28 listopada 2016 r. to jedna z dat, które na zawsze zapiszą się w pamięci kibiców futbolu. Podobnie jak drużyna Chapecoense. Nie dziwi więc fakt, że dokument o katastrofie samolotu z brazylijskimi piłkarzami na pokładzie musiał powstać.
Trudna sztuka
Myślę, że stworzenie filmu na temat zdarzenia, które budzi emocje takie jak: rozpacz, współczucie, smutek jest bardzo trudne. Właściwie w tym przypadku granica pomiędzy nakręceniem dobrego dokumentu pielęgnującego pamięć o ofiarach, a stworzeniem populistycznego paździerzu, jest bardzo cienka. Twórcom dokumentu „Forever Chape” można pogratulować, bo zrobili film, który jest w pewnym sensie unikalny.
Katastrofa – wcale nie główny bohater
Jeśli chcecie obejrzeć produkcję, która ze szczegółami nakreśli jak doszło do katastrofy samolotu drużyny Chapecoense, zawiodę Was. Dokument Netflixa tylko w małej części skupia się na technicznych aspektach tematu. Ba, mogę zaryzykować stwierdzenie, że sama katastrofa jest w pewnych momentach tłem. Za to na główny plan wysuwają się: miłość, pamięć i społeczność.
Chapeco to 200 tys. miasto, leżące w południowej części Brazylii. Jest pewnego rodzaju ewenementem na piłkarskiej mapie „kraju kawy”. Takie miasta jak Sao Paulo czy Rio są podzielone na kilka wielkich klubów. Za to całe Chapeco łączy miłość do Chapecoense. I być może czytając ten tekst odniesiecie wrażenie, że robi się zbyt ckliwie. Jednak po obejrzeniu dokumentu Netflixa mogę śmiało powiedzieć, że mieszkańcy Chapeco naprawdę przejmują się losami swojego klubu.
Jeśli miałbym porównać Chapecoense do jakiegoś polskiego klubu, byłaby to Jagiellonia Białystok. Zachowując pewne proporcje, widzę wiele podobieństw między oboma klubami. Obie rządzą w swoim mieście i nie posiadają wielkiego rywala nawet w swoim regionie.
Miłość do Chape
Jest jeden fakt, który sprawia, że dokument Netflixa można określić jako „must watch”. To za sprawą świetnej narracji. Twórcy nie skupiają się na tym, żeby pokazać kto zawiódł czy co się dokładnie stało. Za to postanowili się postawić na najważniejsze – uczucia. Klimat filmu jest kreowany za pomocą opowieści osób związanych z klubem Chapecoense. Wielu z nich straciło swoich bliskich w katastrofie. Dlatego słuchanie takich bohaterów sprawia, że sam widz może się poczuć jednym z członków społeczności Chapeco. Społeczności, która żyje swoim zespołem i to dzięki niej w klubie panuje szczególna, rodzinna atmosfera, o której zresztą wspominają sami piłkarze.
Piłka to coś więcej niż kopanie skóry
Katastrofa Chapecoense pokazała nam kolejny raz, że w futbolu pomimo ciągle napływającej kasy, jest miejsce na romantyzm. Kolumbijska drużyna – Atletico National – z którą piłkarze Chape mieli się zmierzyć w finale Copa Sudamerica, stwierdziła: puchar należy oddać Brazylijczykom. I co ważne – to trofeum nie było ostatnim słowem powiedzianym przez Chapecoense. Zaledwie kilka miesięcy po katastrofie, nowa drużyna zdobyła mistrzostwo stanu.
Kocham takie kluby jak ten z Chapeco. Kluby, które liczą się dla kibiców, które nie są zwykłymi wydmuszkami. Nie działają na zasadzie: odejdzie główny sponsor – to zwijamy manatki. Społeczność nie dała umrzeć Chapecoense i za to im się należy wieczny szacunek.
„Forever Chape!”
Co tu dużo pisać: człowiek, który określa się mianem „romantyka futbolu” musi obejrzeć dokument o Chape. Szczególnie taki, który podkreśla fakt, jak klub żyje dla ludzi. Bo dla takich drużyn warto oglądać piłkę.
Czas: 1h 14 min
Ocena: 9/10
Fot. Chapecoense (LINK)
Kibic. Piłka Nożna: od A-Klasy do Ekstraklasy.