Podbeskidzie spadło z Ekstraklasy, Śląsk wywalczył czwarte miejsce, a Wisła zaskoczyła w Gliwicach – to wszystko wydarzyło się w 30. kolejce Ekstraklasy.
Mecz kolejki
Puchary nie dla Piasta bo pokonuje go Biała Gwiazda
Piast Gliwice 2:3 Wisła Kraków
Piast był bardzo blisko europejskich pucharów. Podopieczni Waldemara Fornalika w ostatniej kolejce mierzyli się z słabo radzącą sobie ostatnio Wisłą Kraków. W miniony piątek ze stanowiska trenera zwolniony został Peter Hyballa. Jego zwolnienie nie było wielkim zaskoczeniem. W Gliwicach zespół z Krakowa poprowadził Kazimierz Kmiecik.
Na pierwszego gola w tym spotkaniu kibice musieli czekać do 11. minuty. Konrad Gruszkowski zdecydował się na strzał z dystansu. Uderzenie młodzieżowca próbował zablokować Patryk Sokołowski, ale zrobił to w najgorszy sposób, bo wbił piłkę do własnej bramki. Na odpowiedź Piasta nie trzeba było długo czekać. W 17. minucie wyrównał Jakub Świerczok. Lecz już siedem minut po bramce Świerczoka na prowadzeniu ponownie byli przyjezdni. Stefan Savić uderzył idealnie pod poprzeczkę.
Zawodnicy Piasta ponownie mogli szybko wyrównać. Po rzucie wolnym Tomasz Jodłowiec próbował zgrać piłkę głową, ale uderzył w rękę jednego z zawodników gości. Sędzia po analizie VAR podyktował karnego. Do piłki podszedł niezawodny Jakub Świerczok który… tym razem się pomylił. Jednakże trzeba pochwalić również dobrą postawę Mateusza Lisa w bramce Wisły. Piast nie wyrównał, a więc Biała Gwiazda wykorzystała sytuację i podwyższyła prowadzenie. W końcówce pierwszej połowy swojego debiutanckiego gola w Ekstraklasie strzelił siedemnastoletni Piotr Starzyński. Młody zawodnik białej Gwiazdy jest najmłodszym zdobywcą bramki w sezonie 2020/21.
Po przerwie nie zdołali wyrównać
Po przerwie kilka dobrych okazji miał Świerczok, lecz w niedzielę snajper strzelił tylko jednego gola. Drugiej bramki nie zdobył, ale zaliczył asystę. W 83. minucie Świerczok podał do Tiago Alvesa, który zmniejszył straty gospodarzy. Piast w końcówce nie zdołał doprowadzić do wyrównania.
To zwycięstwo Wisły to nie lada zaskoczenie. Zmiana trenera podziała na krakowian bardzo mobilizująco. Piast może sobie pluć w brodę, przed kolejką był w najlepszej sytuacji spośród drużyn walczących o europejskie puchary, ale nie zdołał do nich awansować. Choć w Gliwicach na pewno czują niedosyt, to patrząc na wyniki z początku sezonu szóste miejsce jest dobrym osiągnięciem. Przypomnę, że po ośmiu kolejkach Piast był ostatni z dorobkiem zaledwie dwóch punktów.
Spadek Górali
Legia Warszawa 1:0 Podbeskidzie Bielsko-Biała
Górale przed tą kolejką mieli bardzo ciężką sytuację. Podbeskidzie aby się utrzymać musiało wygrać z Legią w Warszawie i liczyć na porażkę Stali we Wrocławiu. O ile ten drugi warunek był mocno realny, o tyle pierwszy to bardziej science fiction. Jednak zawodnicy z Bielska-Białej chcieli pokazać się z jak najlepszej strony i postawić się Legionistom.
