
„Czarny czwartek” rozbudził w nas uczucia lękowe i ogólną niechęć do wszystkiego co z polską ligą związane – słabych piłkarzy, słabych meczów i jeszcze słabszych prezesów. Zrozumiały jest więc chwilowy romans z atrakcyjną Angielką. I choć brzmieć może to nieco dwuznacznie, ja długo z nią nie wytrzymałem. Tych, którzy cały weekend byli „poza domem” i mieli dosyć ciągnącej się od lat chorej miłości, a teraz dręczą ich wyrzuty sumienia, zapraszam na kolejny #MinąłWeekend!
MECZ WEEKENDU: WISŁA KRAKÓW – WISŁA PŁOCK
GRA KRAKOWIAN LEPSZA NIŻ WYNIKI
Przedsezonowy strach o jakość gry Białej Gwiazdy został dość szybko rozwiany. I choć przed sezonem pięć punktów po czterech kolejkach wielu wzięłoby w ciemno, niewykorzystane szanse na zwycięstwa pozostawiają u kibiców Wisły absmak. Szczególnie, że z Arką, w 1. kolejce, z karnego spudłował Rafał Boguski, a w piątek krakowianie na 22 strzały tylko raz wpakowali piłkę do siatki.
Obawy o możliwą indolencję ofensywy również zupełnie się nie sprawdziły. Skuteczny jak nigdy jest Ondrasek, a pomagają mu dobry technicznie Imaz i zawsze waleczny Małecki. Jedynie kapitan, Rafał Boguski spotyka się z krytyką, pomimo że obok niego funkcjonuje dobrze wprowadzony do zespołu Kort.
***
Pierwszą bramkę gospodarze zawdzięczają jednak m.in. Boguskiemu. To on w 32. minucie po kapitalnym podaniu Imaza odegrał piłkę klatką piersiową do Ondraska. Czech natomiast golem „Stadiony świata” zewnętrzną częścią stopy udowodnił, że jeśli jest w formie, nie ma dla niego rzeczy niemożliwych.
Wydawało się, że tym razem niewykorzystane sytuacje Dawida Korta czy Jesusa Imaza się nie zemszczą, że niemrawi w ataku goście będą musieli liczyć na błędy obrony rywali, jednak z początkiem drugiej połowy przyszło lekkie przebudzenie. Płocczanie choć nie dominowali, stwarzali sobie sytuacje podbramkowe. A skoro Dahne i jego koledzy z obrony mieli więcej szczęścia niż umiejętności (jak w przypadku poprzeczki Imaza i uderzenia ponad bramką Małeckiego), to szkoda by było tego nie wykorzystać. Tak pomyślał Damian Szymański i to znowu od niego rozpoczęła się akcja bramkowa. Ojców sukcesu tego skutecznego kontrataku jest więcej, bo Merebaszwili wrzucił, Varela odegrał, a Ricardinho po raz kolejny w tym sezonie wpisał się na listę strzelców.
***
Chwilę po bramce wyrównującej, apetyt gości na 3 punkty ostudził absurdalną decyzją Daniel Stefański. Walczący w powietrzu Stępiński tylko asekurował się rękoma i choć dla wszystkich jego kontakt z przeciwnikiem wydawał się naturalny i niecelowy, przeczulony na tym punkcie arbiter pokazał drugą żółtą kartkę. Obrazu meczu na szczęście zbytnio to nie zmieniło. Nadal na jedną szansę gospodarzy przypadały co najmniej trzy gości. W końcówce rozstrzygnięciu powiedzieli „nie” kiksujący Alan Uryga oraz Kamil Wojtkowski, a na kilka sekund przed końcem pechowo, bo w spojenie bramki uderzył głową Jakub Bartosz.
Remis, choć bardziej odpowiada grającym przez ponad 20 minut w osłabieniu Nafciarzom, po spojrzeniu na ligową tabelę już tak nie cieszy. To dopiero drugie oczko płockiej Wisły i choć jakością imienniczce z Krakowa ustępuje, to w obu przypadkach pozycja w tabeli nie jest wcale odzwierciedleniem prezentowanej gry.
