Obserwuj nas

Rozgrywki

Na górze bez zmian #MinąłWeekend – 29. kolejka

Pierwsza trójka wygrała swoje spotkania, Piast przerwał serię Legii, a Górnik Łęczna wygrał po raz pierwszy od pięciu spotkań – to wszystko wydarzyło się w 29. kolejce Ekstraklasy. 

Górnicy nie składają broni

Górnik Łęczna 1:0 Radomiak Radom

Dwóch beniaminków, którzy w tym sezonie walczą o zgoła odmienne cele. Radomiak nie kryje, że walczy o czwarte miejsce, za to Górnik marzy o pozostaniu w elicie na kolejny sezon. Górnicy przed tym spotkaniem byli w bardzo złej sytuacji. Ostatnie miejsce w tabeli i siedem punktów straty nie napawały optymizmem, ale zarówno trener Prasoł, jak i zawodnicy klubu z Łęcznej nie tracili nadziei.

Gospodarze od początku próbowali tworzyć akcje poprzez atak pozycyjny. Szczerze powiedziawszy nie najgorzej im to wychodziło. W 5. minucie, po takiej akcji, w sytuacji strzeleckiej znalazł się Damian Gąska. Jednak jego uderzenie było za słabe by zaskoczyć bramkarza gości. Radomiak groźny był zwłaszcza po stałych fragmentach. W 21. minucie Daniel Łukasik dośrodkował z rzutu rożnego. Akcję zamykał Mateusz Cichocki, ale trafił tylko w boczną siatkę. Z czasem to goście zaczęli prowadzić grę. Niebezpiecznie pod bramką Górnika zrobiło się w 31. minucie. Wtedy to, Luis Machado dośrodkował niemalże idealnie na głowę Mauridesa, ale Brazyliczyk nie zdołał skierować piłki do bramki. Pięć minut później, po szybkiej akcji, piłka trafiła do Karola Angielskiego. Najlepszy strzelec drużyny z Radomia miał czas i miejsce, lecz uderzył wprost w Macieja Gostomskiego. Pierwsza połowa była wyrównana i zakończyła się bezbramkowym remisem.

Przełamanie Śpiączki

Na pierwszą niebezpieczną akcję po przerwie trzeba było czekać do 53. minuty. Przeprowadzili ją Zielono-Czarni. Daniel Dziwniel dośrodkował piłkę wprost na głowę Janusza Gola. Lecz doświadczony pomocnik przeniósł futbolówkę nad poprzeczką. Cztery minuty później Górnicy powinni przegrywać. Chyba tylko sam Maurides wie jakim cudem nie trafił z pięciu metrów do niemalże pustej bramki. Gospodarze utrzymywali się dłużej przy piłce, ale to radomianie stwarzali groźniejsze sytuacje. W 65. minucie Machado huknął z dystansu, ale piłka nie znalazła drogi do bramki. Górnicy dobrą sytuacje mieli w 70. minucie. Marcel Wędrychowski przebiegł z piłką pół boiska i, choć mógł podawać, zdecydował się na strzał. Był on zbyt słaby, żeby zaskoczyć Filipa Majchrowicza.

Mecz nie porywał. Na boisku było dużo walki, a na trybunach jęki zawodu z powodu braku dobrych akcji. Gdy fani powoli przestawali wierzyć w to, że Górnik w tym sezonie zdobędzie bramkę, wtedy przełamał się Bartosz Śpiączka. Była 85. minuta, Janusz Gol znakomicie podał do popularnego „Śpiony” nie zmarnował świetnej okazji i wyprowadził Zielono-Czarnych na prowadzenie. Jak się potem okazało był to gol dający Górnikom pierwsze zwycięstwo pod wodzą trenera Prasoła.

Duma Lubelszczyzny nadal liczy się w walce o utrzymanie. Lecz przed Górnikiem teraz dwa trudne wyjazdy, najpierw w środę do Poznania, a potem w niedzielę do Częstochowy. Wywalczenie jakichkolwiek punktów w tych potyczkach będzie bardzo trudne, ale Górnicy muszą teraz szukać punktów w każdym meczu, nie ważne z jakimi rywalami grają.