Podbeskidzie mogło bardzo dobrze rozpocząć to spotkanie. Peter Wilson podał do Marko Roginicia, ale strzał Chorwata w ostatniej chwili zablokował Artur Jędrzejczyk. Była to pierwsza i ostatnia klarowna akcja przyjezdnych w pierwszej połowie. Legia przejęła inicjatywę i przeprowadziła dwie dobre akcje. Najpierw uderzenie Rafaela Lopesa obronił Michal Pesković, a kilka chwil później Filip Mladenović w akcji sam na sam posłał piłkę nad poprzeczką. Stołeczna drużyna dopięła swego w 24. minucie. Josip Juranović wgrał piłkę na przedpole, a będący tam Lopes umieścił ją w bramce. Legia przed przerwą mogła podwyższyć prowadzenie. W 35. minucie Kacper Skibicki ładnie minął Rafała Janickiego, ale jego strzał pozostawiał wiele do życzenia. Kolejną okazję gospodarze mieli już w następnej akcji. Piłka po strzale Bartosza Kapustki zatrzymała się na poprzeczce.
Po przerwie nadal więcej z gry miała Legia. Podopieczni Czesława Michniewicza nie strzelili już więcej goli. Przy odrobinie szczęścia do remisu mógł za to doprowadzić Michał Rzuchowski. Pomocnik Podbeskidzia uderzył z dystansu, a piłka otarła się o słupek i wyszła poza linię końcową. Zabrakło kilku centymetrów.
Kasperczyk nie pomógł
Podbeskidzie spada z Ekstraklasy po roku. Przed sezonem mówiło się, że jest to najbardziej uporządkowany z beniaminków i raczej nie będzie miał większych problemów z utrzymaniem. Tym czasem stało się inaczej. Jesienią Górale może i grali ładną piłkę, ale zazwyczaj przegrywali. Po zmianie trenera wydawało się, że karta się odwróciła Podbeskidzie zdobyło wtedy osiem punktów w czterech meczach i wygrzebało się z ostatniego miejsca. Potem wyglądało to już gorzej. Zdobycie zaledwie ośmiu punktów w jedenastu ostatnich meczach nie wystarczyło do utrzymania. Misja ratunkowa Roberta Kasperczyka nie zakończyła się sukcesem.
Nafciarze sezon zakończyli z przytupem
Wisła Płock 4:0 Zagłębie Lubin
Miedziowi przy dobrych wynikach w innych spotkaniach mogli jeszcze zająć czwarte miejsce. Lecz najpierw powinni zadbać o zwycięstwo we własnym spotkaniu, a nie patrzeć na innych. Tym czasem Miedziowi w Płocku rozegrali jedno z najgorszych spotkań w sezonie.
Przyjezdni praktycznie nie istnieli. Wisła atakowała, a kwestią czasu była bramka. Pierwsza padła już w 8. minucie. Gola strzelił Patryk Tuszyński, a asystował mu Rafał Wolski. Na drugą bramkę kibice zgromadzeni na stadionie Wisły musieli czekać do 26. minuty. W sytuacji sam na sam z bramkarzem znalazł się Wolski, który bez większych problemów umieścił piłkę w bramce. Zagłębie mogło schodzić do szatni przegrywając jeszcze wyżej, gdyby nie interwencje Dominika Hładuna.
Kilka minut po wznowieniu gry najlepszą okazję mieli przyjezdni. Karol Podliński uderzył jednak tylko w poprzeczkę. Kto wie, może gdyby Zagłębie zdobyło bramkę, druga połowa wyglądałaby inaczej. Nie dowiemy się tego. Druga połowa wyglądała podobnie jak pierwsza. Nafciarze dominowali i w 56. minucie strzelili kolejnego gola. Mateusz Szwoch uderzył z dystansu, a piłka po rykoszecie wylądowała w bramce. W końcówce wynik ustalił Alan Uryga. Ten gol był ostatnim trafieniem Urygi dla Wisły Płock. W przyszłym sezonie zagra w Wiśle Kraków.
Być może przed meczem ktoś wkręcił Miedziowych, że są już na wakacjach i oni wzięli to na poważnie. Ekipa Martina Seveli nie wyglądali jakby walczyli o europejskie puchary. Jeżeli chodzi o Nafciarzy, to zagrali oni bardzo dobre spotkanie. Możliwe, że Maciej Bartoszek poprowadzi Wisłę również w przyszłym sezonie.