SKRÓT MECZU – KLIKNIJ
PIERWSZY MINI KRYZYS BENIAMINKA
LECHIA GDAŃSK – MIEDŹ LEGNICA
Jeśli komuś w Legnicy wydawało się, że między Ekstraklasą, a 1. ligą tak wielkiej różnicy nie ma, że często powtarzane słowa o „nauczeniu się ligi” to tylko wymówka, sami dziś mogą tej formułki użyć. Jest wszak źle, jeśli wyprzedzasz tylko Cracovię, Pogoń i pechową Wisłę Płock, a po pierwszym triumfie (z ostatnią w tabeli Pogonią zresztą) przyszły trzy porażki.
W spotkaniu z Lechią nie mieli do powiedzenia praktycznie nic, szczególnie że rywale zagrali mądrze w obronie, w ataku znów brylował Haraslin, a także debiutujący w tym sezonie w podstawowym składzie Jakub Arak. To właśnie były napastnik Ruchu w 39. minucie wykorzystał świetną wrzutkę Pawła Stolarskiego. Po przerwie Lechia jeszcze bardziej przycisnęła beniaminka. Swojej trzeciej bramki w sezonie nie zdobył wprawdzie Paixao, ale zaciętość i spryt Haraslina na Miedź wystarczyły. W 56. minucie przytomnie podał do niepilnowanego Lipskiego, a ten podwyższył prowadzenie.
Jedną z niewielu szans goście zawdzięczają wprowadzonemu z ławki Łobodzińskiemu. Doświadczony skrzydłowy uderzył w poprzeczkę. Dobrze spisywali się również Ojamaa, który w swoim stylu próbował wrzucać piłki w pole karne i Petteri Forsell, jednak na drodze do bramki Lechii stał świetnie dysponowany Kuciak.
SKRÓT MECZU – KLIKNIJ
MECZ, KTÓRY NIKOGO NIE ZADZIWIŁ
POGOŃ SZCZECIN – CRACOVIA
Najbardziej zawodzące drużyny tego sezonu w sobotę po prostu nie mogły stworzyć dobrego widowiska. Liczyły się trzy punkty i chęć odbicia się od dna, rozpoczęcia nowej, być może długiej zwycięskiej passy. Jednak jak to często w takich sytuacjach bywa, padł remis, który nie ucieszył nikogo.
Po pół godzinie gry wchodzącego w pole karne Spasa Delewa faulował znów zawodzący Milan Dimun. Karnego na gola zamienił swoim pierwszym trafieniem w sezonie Adam Frączczak. Tuż przed przerwą mocnego uderzenia spróbował aktywny Delew, a chwilę później spudłował z pola karnego Tomasz Hołota. Wyłączając słupek po strzale Wdowiaka, to gospodarze stwarzali sobie więcej sytuacji, jednak w 67. minucie po rzucie wolnym piłka trafiła do Cornela Rapy. Rumuna nie upilnował Stec i w ten sposób padła bramka wyrównująca, druga w karierze Rapy w Ekstraklasie, a pierwsza w barwach Cracovii.
Trener Runjaić starał się dostosować do sytuacji i wspominał, że choć Pogoń ma punkt, to musi z tym żyć. Probierz również w nie najlepszym nastroju – szukał na siłę kolejnych rzeczy, które Cracovii nie zabiją, a wzmocnią. Tylko czy to nie mierni obcokrajowcy są jedną z przyczyn anemii na początku sezonu?
SKRÓT MECZU – KLIKNIJ
MŁODY ŚLEDZIK ZROBIŁ RÓŻNICĘ
ARKA GDYNIA – GÓRNIK ZABRZE
W sobotę przy Olimpiskiej wbrew ekstraklasowym trendom na boisku widzieliśmy aż 15 Polaków, ale to jeden z rezerwowych, nikomu dotąd nieznany zrobił furorę i odmienił mecz.