Stal coraz niżej w tabeli

Stal Mielec 0:1 Warta Poznań

Lekkiego faworyta w tym starciu należało upatrywać w Warcie. Podopieczni Dawida Szulczka w ostatnich tygodniach radzą sobie na prawdę nieźle i są coraz bliżej utrzymania. Inaczej jest w Mielcu. Stal w tym roku wygrała tylko jedno spotkanie i powoli spada coraz niżej w tabeli.

Zieloni szybko zdobyli bramkę i kontrolowali spotkanie. W 12. minucie Łukasz Trałka dośrodkował piłkę z rzutu wolnego. W „szesnastce” najwyżej wyskoczył Dawid Szymonowicz, który zdobył bramkę i otworzył wynik spotkania. Potem działo się mało, na prawdę mało.  Gospodarze może i chcieli wyrównać, lecz na boisku nie było tego widać. W 30. minucie Maciej Domański uderzył bezpośrednio z rzutu wolnego. Piłka przeleciała dwa metry od bramki strzeżonej przez Jędrzeja Grobelnego. Z ciekawych akcji w pierwszej połowie, to by było na tyle.

Po przerwie działo się jeszcze mniej. Jedyną wartą odnotowania akcję przeprowadziła w 71. minucie Warta. Szczerze to przeprowadził ją sam Jayson Papeau. Francuz zabawił się się obroną Stali, ale jego strzał odbił Rafał Strączek. Dobitka Jana Grzesika była bardzo niecelna. Poza tym nie działo się praktycznie nic.

Zieloni są coraz bliżej utrzymania. Warta, co prawda, nie ma najłatwiejszego terminarza, ale ma tak dużą przewagę punktową, że musiałby się wydarzyć totalny kataklizm,żeby ekipa z Poznania spadła. Jeśli chodzi o drużynę z Mielca to spadek jest coraz bliższy. Po rundzie jesiennej wydawało się, że mielczanie będą prędzej walczyć o puchary niż o spadek. Jednak rzeczywistość brutalnie zweryfikowała Stal i teraz czeka ich ciężka walka o pozostanie w elicie.

Gdy się głupie bramki traci to się spada z Ekstraklasy

Bruk-Bet Termalica Nieciecza 0:3 Raków Częstochowa

Było wiadomo, że zdecydowanym faworytem tego meczu był Raków. Częstochowianie ten mecz wygrać musieli. Nie liczył się styl. No właśnie, zawodnicy Rakowa chyba wzięli sobie to stwierdzenie do serca i zagrali w słabym stylu, ale nie uprzedzajmy faktów.

Początek w wykonaniu klubu z Niecieczy nie był taki zły. W 2. minucie gospodarze mieli rzut wolny. Po niezłym rozegraniu tego stałego fragmentu gry, Piotr Wlazło zgrał piłkę do Kacpra Śpiewaka, ale strzał młodzieżowca został zablokowany.  Ogólnie to Termalica grała na prawdę przyzwoicie. Podopieczni Radoslava Latala grali po ziemi i wyglądali tak jakby w ogóle nie groził im spadek. Gdyby jeszcze tylko zawodnicy klubu z Niecieczy stwarzali jakieś niezłe akcje, to było by już na prawdę dobrze. Jednakże Bruk-Bet częściej stwarzał akcje Rakowowi niż sobie, a, że częstochowianom to nie przeszkadzało, to cierpliwie czekali na błędy. po jednym z takich błędów padła pierwsza bramka. W 36. minucie Paweł Pawluczenko zagrał wprost pod nogi Patryka Kuna. Pomocnik Rakowa podał do Iviego Lopeza, a Hiszpan otworzył wynik spotkania.

Po przerwie gospodarze rzucili się do ataku, lecz ponownie zamiast zdobyć bramkę, to ją stracili. W 62. minucie Raków rozegrał krótko rzut rożny. Piłkę w pole karne zacentrował Dean Sorescu. Strzał Tomasa Petraska Pawluczenko wybił przed siebie. Tam na piłkę czekał Vladislavs Gutkovskis. Łotysz dopełnił formalności i było już 2:0 dla zespołu z Częstochowy. Kropkę nad „i” w doliczonym czasie gry postawił Sebastian Musiolik, który przelobował bramkarza Bruk-Betu i skierował piłkę do pustej bramki.

