Szwedzki film fabularny to nie jest pierwsza rzecz, którą wybierze subskrybent Netflixa. Ja jednak postanowiłem zaryzykować. Czy zmarnowałem 1,5 h swojego życia?
O czym to?
„10000 tysięcy godzin” to film łączący piłkę nożną i tytułową ideę. Ta mówi: jeśli poświęcić na pracę w jakieś dziedzinie 10000 efektywnych godzin, staniesz się w niej ekspertem.
Główny bohater – Eric, jak praktycznie każdy z nas, marzył o karierze piłkarza. Ostatecznie wylądował w korpo i pozostało mu kupowanie zdrapek z marzeniami o byciu bogatym. Los chciał, że Eric wygrał pokaźną pensję wypłacaną przez 5 lat. Mężczyzna nie zastanawiał się długo i podjął decyzję o spełnieniu marzenia. Brzmi jak fabuła miałkiego filmu? Moim zdaniem niekoniecznie…
„Co Ty robisz człowieku?”
Tak mogłaby zakrzyknąć – za Marcinem Najmanem – żona zwycięscy loterii. Ma kochającego męża, sama chce zrobić karierę polityka partii mającej lewicowe poglądy związane z ideą pracy. Posiada też hipotekę i trawnik, który ma taki drenaż jak boisko w 1974r. podczas meczu z Polski z RFN.
Taka wygrana jest dla niej niczym gwiazdka z nieba. Już myśli nad zmniejszeniem kredytu, marzy o pięknym trawniku, chce zakładać rodzinę. Za to jej 36-letni mąż postanawia… rzucić pracę i zacząć grać na poważnie w piłkę. Powiedzieć, że nie wspierała tego pomysłu, to nic nie powiedzieć.
Kumpel Cię lepiej zrozumie niż żona
Szwecki film idealnie pokazuje jak wiele w życiu mężczyzny znaczy dobry kumpel. Wymyślisz coś z pozoru głupiego? – Żona będzie ględzić. Natomiast kumpel – bez zastanowienia w to wejdzie. I takim przyjacielem był właśnie Bengtsso. Gość na szybko zorganizował Ericowi treningi i nawet wciągnął telewizję w promocje swojego „zawodnika”. Ba, kiedy nadchodził ważny dzień w życiu Erica, jego przyjaciel odebrał swoje dzieciaki ze szkoły „bo musiały iść na pogrzeb”. A wszystko po to, żeby kumpel czuł wsparcie. To się nazywa męska przyjaźń.
Jaki by nie był koniec – i tak bym narzekał
Z produkcjami typu „10000 godzin” jest pewien problem – schemat. Ten przeważnie ciągle się powtarza. Mamy zwykłego – jak my bohatera, który nagle otrzymuje szanse i postanawia spełnić marzenia. Dzięki temu staje się wielki. Szczerze, oczyma wyobraźni już widziałem Erica na stadionie Molme. Gościa z nikąd, który przebił się do składu czołowej szweckiej drużyny. W końcu to film.
Tego typu produkcje mają jeszcze jedną cechę – pozwalają nam się stać bohaterami. Dzięki temu przypomniała mi się sytuacja z lat szkolnych. Pewnego razu stanęła przede mną szansa – miałem być kapitanem jednej z drużyn piłkarskich na wf-ie. Postanowiłem wybrać tylko tych najgorszych kolegów do gry. Wierzyłem, że dzięki sercu i odwadze możemy wybronić 0:0, a przy dobrej sytuacji – dobrze skontrować. I kochani, nie uwierzycie co… Po 15 minutach przgrywaliśmy 0:5 i trzeba było zmieniać składy. W końcu to realne życie.
Szwedzi postanowili jednak zrobić lekki twist. Eric ostatecznie nie skończył w topowej drużynie (nie, to nie spoiler), ale też nie dostał gonga od rzeczywistości jak moja drużyna. Można powiedzieć, że koniec był pospolity. Jednak lepszy niż „Chłopak pracujący kiedyś w korpo, dzisiaj w Molme”.
Czy zmarnowałem swój czas?
„Jeden rabin powie – tak, drugi rabin powie – nie”. Muszę przyznać, że „10000 godzin” to nie jest hitowa produkcja. Raczej film, który leci do niedzielnego obiadu. Relaks przez ekranem i lekka dawka motywacji dla widza. Jeśli jednak lubicie filmy o tematyce piłkarskiej (a zakładam, że tak jest) to spórzcie na „10000 godzin”.
Czas: 1h 29 min
Ocena: 5/10
Kibic. Piłka Nożna: od A-Klasy do Ekstraklasy.