Pierwsza połowa przebiegła pod dyktando gości. Stworzyli sobie aż 11 okazji bramkowych. Na najlepsze musieli czekać prawie do przerwy. W 41. minucie po zagraniu Angulo, piłkę przedłużył Żurkowski, ale szczęścia zabrakło Jimenezowi. Chwilę później, tak jak w meczu z Miedzią, ale tym razem – głową – trafił Dani Suarez.
Drużyna gospodarzy na boisku znaczyła niewiele, ale w przerwie zaryzykować nie bał się trener Zbigniew Smółka. Wprowadził dotąd głęboko zakonserwowanego i dopiero co zgłoszonego do rozgrywek Mateusza Młyńskiego. I okazało się to strzałem w dziesiątkę. 17-latek niebędący jeszcze wówczas na kontrakcie był dynamiczny i nie wykazywał choćby krzty strachu spowodowanego debiutem i to na nim w 74. minucie był faul Gryszkiewicza, po którym obrońca Górnika wyleciał z boiska za drugą żółtą kartkę. Sprzed pola karnego tuż ponad bramką uderzył błyszczący na boisku pierwszy raz od dawna Michał Janota. To właśnie on zwodem minął Ambrosiewicza i zapewnił „Śledziom” punkt.
Gdyby nie napędowy Młyński, Arce trudno byłoby wyrównać. Szansa dana 17-latkowi zaprocentowała. Bo czy młodsi piłkarze nie mogą debiutować w seniorskich drużynach? Oczywiście, że mogą. Chwilę później po dobrych występach mogą wprawdzie zaliczyć spektakularny zjazd. Taki jak choćby Dariusz Formella, który ugrzązł gdzieś na boiskach 1-ligowych. Czasami wszak większym ryzykiem okazuje się finalnie postawienie na Chorwata czy Brazylijczyka, niż na chcącego, jak nikt inny juniora.
SKRÓT MECZU – KLIKNIJ
MECZ PRZEJŚCIOWY
PIAST GLIWICE – LEGIA WARSZAWA
Żegnający się z tymczasową posadą trener Aleksandar Vuković znów namieszał w składzie Legii. W Gliwicach na ławce mecz rozpoczęły dwie strzelby – Carlitos i Jose Kante, poza kadrą znalazł się m.in. Sebastian Szymański, a co najważniejsze, po dogadaniu się z klubem w sprawie obniżenia miesięcznej pensji (de facto rozłożenia płacy na dłuższy okres), do jedenastki powrócił niezgłoszony nawet do 3. rundy eliminacji Ligi Europy, Artur Jędrzejczyk.
Reprezentant Polski od początku próbował akcji ofensywnych, a jego zaangażowanie dało efekty w 22. minucie, kiedy trafił główką po zagraniu Antolicia z rzutu wolnego. Na skrzydle świetnie wyglądał także Dominik Nagy. Węgier po nieudanym czwartkowym eksperymencie z grą na lewej obronie dopiero w niedzielę mógł czuć się, jak w swoim żywiole. W 45. minucie sfaulował go przed polem karnym Marcin Pietrowski. Choć czerwona kartka w tej sytuacji była ewidentna, dopiero po zakończeniu groźnej kontry Piasta i analizie VAR sędzia Złotek wydał wyrok na gracza Piasta.
***
Choć w 1. połowie wydawało się, że Wojskowi podnieśli się duchowo po czwartkowej klęsce, po przerwie pomimo gry w przewadze, stanęli. Piast cisnął, a gdy za sprawą niechlujstwa obrony Legii i przytomnego zachowania Papadopulosa, wcisnął – pomyślał, że remis w „dziesiątkę” wcale nie jest taki zły i… przegrał. Wprowadzony z ławki Cafu próbował swoich dalekich podań, Jose Kante trafił na 2:1 po rzucie rożnym Jędrzejczyka, a Carlitos zanotował asystę przy golu Nagy’a na 3:1 w ostatniej minucie meczu.
