Lech Poznań w czwartej kolejce Ligi Konferencji udał się do Izreala, żeby zmierzyć się tam z Hapoelem Beer Szewa. Spotkanie było kluczowym w kontekście tego, kto wyjdzie z grupy. Remis zdecydowanie przybliżył do tego wyczynu Kolejorza.
Fatalny początek
Pierwsze kilka minut wcale nie zapowiadało jakiejś katastrofy. Lech grał bez kompleksów i nie dopuszczał rywali do głosu. Jednak wszystko zmieniło się przez jedną sytuację. Otóż sędzia podyktował kontrowersyjny rzut karny dla gospodarzy. Uważam, że była to niesłuszna decyzja. Moim zdaniem Joel Pereira minimalnie drasnął zawodnika rywali, ale nie był to kontakt na tyle poważny, żeby można było podyktować „jedenastkę”. Gdyby na meczach Ligi Konferencji dostępny był system VAR, to zapewne arbiter postąpiłby inaczej. Jednak niestety mimo protestów poznaniaków, decyzja została podtrzymana. Wiemy, że Filip Bednarek jest ekspertem od bronienia rzutów karnych, ale niestety tym razem przegrał on pojedynek z Hemedem i gospodarze wyszli na prowadzenie.
Zdany test i gol
Takie sytuacje to często bardzo dobry test, czy drużyna nie podda się i czy nadal będzie grała swoją piłkę. Lech ten test zdał. Nie przestraszył się Hapoelu i próbował konsekwentnie atakować. Było kilka bardzo dobrych okazji do zdobycia wyrównania, ale często brakowało ostatniego elementu do strzelenia gola. Albo było to jakieś podanie, albo po prostu dołożenie nogi. Do czasu. Bowiem tuż przed końcem pierwszej połowy Filip Szymczak zanotował swoje pierwsze trafienie w sezonie, po asyście innego Filipa Dagerstala.
Lech oszukany
Pierwsze kilkanaście minut drugiej odsłony było bardzo nudne. Ani jedna, ani druga drużyna nie atakowała i na boisku mieliśmy więcej przerw niż czystej gry. Tak naprawdę głównym wydarzeniem było nie odgwizdane zagranie ręką przez jednego z obrońców Hapoelu. Uważam, że jest to ewidentny i rażący błąd sędziego. Stał on dosłownie metr od tego zdarzenia i to, że „jedenastka” nie została odgwizdana, to istny absurd. Nie bójmy się powiedzieć, że Lech został ograbiony z trzech punktów. Wiadomo, że karny to jeszcze nie gol, ale Mikael Ishak ma na tyle dużą skuteczność z jedenastu metrów, że trudno sobie wyobrazić, że tym razem by się pomylił.
Warto również odnotować karykaturalny występ Kristoffera Velde. Zameldował się on na placu gry w 57. minucie i przez ponad pół godziny obecności na boisku nie wykonał pół dobrego zagrania. Kilkukrotnie stracił piłkę, a raz w świetnej okazji niechlujnie podał do Amarala, a przez to izraelski bramkarz złapał piłkę.
Fenomenalny Dagerstal, reszta solidnie
Jeżeli miałbym wyróżniać kogoś z obozu poznaniaków, to na pewno byłby to Filip Dagerstal. Szwed początek miał słaby, ale ogarnął się i teraz jest prawdziwym liderem defensywy. Uważam, że w momencie, w którym Salamon wróci, to trener Kolejorza mógłby rozważyć grę na trójkę obrońców. Dagerstal, Milić, Salamon, Satka to topowi stoperzy w skali Ekstraklasy i żal byłoby marnować aż dwóch z nich na ławce rezerwowych. Reszta zawodników wypadła solidnie i trudno wskazać kogoś, kto zanotowałby słaby występ. Wielu kibiców mogłoby wspomnieć Joela Pereirę, ale ja uważam, że poza sprokurowanym rzutem karnym, to zagrał przyzwoicie.
Moje noty w skali od 1 do 10:
Bednarek – 4
Rebocho – 6
Milić – 6
Dagerstal – 8
Pereira – 5
Karlstrom – 5
Murawski – 6
Skóraś – 6
Szymczak – 6
Gio – 5
Ishak – 5
Pasjonat polskiej piłki nożnej, fan talentu Michała Skórasia.