Błąd, pudło i dwa nieuznane gole
Jagiellonia Białystok 2:1 Lechia Gdańsk
Lechia remisem w poprzedniej kolejce mocno skomplikowała sobie sytuacje. Zwycięstwo w Białymstoku wcale nie gwarantowało Lechii udziału w eliminacjach Conference League.
Spotkanie rozpoczęło się fatalnie dla drużyny z Gdańska. Bartosz Bida chciał minąć Dusana Kuciaka, a bramkarz Lechii nieprzepisowo zatrzymał młodzieżowca Jagiellonii. Sędzia Krzysztof Jakubik podyktował karnego. Jak pokazały powtórki karnego być nie powinno. Przed starciem z Kuciakiem, Bida przyjął piłkę ręką. Lecz VAR nie zauważył tego zagrania i nie zmienił decyzji sędziego.
Pan Sławek w C+:
Wina sędziego Stefańskiego. Sytuacja czarno biała. Nie wiem skąd ten błąd. Potrzeba psychologa.#JAGLGD— Marcin Sikorski (@Sikorski81) May 16, 2021
Bramkarz Lechii wyczuł intencje Jakova Puljicia, który wykonywał rzut karny, ale nie zdołał obronić jego strzału. Stracona bramka nie podłamała przyjezdnych. Lechia w pierwszej połowie miała dwie znakomite sytuacje. W 24. minucie Joseph Ceesay przelobował wychodzącego z bramki Xaviera Dziekońskiego. Możliwe, że piłka przeleciałaby obok bramki, ale spokojnie do pustej bramki mógł skierować ją Zarko Udovicić. Tyle tylko, że były zawodnik Zagłębia Sosnowiec nie trafił z najbliżej odległości. Kolejną sytuację podopieczni Piotra Stokowca mieli w 31. minucie. Tym razem zakończyła się ona golem. Tyle tylko, że po chwili okazało się, że Flavio Paixao który zdobył bramkę, podczas przyjęcia pomagał sobie ręką. Gol nie został uznany.
Zdobyli i stracili
Po przerwie Lechia wreszcie bramkę zdobyła. W 61. minucie Karol Fila pokusił się o strzał z dystansu. Okazało się, że piłka po tym strzale wylądowała w bramce. Co w tym dziwnego? A no to, że leciała ona praktycznie w Dziekońskiego, który z niewiadomych przyczyn jej nie złapał. No cóż, chyba tylko Dziekoński wie dlaczego tej piłki nie złapał. Remis utrzymał się do 78. minuty. Wtedy to, ponownie na prowadzenie wyszła Jagiellonia. Bramkę zdobył Tomas Prikryl. W doliczonym czasie gry Lechia ponownie wyrównała, ale po raz drugi w tym spotkaniu bramka nie została uznana. Tym razem nie było żadnych kontrowersji, Flavio Paixao był na spalonym.
Lechia zaprzepaściła awans do europejskich pucharów. Choć są głosy, że to wina sędziego. Kibice Lechii napisali nawet petycję do Szefa Kolegium Sędziów PZPN Zbigniewa Przesmyckiego w sprawie decyzji sędziowskich w tym spotkaniu. Ja osobiście wątpię aby to coś dało, ale zawsze warto próbować.
Dwóch szczęśliwych
Śląsk Wrocław 1:1 Stal Mielec
Przed meczem portal 90minut.pl przeprowadził analizę PKO Ekstraklasy. Szansę na awans Śląska do europejskich pucharów oceniano na 29%. Większość osób uważało, że jeśli wrocławianie chcą zająć czwarte miejsce to muszą wygrać ze Stalą. Drużynie z Mielca do utrzymania potrzebny był remis.
Śląsk znakomicie rozpoczął to spotkanie. W 6. minucie znakomitą bramkę wolejem zdobył Krzysztof Mączyński. W końcówce pierwszej połowy prowadzenie podwyższyć mógł Erik Exposito. Hiszpan uderzył z ostrego konta. Jego strzał świetnie wybronił Rafał Strączek.