Nie ma co się czarować, Raków zagrał słabo. Lecz częstochowianie zagrali rozważnie poczekali na błędy rywali i te błędy wykorzystali. Bruk-Bet, może i nie gra brzydko, ale punktów im tonie przynosi. Tak więc trener Latala i jego podopieczni mogą powoli witać się z pierwszą ligą.

Wymęczone zwycięstwo Portowców

Jagiellonia Białystok 1:2 Pogoń Szczecin

Po ubiegłotygodniowej domowej porażce z Wisłą Płock Portowcy nie mogli pozwolić sobie na kolejną przegraną. Jednak Jagiellonia u siebie z ekipami z czołówki radzi sobie całkiem nieźle (wygrane z Lechem i Rakowem).

Na początku to Pogoń atakowała, ale Jaga też miała swoje sytuacje. Jednakże ani jedni, ani drudzy nie zdołali zdobyć bramki. Aż nadeszła 25. minuta. Bojan Nastić ładnie podciął piłkę, Diego Carioca wpadł z futbolówką w pole karne i umieścił ją w bramce. Po chwili świetną okazję na wyrównanie mieli Portowcy. Damian Dąbrowski fantastycznie zagrał do Jeana Carlosa. Zawodnik Pogoni znalazł się w sytuacji sam na sam z Dante Stipicą, ale świetną interwencję zaliczył Pavels Steinbors. W 34. minucie było już 1:1. Jean Carlos podał do Kamila Grosickiego, a „Grosik” dopełnił formalności.

Początek drugiej połowy przebiegł pod znakiem dużej niedokładności ze strony obu ekip. W 52. minucie piekielnie mocno uderzył Maciej Żurawski, ale z jego uderzeniem poradził sobie Pavels Steinbors. Po tym strzale bramkarz Jagiellonii sparował piłkę na rzut rożny. Właśnie po tym rożnym było niebezpiecznie pod bramką Jagi, bo Steinbors musiał wybijać piłkę z linii bramkowej. Na kolejną dobrą akcję trzeba było czekać do 73. minuty. Właśnie po tej akcji padł drugi gol dla Pogoni. Sebastian Kowlaczyk wgrał piłkę w pole karne, a tam chciał ją przyjąć Kamil Drygas, ale odskoczyła mu piłka. Pewnie złapałby ją Steinbors, lecz uprzedził go Grosicki, który musnął piłkę i ta ponownie trafiła do Drygasa. Pomocnik skierował futbolówkę do bramki i było 2:1 dla Pogoni. No i była to bramka na wagę trzech punktów.

Będę szczery. Nudny był to mecz. Nie działo się w nim wiele. Pogoń wygrała, bo miała więcej dobrych akcji i trochę szczęścia. Lecz jesteśmy w takim momencie sezonu, że dla drużyn z czołówki liczą się przede wszystkim punkty, a nie ładna gra.

Spokojna wygrana Kolejorza

Wisła Płock 0:1 Lech Poznań

Płock to w tym sezonie bardzo trudny teren. Zawodnicy Kolejorza na pewno o tym wiedzieli. Jednak Nafciarze w sobotę zagrali bardzo słabo i nie zagrozili zbytnio Lechowi.

Lech od początku przeważał, prowadził grę, atakował, ale bramkę zdobył dopiero w końcówce pierwszej połowy. W 44. minucie Michał Skóraś wgrał piłkę w pole karne, a Dawid Kownacki uprzedził Antona Krywociuka i umieścił piłkę w bramce. Wcześniej „Kownaś” miał dwie bardzo dobre okazje, ale w obu przypadkach nie oddał nawet celnego strzału. Wisła w pierwszej połowie miała jedną dobrą sytuację. Niebezpiecznie z rzutu wolnego uderzył Mateusz Szwoch, ale trafił tylko w słupek.

