Lech Poznań w trzeciej kolejce Ligi Konferencji podejmował na własnym boisku izraelski Hapoel Beer Szewa. Przed meczem wielu kibiców i ekspertów uznawało je za najważniejsze w kontekście wyjścia poznaniaków z grupy. Niestety Dumie Wielkopolski nie udało się wygrać i musiała się ona zadowolić zaledwie bezbramkowym remisem.
Wielkie zaskoczenie
Z Hapoelem zagramy tak ⬇️
_____#UECL | #LPOHBS pic.twitter.com/V6zzYQVa9v— Lech Poznań (@LechPoznan) October 6, 2022
Trener John van den Brom zdecydował się na bardzo dziwną zmianę w wyjściowym składzie. Wiele osób spodziewało się, że Amaral, ale zamiast niego przewidywano Sousę, a nie Marchwińskiego. Z resztą „Marchewa” w meczu z Legią nie pojawił się nawet na ławce rezerwowych. Dziwić może również postawienie na Murawskiego w miejsce Kvekveskiriego. Wiemy jakie Lech ma problemy w dziale kreacji jeżeli zamiast Gruzina gra Polak. Mimo to John van den Brom postawił na zawodnika z numerem „22”.
Przeciętna pierwsza połowa
Pierwsza połowa w wykonaniu obu drużyn była bardzo przeciętna, łagodnie mówiąc. Już kilka chwil po rozpoczęciu spotkania Lech mógł przegrywać, ale fantastycznego podania Hautela nie wykorzystał Hemed. Kolejorz starał się wyjść na szybkie prowadzenie, ale każda akcja była wykonywana ślamazarnie – wolno i często niedokładnie. Bardzo irytowali Velde i Marchwiński, którzy często notowali głupie straty piłki. Mowa tu głownie o Norwegu, który często zamiast podawać do lepiej ustawionego kolegi, to wchodzi w niepotrzebny drybling. Dziwię się, że Ishak jednemu z nich nie dał z liścia. W głowie mam co najmniej trzy sytuacje, w których niepilnowany Szwed nie dostaje dogrania lub jest ono opóźnienie. Ale, żeby nie było on sam również nie prezentował się fenomenalnie. Znów bardzo mi zaimponował Dagerstal, który przez cały mecz emanował stoickim spokojem i wyrachowaniem. I to właśnie on wraz z Miliciem przyczynili się do tego, że Izraelczycy w pierwszych 45 minutach nie dochodzili do żadnych sytuacji.
Lepszy rydz niż nic
Druga połowa w wykonaniu Lecha była karykaturalna. Żeby przybliżyć się do wyjścia z grupy musieli oni to spotkanie wygrać. Zawodnicy Kolejorza wyglądali, jednak na kompletnie zagubionych. Było widać brak jakiegokolwiek planu na skruszenie murów obronnych rywala. I mimo, że to faktycznie oni byli częściej przy piłce to koniec końców lepszą okazję do zdobycia trzech punktów mieli goście. Nie była to jakaś bardzo wypracowana akcja, ale de facto tylko rozkalibrowany celownik Selmaniego uratował gospodarzy przed porażką. Styl był wręcz identyczny do tego jaki drużyna prezentowała w ostatnich meczach za kadencji Dariusza Żurawia. Czyli przede wszystkim wymienianie masy bezproduktywnych i nieumiejętność zaskoczenia rywala. Uważam, że od pierwszej minuty powinien zagrać Kvekveskiri, ponieważ jak wiemy Gruzin dysponuje fantastycznym strzałem z dystansu, a ta umiejętność w takich spotkaniach się naprawdę przydaje. Chciałbym również zganić postawę zawodników, którzy weszli w drugiej połowie. Za równo Amaral jak i Citaiszwili zaliczyli kolejne bezbarwne mecze.
Co Afonso zrobił?
Jako, że to spotkanie stało na bardzo mizernym poziomie to skupię się na innym wątku. A mianowicie dlaczego Afonso Sousa tak rzadko pojawia się na boisku? Rozumiem powolne wprowadzanie do zespołu, ale moim zdaniem w tym przypadku jest ono przesadne. Póki co młody Portugalczyk strzelił dwa gole w rozgrywkach ligowych, lecz po każdym z nich został zakopywany na kilka tygodni na ławce rezerwowych. Gdyby inni zawodnicy rywalizujący z nim o miejsce w składzie prezentowali się dobrze to ta decyzja byłaby chociaż w jakimś stopniu zrozumiała, ale tak nie jest. Zarówno Amaral jak i Marchwiński w tym sezonie prezentują się przeciętnie, jak nie słabo. Widać z resztą, że tak częste sadzanie go na ławce rezerwowych wpływa na psychikę 22-latka. Było widać, że po meczu z Wartą, kiedy to pomimo zdobytej bramki został zmieniony był bardzo przybity. John van den Brom ma bardzo twardy orzech do zgryzienia.
Pasjonat polskiej piłki nożnej, fan talentu Michała Skórasia.