Po przerwie nadal więcej z gry mieli zawodnicy Jacka Magiery. Lecz przyjezdni też mieli swoje okazje. Najlepszą w 63. minucie. Po rzucie rożnym głową uderzał Mateusz Mak. Piłka po jego uderzeniu trafiła w słupek. Potem długo wydawało się, że Śląsk dowiezie trzy punkty do końca. Aż nadszedł doliczony czas gry. Stal przeprowadziła ładną akcję. Mak dostał piłkę w polu karnym i zagrał górą do Macieja Jankowskiego. Były napastnik Arki uderzył z woleja i zapewnił Stali utrzymanie.
Kibice Śląska, których na stadionie zgromadziło się ponad 10 tysięcy, w momencie kiedy bramkę zdobył Jankowski nie byli zadowoleni. Pewnie wszyscy myśleli, że remis nie wystarczy do gry w Europie. Ależ musieli być zaskoczeni gdy okazało się, że inne wyniki ułożyły się w taki sposób, że Śląsk zajął czwarte miejsce.
Stal utrzymała się w lidze, choć kilka tygodni temu każdy zwiastował im spadek. Trener Gąsior okazał się nie lada kozakiem. Jednakże w przyszłym sezonie władze Stali powinni zachować trochę więcej spokoju i nie zwalniać pochopnie trenerów.
Spotkanie medalistów
Pogoń Szczecin 1:3 Raków Częstochowa
Jeszcze kilka tygodni temu mogliśmy spodziewać się, że bezpośredni mecz między tymi drużynami wyłoni nam wicemistrza Polski. Jednak słaba forma Pogoni Szczecin (tylko 2 punkty zdobyte w ostatnich 3 meczach) pozbawiła nas wielkich emocji w tym starciu. Choć w zapowiedziach przedmeczowych trenerzy obu ekip byli zgodni, że to nie będzie sparing.
Trzeba przyznać, że pierwsza część gry toczyła się pod dyktando Pogoni Szczecin. To Portowcy stwarzali więcej okazji bramkowych. Mimo to nie mogli znaleźć sposobu na pokonanie Dominika Holeca. Natomiast Raków nie miał takiej przewagi, ale był skuteczniejszy. Efektem tego była bramka Zorana Arsenicia w 31. minucie. Od tego momentu impet gości uleciał.
Druga połowa to ponowne starania Portowców, aby wyrównać stan gry, ale wciąż bezskutecznie. Raków z wykorzystywaniem swoich sytuacji nie miał problemu. Na listę strzelców wpisali się Ivi Lopez oraz Jakuba Arak. Natomiast honorową bramkę dla Portowców strzelił Adam Frączak, który po 10 latach opuszcza szczeciński klub. Adam Frączak w pożegnalnym meczu strzelił 70 bramkę dla granatowo-bordowych
https://twitter.com/PogonSzczecin/status/1393972553392271361?s=20
Raków zagrał wyrafinowany futbol. Zasłużenie wykorzystał nadarzające się okazje i potwierdził, że to zespołowi z Częstochowy należy się drugie miejsce. Portowcy też mogą być zadowoleni, ponieważ sięgają po medal mistrzostw Polski po 20 latach.
Piknikowa atmosfera
Lech Poznań 1:1 Górnik Zabrze
Jesienią aspiracje obu drużyn sięgały europejskich pucharów. Lech zakwalifikował się do fazy grupowej Ligi Europy, a Górnik Zabrze utrzymywał się w czołówce ekstraklasowej tabeli. Jednak okres zimowy i cała wiosna jest do zapomnienia. Dlatego Lech i Górnik w tym meczu walczyły o godne pożegnanie się z sezonem 2020/21.
Mecz toczył się w atmosferze czysto piknikowej. Po zespołach było widać, że o nic szczególnego nie walczą. Pierwszy do głosu doszedł Kolejorz, który objął prowadzenie już w 9. minucie po strzale z woleja Daniego Ramireza. Lech kreował więcej sytuacji z gry. Jednak to nie przełożyło się na więcej bramek. Od czasu do czasu także Górnik stwarzał sobie sytuacje bramkowe. W 77. minucie jedną z nich wykorzystał zawodnik przyjezdnych Bartosz Nowak.
