem statutowym jest głównie dbanie o interes akcjonariuszy, ale siłę i pozycję ligi ostatecznie determinują występy w Europie.
Coroczne zmagania ligowe, to tak naprawdę wyścig żółwi, to panowanie jednookiego, który jest królem wśród ślepców. Legio, Lechu, Jagiellonio, Wisło i inni szanowni uczestnicy Ekstraklasy – jesteście równie słabi, potykacie się i upadacie w równym stopniu. Prężycie muskuły, a finalnie okazuje się to jedynie pozerstwem. Pora pogodzić się z taką rzeczywistością lub obniżyć oczekiwania i przez, powiedzmy, cztery lata zacząć budować długofalowo, z nastawieniem, że plon nadejdzie za kilka lat. Nie da się wdrażać strategii i jednocześnie samemu jej zaprzeczać, aby wygrywać za wszelką cenę.
Sprawa druga – oprawa Legii w czasie meczu z Astana
Nie do końca pojmuję logikę części dziennikarzy, w myśl której zaprezentowana oprawa w jakikolwiek sposób ma szczuć Polaków przeciw Niemcom. Mamy oto swoiste rozdwojenie jaźni – kiedy nam przypomina się niewątpliwe zbrodnie, takie jak Jedwabne –jest to prawda historyczna, ale kiedy my upominamy się o prawdę, walczymy ze wszelkimi przejawami jej fałszowania jest to passe.
Ci, którzy mieli okazję zamienić ze mną choć kilka zdań na podobne tematy wiedzą, że mój światopogląd jest szaleńczo odległy od prawicowego, od lewicowego zresztą też, tak na marginesie. Niemniej prawda jest zawsze prawdą i jej relatywizowanie zawsze jest złem. Prawda nie może być sługą bieżących interesów i zakładnikiem polityki zagranicznej i wewnętrznej. Czymś szalonym, upiornym pomysłem samym w sobie jest coś takiego jak polityka historyczna – albo polityka, albo historia. Historia jest dyscypliną naukową i nią powinna pozostać. Powinna pokazywać fakty, a nie je interpretować publicystycznie czy politycznie, bo zawsze takie działania prowadzą do nieszczęścia.
*
Będąc nad morzem miałem okazję odwiedzić wspaniałe Muzeum II Wojny Światowej, to o które trwa polityczna zawierucha, o którym jedna z partii mówi, że nie służy polskiemu punktowi widzenia. Mówiąc o historii, moim zdaniem, nie ma czegoś takiego jak polski, amerykański czy rosyjski punkt widzenia. Historia jest obiektywna i taką pokazuje ją muzeum. Nie ucieka ona od nazywania zbrodni niemieckimi czy sowieckimi.
Co więc niewłaściwego jest w kibicowskiej oprawie? Czy pokazała nieprawdę? Czy jest manipulacją?
Rozumiem głosy oburzenia o brutalność i dosadność, ale mówiąc o zbrodniach nie ma miejsca na półsłowa i gładkie okrągłe sformułowania – temat jest dosadny, więc prawda i narracja sine qua non muszą być tożsame. To samo dotyczy każdej zbrodni – czy niemieckich, czy komunistycznych, czy, niestety, również polskich. Wymagając prawdy od innych musimy też stawać w prawdzie o samych sobie i zmierzyć się z własną historią i nie uciekać przed świadomością, że postawy Polaków nie zawsze były heroiczne, że obok sprawiedliwych istnieli zwykli bandyci. Ważne jest jednak zachowanie skali i proporcji i jasne wskazanie katów i ofiar. Rozumiem, że sami Niemcy byli pierwszymi ofiarami Hitlera, że pierwszymi więźniami obozów koncentracyjnych byli niemieccy Żydzi, więźniowie polityczni, pierwszymi ofiarami komór gazowych byli niepełnosprawni i pacjenci szpitali psychiatrycznych, ale niemiecka maszyna zagłady rozpędziła się w Polsce i w niemieckich obozach na ziemiach polskich przybrała makabryczne rozmiary. To Polska straciła miliony swoich obywateli.
Rzecz w tym najważniejsza – zbrodnie w Polsce były niemieckie, nie nazistowskie czy hitlerowskie.
Sprawa trzecia – postawa UEFA i ewentualne kary dla Legii
Rozumiem, że UEFA stanowczo wypiera politykę ze stadionów, piętnuje wszelkie niezwiązane z meczem transparenty – rzeczywiście stadion nie powinien być miejscem demonstrowania poglądów politycznych, jednak w stwierdzeniu, że zbrodni dokonali Niemcy nie widzę nic z polityki, a historyczną prawdę, którą UEFA ma niestety dość często w głębokim poważaniu, gdyż decyduje się często na relatywizm. W Polsce doskonale wiemy, że przez lata na naszych ziemiach zabijali oprawcy spod znaku swastyki i sierpa i młota, z czego rozumieniem najwyraźniej mają problem uefowscy decydenci. Idę o zakład, że za wywieszenie swastyki każdy klub spotkałyby reperkusje, z wykluczeniem z pucharów włącznie, a jak pokazuje historia sierp i młot nie spotykają się z równie adekwatną odpowiedzią.
Jako państwo polskie od lat upominamy się o eliminowanie z obiegu sformułowania „polskie obozy zagłady”, idiotycznego i krzywdzącego, a nadto kłamliwego skrótu myślowego. Nie posądzam nikogo o celowe fałszowanie historii, niemniej zwłaszcza w niemieckich gazetach to sformułowanie musi budzić absmak i zdziwienie. Oprawa legionistów prawdę przywraca i nie rozumiem, co miałoby w niej być niewłaściwego.
Kibic Legii Warszawa oraz Realu Madryt. Przeciwnik wszelkich ekstremistów, wróg agresji w życiu publicznym. Prywatnie ojciec dzieciom i mąż żonie. Wielbiciel gitarowej muzyki i kolei.