Obserwuj nas

Piast Gliwice

Zagłębie nijakości

Zacznę od rzeczy najważniejszej i podstawowej. Nie znam się na piłce. Kompletnie. To znaczy grałem za gówniarza w juniorach, kopałem dodatkowo całym dniami na szkolnych pastwiskach boiskach, a potem jeszcze obejrzałem tysiące meczów. Wszystko to dało mi… zupełnie nic, bo dalej za żadne skarby nie rozumiem o co w tym chodzi.

Piłka to prosta gra

Na początku generalnie wszystko jest proste. Żyjemy w błogim przeświadczeniu, że nie ma w tej grze zawiłych szczegółów. No bo tak. Mamy po jedenastu chłopa w drużynie (czasem też kobiet, jak poprawi mnie zaraz Wojtek Janiuk), dwie bramki i piłkę – mawiał trener Górski. Cel jest zasadniczo banalny. Umieścić, zgodnie z przepisami (lub nie, o ile „sędzia nie widział”) piłkę w bramce rywala. Generalnie posługujemy się w tym celu nogami, tudzież głową, byle nie rękoma, a i to z pewnymi wyjątkami. Grać można wszędzie, bramki zrobić choćby ze szkolnego plecaka a linie, jeśli komuś są niezbędne, sobie wyobrazić. A gra kończy się wtedy, kiedy właściciel piłki musi iść odrobić zadanie z matmy.

Taki obraz piłki nożnej, najpiękniejszej gry zespołowej świata mają dzieciaki na całym świecie. Boże, jak chciałbym znowu być dzieckiem.

Problemy zaczynają się później

Cała ta otoczka idzie w cholerę, kiedy mając lat 12 dowiadujemy się o istnieniu dokładnych przepisów (nie mylić z interpretacją). Poza tym wykształca się w nas największy wróg człowieka i motywator zarazem, czyli chęć współzawodnictwa. Od tego momentu sprawy mają się już źle lub fatalnie, w zależności od naszego prywatnego etosu ciężkiej pracy i farta w loterii „talentowej”.

Kiedy jednak przez pierwszą fazę (wiek juniora) przebijemy się jakoś w miarę mało poobijani, wkraczamy w świat pełen mroku, cierpienia i niezrozumienia. Przynajmniej tak mi się wydaje, bo jak inaczej wytłumaczyć cały ten stres, presję wyniku, oczekiwania kibiców i często drwiąco-szyderczy głos mediów?

Małe miki to nie jest, a to przecież dopiero początek. Coraz bardziej zawiłe ustawienia taktyczne, wymyślane podczas bezsennych nocy przez opętanych grą maniaków pokroju Guardioli i kopiowanych ich przez mniej lub bardziej zdolnych trenerów dookoła.

Błędne koło

Koniec? Wolne żarty! Początek raczej.

No więc, kochacie tą grę, dostaliście trochę więcej talentu niż inni, albo macie dużo większe samozaparcie i chęć pracy nad sobą. Wszystko to pcha Was do przodu, krok po kroku, a przy odrobinie szczęścia – i dobrym agencie – w siedmiomilowych butach.

Tylko, że rośnie też poziom oczekiwań wobec Was, rośnie skala trudności i zawiłości niezliczonych schematów, ustawień i rozwiązań, których już nikt poza trenerami i „kastą wtajemniczonych” nie rozumie. I każde kolejne zwiększa tylko przepaść między tym co piłką nożną jest dla kibica, a co dla piłkarza.

Kończy się tym, że udzielając wywiadu „trener” mówi o dobrym meczu, a kibice mają ochotę wydłubać sobie oczy widelcem lub przyjąć „coś” na ukojenie nerwów. I nikt już za bardzo nie wie, jak to wszystko ogarnąć i kiedy i co w tym wszystkim poszło nie tak.

A mecz?

Mecz był słaby, nudny, a trener na koniec wziął winę na siebie. I to tyle o tym spotkaniu, bo i tak zbyt dużo miejsca mu tu poświęciłem.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Piast Gliwice