Wczorajszego wieczoru stało się to, czego niewiele osób się spodziewało. Pierwsza od dziesięciu spotkań strata punktów w meczu z Cracovią i spadek z fotela lidera. Remis byłby bardzo sprawiedliwym wynikiem, gdyby nie błąd sędziego Frankowskiego i odgwizdanie faulu na Michale Pazdanie w okolicach 70. minuty, gdzie niestety tego faulu raczej nie było.
Generalnie powinniśmy zacząć od tego, że na wczorajszym boisku, a może raczej lodowisku, mógł paść każdy inny wynik. Wiem, że warunki rozgrywania spotkania były takie same dla obu zespołów, niemniej jednak stan boiska był karygodny. I tu mocno zastanawia mnie lament trenera Probierza na temat kontroli, jakiej dokonała Legia przed spotkaniem. Dla mnie nie jest to nic dziwnego, skoro mamy podejrzenia, to mamy prawo również do kontroli, przecież w grę wchodzi zdrowie piłkarzy. Z murawą z pewnością było coś nie tak i kombinacje były, gdyż o dziwo stan boiska w Szczecinie był o niebo lepszy od tego w Krakowie.
Nie wiemy i nie dowiemy się czy wczoraj dało się grać na tym boisku w piłkę, bo Legia przestała próbować po dwudziestu-kilku minutach. Cracovia natomiast nie popełniła błędu Śląska sprzed tygodnia i nawet nie próbowała udawać, że jest wstanie zagrać z Legią otwarty futbol. Proste środki pozwoliły na realizację planu i urwanie punktów, a błąd sędziego uchronił nas przed stratą punktów. Legia dała się wciągnąć w grę Probierza, co przyniosło taki a nie inny efekt.
***
Już tydzień temu mówiło się, że nie w każdym meczu uda się Legii utrzymać tak dobrą skuteczność jak w poprzednich spotkaniach i niestety wczoraj mocno szwankowała. Wystarczyłoby żeby swoją sytuację z pierwszej minuty wykorzystał Hamalainen, a mecz ułożyłby się zupełnie inaczej. W pierwszej połowie brakiem podania sytuację zmarnował Niezgoda, a w drugiej zbyt lekki strzał Sebastiana Szymańskiego z linii bramkowej wybił Michał Helik. Obie drużyny raziły nieskutecznością, na co niewątpliwie wpływał stan boiska. We wczorajszym meczu zabrakło Chrisa Philippsa, niestety dało się to zauważyć ponieważ Cracovia zdominowała w drugiej połowie środek pola. Bezbarwny Krzysztof Mączyński z pewnością nie pomagał. Jak widać Luksemburczyk daje stabilność w pomocy, przez co mniej pracy mają Remy i Pazdan. Michał w ostatnich trzech spotkaniach wydaje się być głową w zupełnie innym miejscu. W meczu z Zagłębiem popełnił dwa błędy, ze Śląskiem jeden. Niestety wszystkie trzy zakończyły się golami dla zespołów przeciwnych, a w tym wypadku Legię uratował sędzia. Michał jest wyraźnie pod kreską, co zapewne cieszy kibiców innych zespołów, ale biorąc pod uwagę, że jest to podstawowy defensor reprezentacji jadącej na mundial do Rosji już zabawne nie jest. Moim zdaniem Pazdanowi przydałby się mecz na ławce rezerwowych, który przywróci go na właściwe tory.
***
Reasumując, wczorajszym meczem raczej nie można było się zachwycać. Ogromny chaos i szamotanina to dwa słowa, które przychodzą mi na myśl po wczorajszej potyczce w Krakowie. Dramatyczny stan murawy i w efekcie kiepskie widowisko dla oka. Legia z jednej strony z jakimś pomysłem na grę, z drugiej fatalna skuteczność i niewiele dające zmiany. Zmiany Kucharczyka i Rado pozostawię bez komentarza. Podobały mi się próby gry z pierwszej piłki, lecz nie było ich wiele. Dobrze wyglądał Vesović zarówno na skrzydle w pierwszej połowie, jak i drugiej, gdzie grał jako boczny obrońca.
Mimo dwóch kolejnych ciężkich meczów, jestem pełen optymizmu. Mamy najszerszą, a przede wszystkim w miarę wyrównaną kadrę, która jeszcze nie jest domknięta. Wszystkim, którzy po piątkowym „widowisku” narzekającym przypominam, że jeszcze nikt w lutym mistrzostwa nie zdobył. Szanujmy 7 punktów zdobyte w trzech meczach i spokojnie czekajmy na kolejne. Lamentującym polecam lodu na głowę. Zasłużony remis, a o kolejne trzy punkty powalczymy już we wtorek przy Łazienkowskiej z Jagiellonią, na który zapraszam już dziś!