Po przerwie Lech kontrolował spotkanie, a Wisła nie rzucała się jakoś specjalnie do ataku. W sumie, to Nafciarze blisko gola byli w 83. minucie, ale piłka po strzale Damiana Michalskiego przeleciała obok bramki. Kolejorz mógł wygrać wyżej, ale w końcówce Adriel Ba Loua spudłował w świetnej sytuacji.

Lech wykonał robotę. I tyle. Choć Wisła wcale nie zagroziła klubowi z Poznania. Dość powiedzieć, że Nafciarze nie oddali w tym meczu nawet celnego strzału.

Miedziowi włączają się w walkę o utrzymanie

Cracovia 1:0 Zagłębie Lubin

Przed tygodniem Cracovia uległa Warcie Poznań, zaś Zagłębie wygrało kluczowe spotkanie ze Stalą Mielec. Mimo to przyjezdni przed poniedziałkowym spotkaniem byli pod większą presją. Widmo spadku dla Miedziowych wciąż jest wysokie. Przed tą kolejką Zagłębie było drużyną, która w tym sezonie miała najwięcej porażek na koncie, bo aż 15. Dla Pasów także ten mecz był istotny. Ewentualne zwycięstwo niemalże zagwarantowałoby im już utrzymanie.

Cracovia zaczęła mecz od wywierania presji na przeciwniku. Już w 8. minucie w euforię krakowskich kibiców wprawił gol Kamila Pestki. Po dośrodkowaniu z bocznego sektora boiska piłka odbiła się od obrońcy Zagłębia i wpadła wprost pod nogi Pestki, który bez zawahania, z pierwszej piłki posłał futbolówkę do siatki. Po objęciu prowadzenia Cracovia nie zamierzała oddawać futbolówki przeciwnikom. Miedziowi rzadko gościli w polu karnym Pasów. Dominację gospodarzy potwierdza statystyka sytuacji bramkowych. Cracovia miała takich okazji 11 a Zagłębie tylko 3.

W drugiej odsłonie gra bardziej się wyrównała. Ale wciąż Zagłębie nie było w stanie wypracować sobie dogodnej okazji do zdobycia bramki. Cracovia umiejętnie pracowała w defensywie, przecinając kluczowe podania przeciwnika. Zagłębie głównie liczyło na stałe fragmenty gry. W 67. minucie Cracovia, po przejęciu piłki i szybkiej kontrze, powinna podwyższyć wynik, ale okazji nie wykorzystał Cornel Rapa. Dobrą obroną popisał się Dominik Hładun. Do końca spotkania Miedziowym nie udało się sforsować bramki Lukasa Hrosso.

Zagłębie drży nadal. Na liczniku mają już 16 porażek. Nie pewność co do losów utrzymania będzie towarzyszyć im do ostatniej kolejki. Nad będącą w strefie spadkowej mają tylko 2 punkty przewagi. W następnej serii gier powalczą z Górnikiem Zabrze. Natomiast Pasom już w tym sezonie nie jest w stanie nic zagrozić.

Niedosyt pozostaje

Śląsk Wrocław 1:1 Wisła Kraków

Biała Gwiazda po zwycięstwie nad Górnikiem Zabrze nadal wierzy, że może się utrzymać. W świąteczny poniedziałek czekało na nich kolejne ważne spotkanie. Bezpośrednia wygrana nad Śląskiem pozwoliłaby im zrównać się punktami z wrocławianami. A także z Zagłębiem, które wcześniej przegrało z Cracovią. Dlatego nikt nie mógł kalkulować.

Z takiego założenia wyszli Wiślacy, którzy już w 6. minucie objęli prowadzenie po golu Elvisa Manu. Holender odnalazł się perfekcyjnie w polu karnym po dośrodkowaniu Konrada Gruszkowskiego. W tej sytuacji bardzo biernie zachowała się obrona Śląska. Po początkowym entuzjazmie w szeregach Białej Gwiazdy goście oddali inicjatywę wrocławianom. To mogło się zemścić. Jednak w jednej akcji w ostatnim momencie przyjezdnych uratował Maciej Sadlok, który zatrzymał strzał Roberta Picha na linii bramkowej. Pod koniec połowy już obrona Wisły nie powstrzymała gospodarzy. W 41. minucie Victor Garcia dośrodkował w pole karne, gdzie Cayetano Quintana skutecznie  uderzył z powietrza na bramkę rywala.