Na zakończenie sezonu Lech i Górnik podzielili się punktami. Teraz przychodzi czas na wyciągnięcie odpowiednich wniosków. Przede wszystkim duże oczekiwania będą w stosunku do Macieja Skorży, który będzie miał ponad dwa miesiące na skompletowanie drużyny i przygotowanie Kolejorza do kolejnego sezonu, gdzie będą starali się włączyć w walkę o medale, a w dalszej perspektywie o mistrzostwo.
O włos od pucharów
Cracovia 0:1 Warta Poznań
Warciarze przyjechali do Krakowa z jedną myślą: zgarnąć 3 punkty. Zdobycie kompletu oczek dawałoby szansę poznaniakom na grę w eliminacjach europejskich pucharów. Jednak oprócz własnego zwycięstwa potrzebowali potknięcia Śląska Wrocław, Zagłębia Lubin, Piasta Gliwice i Lechii Gdańsk.
Warta wyszła na boisko z zupełnie innym nastawieniem niż to, które obserwowaliśmy w trakcie sezonu. Nie czekali na błędy przeciwników, tylko ruszyli do ataków. Dyktowali tempo gry, nie pozwalając gospodarzom na wiele. Trzeba pochwalić defensywę Cracovii, która zagrała całkiem przyzwoite spotkanie mimo bramki straconej w 77 minucie. Na listę strzelców wpisał się Makana Baku, który dostał świetne podanie od Łukasza Trałki. Dla 37-latka był to 400. mecz rozegrany w ekstraklasie. Jestem pewny, że nie ostatni.
Beniaminek z Poznania miał się bronić przed spadkiem, a tu do ostatniej kolejki walczył o europejskie puchary. Z pewnością podopieczni Piotra Tworka stanowią największe objawienie sezonu. Do pełni szczęścia zabrakło tylko tego, żeby Śląsk Wrocław przegrał ze Stalą Mielec, ponieważ wszystkie pozostałe warunki zostały spełnione. Warta przegrała ze Śląskiem przez gorszy bilans bezpośrednich spotkań z klubem z Dolnego Śląska. Natomiast Cracovia zalicza najgorszy sezon od początku przygody Michała Probierza w Cracovii.
Jedenastka kolejki
Mateusz Lis (Wisła Kraków)
Bardzo dobry występ w Gliwicach. Obronił rzut karny.
Josip Juranović (Legia Warszawa)
Sezon skończył z asystą.
Alan Uryga (Wisła Płock)
Z płocką ekipą pożegnał się bramką.
Fran Tudor (Raków Częstochowa)
Zaliczył dwie asysty w starciu z Pogonią Szczecin.
Tomas Prikryl (Jagiellonia Białystok)
Zdobył zwycięską bramkę z Lechią Gdańsk.
Mateusz Szwoch (Wisła Płock)
Najlepszy asystent sezonu. W niedzielę dołożył kolejną asystę i strzelił gola.
Adam Frączczak (Pogoń Szczecin)
Z Pogonią pożegnał się golem.
Krzysztof Mączyński (Śląsk Wrocław)
Znakomita bramka zdobyta w meczu ze Stalą Mielec.
Rafał Wolski (Wisła Płock) – Piłkarz kolejki
Bardzo dobry występ przeciwko Zagłębiu. Gol i asysta.
Jakub Świerczok (Piast Gliwice)
Swoją dobrą postawą w tym sezonie zapracował na powołanie doi kadry. W ostatniej kolejce zdobył bramkę i zaliczył asystę.
Flavio Paixao (Lechia Gdańsk)
Dwoił się i troił w spotkaniu przeciwko Jagiellonii. Dwa razy nawet wpakował piłkę do bramki rywali, ale w obu przypadkach bramki nie uznano.
Autorzy
Mateusz Bartoszek
Mateusz Adamczyk
Pasjonat polskiego sportu, zwłaszcza piłkarskiej Ekstraklasy.