Zakończenie etapu bałkańskiego piekiełka na stanowisku szkoleniowca wreszcie nastąpiło i choć Vuković na dobre z klubem się nie pożegnał, cały sztab trener Sa Pinto zabrał ze sobą z Portugalii. Legię czeka europejska próba sił, gdy w czwartek naprzeciw stanie będący w gazie i liczący na historyczny sukces Dudelange. Nic tylko czekać na efekt nowej miotły, inaczej opcją załatania budżetu może być choćby sprzedaż Sebastiana Szymańskiego do CSKA Moskwa, za kilka milionów złotych.
SKRÓT MECZU – KLIKNIJ
PRZYMIARKI POD GENT
ZAGŁĘBIE LUBIN – JAGIELLONIA BIAŁYSTOK
Jagielloński garnitur choć na standardy polskie całkowicie wystarcza, potrzebuje pewnych poprawek przed kolejnym wypadem na europejski bal. Choć w miniony czwartek Jaga zaprezentowała się dobrze, wynik obliguje do zwycięstwa i ofensywnej gry w rewanżu. M.in. to rozwiązanie testował w meczu z Zagłębiem trener Mamrot. Skutek? 3 punkty!
W podstawowym składzie gości doszło do czterech zmian, a Jaga wyszła w Lubinie bardzo ofensywnie – na skrzydle operowali Sheridan i Świderski, a w ataku brylował zaangażowany Bezjak. Jednak tak, jak dwa tygodnie temu w Gdyni, na początku to gospodarze przeważali. W 16. minucie po kopnięciu piłki przez Pawłowskiego, ręką w polu karnym zagrał Wójcicki. Karnego i dobitkę Janoszki obronił jednak Superman – Kelemen. Gdyby poza kadrą nie był Starzyński, pewnie podszedłby do karnego i Miedziowi prowadziliby. Rezygnacja z kilku piłkarzy przez trenera Lewandowskiego wiele dobrego nie przyniosła. W 25. minucie idealnie w pole karne podał Romańczuk, a lobem wychodzącego z bramki Hładuna pokonał Bezjak. To jego pierwszy gol w sezonie, tym razem nikt mu miejsca na liście strzelców nie odbierze!
***
Szans Zagłębiu nie brakowało. A to przekombinował Żyra, a to panu Bogu w okno strzelał Tuszyński, który mógł też zanotować bramkę kolejki strzałem z przewrotki. Zagłębie jednak w końcu wbiło gola, tyle że sobie samym. Na niespełna 20 minut przed końcem Klimala uderzył, a Hładun do spółki z Baliciem pomogli futbolówce znaleźć drogę do siatki. To kolejna kompromitacja defensywy lubinian w tym sezonie. A przecież będący poza kadrą Guldan grał z Piastem jeszcze gorzej.
Jaga zdobyła kolejne punkty i aż przebiera nogami w oczekiwaniu na rewanż w Gandawie. Zmiennicy są, kontuzji i problemów, w odróżnieniu do meczu z Wisłą brak, a największym wygranym niedzielnego starcia stał się chyba Roman Bezjak, który szczególnie wobec kolejnego występu bez błysku Sheridana, zapewne wskoczy do pierwszej jedenastki w czwartek.
SKRÓT MECZU – KLIKNIJ
POWIEW ŚWIEŻOŚCI
LECH POZNAŃ – ZAGŁĘBIE SOSNOWIEC
Pierwsze letnie mecze wskazują na to, że trener Djurdjević stworzył drużynę silną na Ekstraklasę, ale póki co o wiele za mało dojrzałą na europejskie puchary. Z Szachtiorem Soligorsk – męczarnie do 120 minuty, z Genkiem – bardzo widoczna różnica klas. W rewanżu lechici pewnie spróbują powalczyć na tyle, na ile pozwoli rywal. W lidze gra Lecha jednak zachwyca, szczególnie po niedzielnym meczu z Zagłębiem Sosnowiec. Tu czarują nie tylko magowie z Portugalii, ale też młodzi Polacy!