Po przerwie obie drużyny dążyły do zdobycia kompletu punktów. Jednak konstruowane akcje były bardziej zachowawcze niż w pierwszej połowie. Tempo nieco spadło. Tak, jakby chcieli się nawzajem uśpić, aby następnie szybko zaatakować. Po stronie Wisły szansę miał ponownie Elvis Manu, a po stronie Śląska piłkę meczową miał Denis Jastrzembski, ale 22-latek mocno przestrzelił. Zrywy były na tyle mało kreatywne, że żaden z nich nie zakończył się zdobyczą bramkową.

Jeśli remis w tym meczu miał kogoś zadowolić to Śląsk. Wciąż utrzymują trzy punkty przewagi nad Wisłą będącą w strefie spadkowej. Biała Gwiazda mimo remisu zmniejszyła stratę do dwóch punktów do pierwszego bezpiecznego miejsca, które obecnie zajmuje Zagłębie Lubin. Za tydzień krakowianie zagrają na własnym ternie z imienniczką z Płocka, a Śląsk podejmie ostatnią w ligowej tabeli Termalikę.

Rollercoaster emocji

Górnik Zabrze 1:3 Lechia Gdańsk

Obecnie gdańszczanie są na pierwszej pozycji w walce o 4. lokatę dającą szansę gry w europejskich pucharach. Jednak, aby Lechici to utrzymali, muszą jeszcze zainkasować kilka punktów. Gospodarze poniedziałkowego spotkania na ostatnie 4 mecze przegrali trzy, a jeden zremisowali. Mimo to zwycięstwo nad Lechią pozwoliłoby im jeszcze na odrobinę nadziei na zajęcie 4. pozycji na koniec sezonu.

Od początku spotkania było dość intensywnie. Lechia próbowała utrzymywać się przy piłce, napierać na rywala. Ale to Górnik w 10. minucie mógł zdobyć bramkę po kontrze. Na nieszczęście gospodarzy piłka po strzale uderzyła w słupek. Już minutę później sytuacja się odwróciła. Ilaky Durmus oddał strzał sprzed szesnastego metra. Futbolówka po odbiciu od słupka wpadła do bramki zabrzan. Górnik nie był w stanie wciąż przejąć inicjatywy. W 21. minucie ponownie po kontrze przed doskonałą szansą stanął Marin Higinio. Niestety Hiszpan postanowił zabawić się w rolę obrońcy Lechii i zamiast trafić do pustej bramki, wybił piłkę z dala od niej. Dogodną okazję zmarnował także Bartosz Nowak. Im bliżej przerwy, tym częściej Górnicy gościli pod pole karnym rywala. Jednak do przerwy zabrzanie nie cieszyli się z gola.

W drugą połowę pewniej weszli goście. Diabate w sytuacji sam na sam trafił słupek. Chwilę później Górnicy także musieli interweniować. Na czas przecięli finalizujące podanie Lechii. Tym razem to na gościach zemściły się niewykorzystane okazje. W 59. minucie niepilnowany Bartosz Nowak uderzył z dystansu. Dusan Kuciak nie zdążył z obroną. Tym samym 28-latek zrewanżował się za niewykorzystaną sytuację z pierwszej części gry. Górnik poszedł za ciosem. Napierali na Lechię. Bramce gości próbował zagrozić m.in. Mateusz Cholewiak.

W 74. minucie Jarosław Kubicki nadepnął w polu karnym na stopę Bartosza Nowaka. Jednak arbiter Jarosław Przybył podszedł do monitora, aby zobaczyć sytuację z wcześniejszej fazy akcji. Tam dopatrzył się przewinienia gracza Górnika Mvondo na Jakubie Kałuzińskim i karny został anulowany.  W 82. minucie karta ponownie się obróciła na niekorzyść Górnika. Bramkarz Daniel Bielica sfaulował Kacpra Sezonienkę w polu karnym, a Maciej Gajos zamienił „jedenastkę” na gola. Chwilę później Dariusz Pawłowski mógł wyrównać, ale obrońcy Lechii wybronili z linii bramkowej. Zaraz to Lechia zadała ostateczny cios. Po raz drugi do siatki trafił Ilkay Durmus, ustalając wynik spotkania na 1:3.