W ostatnim „cichym” meczu przy Bułgarskiej od samego początku lewą stronę obrony gości skutecznie drażnił Kamil Jóźwiak, a błędy obrony Zagłębia wykorzystywał m.in. młody Paweł Tomczyk. W 7. minucie Paweł Tomczyk wykorzystał świetną piłkę i odegrał do Amarala, by chwilę później samemu zanotować trafienia. Niecały kwadrans później trafił po asyście Makuszewskiego i zbudowanej przez Jóźwiaka akcji. Pod koniec 1. połowy było już 3:0. Jóźwiak wrzucił piłkę na Amarala i o ile po jego strzale głową Kudła obronił, to dobitka Tomczyka nie dała mu już żadnych szans.
***
Lech atak zbudował piekielnie mocny, jednak obronę nieco zaniedbał – pozwalał gościom na wiele, a ci konstruowali nawet składne akcje, często będąc bez opieki defensorów Kolejorza. W 70. minucie wynik ustalił jednak „petardą” z rzutu wolnego Maciej Gajos.
Lech suchą stopą przeszedł się po Zagłębiu, jednak w czwartek, już przy pełnym dopingu, czeka ich zadanie po stokroć trudniejsze. Wyeliminowanie Genku wydaje się być dziś mało prawdopodobne, ale jeśli atak Lecha będzie tak skuteczny jak w niedzielę Tomczyk, to kto wie. Przy odrobinie szczęścia, dniu konia Lecha i gorszej dyspozycji Belgów, nic nie jest wykluczone. By jednak były jakiekolwiek szanse, kulejąca obrona musi być tym razem, jak monolit – jeden gol Genku spowoduje, że Kolejorz będzie do awansu potrzebował czterech.
SKRÓT MECZU – KLIKNIJ
POWRÓCIŁ NA DOBRE?
KORONA KIELCE – ŚLĄSK WROCŁAW
Gdy były król strzelców Ekstraklasy, Marcin Robak usiadł na ławce, a trener Pawłowski nie bardzo go widział ustawionego obok Arkadiusza Piecha, pojawiły się pierwsze pogłoski o możliwym odejściu, choćby do łódzkiego Widzewa. Robak jednak powrócił do wyjściowego składu i bardzo szybko zanotował gola w przegranym dla wrocławian meczu.
Robak zawdzięcza jednak te bramkę kompromitującemu zachowaniu bramkarza Korony, Hamrola. W 10. minucie po wyrzucie z autu Kallaste, zmiennik Alomerovicia w ub. sezonie tak przyjął piłkę, że aż oczy spuchły. Co jak co, ale drugim Neuerem to on nie jest, a Korona na gwałt potrzebuje solidnego bramkarza!
***
Bez niego da się jednak mecz wygrać, szczególnie jeśli obrona rywali również pomoże. W 19. minucie ręką zagrał w polu karnym Piotr Celeban i niedawny bohater Śląska, tym razem tak pozytywnie się nie zapisał. Z „wapna” trafił Soriano. Po przerwie nie działo się wiele, ale na 10 minut przed końcem znakomicie dośrodkował Rymaniak, a wykorzystał to o dziwo skuteczny w tym sezonie Górski.
Wojskowi choć sezon zaczęli z przytupem, a porażka z Lechem wydawała się być wypadkiem przy pracy, mieli zdecydowanie mniej atutów z Koroną. Ta, osłabiona przed sezonem jest już na 6. miejscu w tabeli i znów sprawia wrażenie chętnej do sprawienia psikusa wszystkim, którzy przed sezonem skazywali ich na spadek.
SKRÓT MECZU – KLIKNIJ
-
- Grafika: EkstraStats
-
- Grafika: EkstraStats
-
- Grafika: EkstraStats
-
- Grafika: EkstraStats
-
- Grafika: EkstraStats
-
- Grafika: EkstraStats
-
- Grafika: EkstraStats
-
- Grafika: EkstraStats
JEDENASTKA CHWAŁY
Kelemen – Jędrzejczyk, Runje, D. Suarez, Pietrzak – Jóźwiak, Żurkowski, Młyński, Haraslin – Tomczyk (kapitan), Bezjak
JEDENASTKA WSTYDU
Hamrol – P. Zieliński, M. Dąbrowski, Jędrych, Malheiro- Janoszka, Ambrosiewicz, Tosik, Babiarz, Felix – F. Piszczek