W spotkaniu widzieliśmy mnóstwo zmian tempa. Drużyny grały fazami. Zabrzanie przegrali spotkanie przez to, że w kolejnym już meczu mieli problem ze skutecznością. Mogli spokojnie wyjść na prowadzenie, a dali sobie wbić następne gole.  Lechia potrafiła skutecznie wypunktować rywala i dzięki temu zwycięstwu powiększają przewagę nad grupą pościgową za 4. pozycją.

Patent Piasta na Legię przy Łazienkowskiej

Legia Warszawa 0:1 Piast Gliwice

Dla Piasta marzącego o europejskich pucharach w meczu przy Łazienkowskiej liczyły się tylko trzy punkty. Wszystko przez zwycięstwo Lechii nad Górnikiem. Przed meczem Legia już nie miała praktycznych szans na dostanie się do Europy. Jednak gospodarze podbudowani ostatnimi dobrymi meczami nie zamierzali odpuszczać gliwiczanom. Mieli coś do udowodnienia. Legia na własnym stadionie nie jest w stanie pokonać Piasta od grudnia 2018 roku.

Warszawianie postanowili prowadzić grę i dyktować warunki na boisku. Jednak to nie przekładało się na tworzenie groźnych akcji w polu karnym Frantiska Placha. Piast nie zmienił obrazu gry. Pozostał na własnej połowie i umiejętnie czekał na błędy rywali czy to z kontrataku, czy ze stałych fragmentów gry. Dzięki temu w pierwszej połowie to przyjezdni oddali więcej strzałów na bramkę niż Legia. W 43. minucie Damian Kądzior wykorzystał błąd Mateusza Wieteski i  Lindsaya Rose, którzy nie opanowali piłki i podarowali ją 29-latkowi. Ten nie miał już problemów z wykończeniem akcji.

https://twitter.com/_Ekstraklasa_/status/1516133428839727107?s=20&t=znfXpDKmawZlI_ij4QvV_A

Po przerwie obraz gry nie uległ zmianie. Legia dominowała przy posiadaniu piłki. Za wszelką cenę chcieli doprowadzić do wyrównania wyniku spotkania. Kolejnych szans nie wykorzystali Tomas Pekhart, Maciej Rosołek, Ernest Muci, Artur Jędrzejczyk. W szeregach Legii w 73. minucie na boisku pojawił się Bartosz Kapustka, który wrócił po 9 miesiącach od doznania kontuzji zerwania więzadła krzyżowego. Po stronie Legii zawiodła skuteczność, ale to wynikało ze stworzenia niewielu klarownych okazji.

Piast jest niepokonany od dziewięciu spotkań i wciąż wierzy, że zagra w eliminacjach europejskich pucharów. Natomiast przegrana Legii przerywa jej serię ośmiu meczów bez porażki. A na wygraną przy Łazienkowskiej z Piastem muszą poczekać przynajmniej do nowego sezonu.

Następna kolejka

GospodarzeGoście
Lech PoznańZagłębie Lubin
Piast GliwiceRadomiak Radom
Legia WarszawaCracovia
Górnik ŁęcznaJagiellonia Białystok
Śląsk WrocławGórnik Zabrze
Wisła PłockStal Mielec
Wisła KrakówWarta Poznań
Pogoń SzczecinBruk-Bet Termalica Nieciecza
Raków CzęstochowaLechia Gdańsk

Mecz kolejki: Pogoń Szczecin – Legia Warszawa

Portowcy w środę zagrają awansem z Rakowem Częstochowa, a w niedzielę zmierzą się z Legią. Te mecze będą miały kluczowy wpływ na walkę o mistrzostwo.

Autorzy:

Mateusz Bartoszek

Mateusz Adamczyk

Pasjonat polskiego sportu, zwłaszcza piłkarskiej Ekstraklasy.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Advertisement

Musisz zobaczyć

Zobacz więcej Rozgrywki