
Nie tak wyobrażali sobie początek ligowego weekendu kibice łódzkiego Widzewa. Ich drużyna poległa z Jagiellonią 1:2, po mało ambitnej grze. Powiedzieć, że łodzianom zabrakło „cojones” to nic nie powiedzieć. Kolejny raz pomimo prowadzenia, kończą mecz z 0 punktami.
Niedźwiedź w zagrożeniu
Przed meczem szerokim echem w środowisku ekstraklasowym obiły się doniesienia o ewentualnym zwolnieniu Janusza Niedźwiedzia. Podobno posada trenera Widzewa wisi na włosku. O ostatecznym być albo nie być szkoleniowca miały przesądzić dwa spotkania – z Jagiellonią i nadchodzące derby Łodzi z ŁKS-em. Pierwszy test został oblany na pałę z wykrzyknikiem. Od początku spotkania w Białymstoku to gospodarze próbowali przejąć dowodzenie na boisku. Zakładali pressing na tyle dobrze, że piłkarze Widzewa nie mieli kompletnie pomysłu na groźne wyjście z kontrą. Z czasem Jaga także traciła na animuszu. W pewnym momencie obie ekipy doprowadziły do tego, że oglądanie ich spotkania mogło dawać podobne doznania, co np. leczenie kanałowe w gabinecie dentystycznym.
W 36. minucie Terpiłowski spróbował swojego szczęścia z dystansu i trafił. Trzeba przyznać, że jego postawa to jeden z nielicznych pozytywów w drużynie Widzewa. Młody Polak starał się ciągnąć grę do przodu, zachęcał swoją postawą resztę partnerów do większego zaangażowania. Na małą pochwałę zasługuje także Bartłomiej Pawłowski. Nie tylko z powodu asysty, ale też pokazania kilku umiejętnych zagrań przyśpieszających akcje swojej drużyny. Widać, że skrzydłowy nadaje się na trochę większe granie niż może mu zaoferować zespół Widzewa.
„Druga połowa Widzewa”
To mógłby być kolejny tytuł sprawy przedstawiany w programie Elżbiety Jaworowicz. Piłkarze gości za bardzo docenili fakt, że udało im się uzyskać prowadzenie i postanowili utrzymać je najmniejszym nakładem sił aż do końca spotkania. Ich postawę w następnych 45 minutach można skwitować tak:
Najdobitniej pokazało to zachowanie Widzewiaków po stracie wyrównującej bramki. Nie potrafili nawiązać z drużyną gospodarzy walki, poruszali się jakby byli w marazmie. To dodatkowo motywowało Jagiellonię do pójścia za ciosem i pokuszenia się o zdobycie pełnej puli. Ostatecznie udało się to za sprawą pięknego trafienia z rzutu wolnego Bartłomieja Wdowika. Osobiście cieszę się, że „stojanow” i totalnie zachowawcza gra nie opłaciły się ekipie gości. Tak po prostu nie można grać.
Czas na derby
Janusz Niedźwiedź nie mógł trafić na gorszy moment w kontekście walki o uratowanie posady. Raz – derby rządzą się swoimi prawami. Dwa – mecz zostanie rozegrany na stadionie Widzewa, co niekoniecznie musi być pomocne dla jego piłkarzy. W ostatnich latach wielokrotnie zdarzało się tak, że Widzewiacy zamiast czerpać dodatkową motywację z dopingu swoich kibiców, jeszcze bardziej obniżali loty z powodu narastającej – i co by nie mówić, zasadnej w takim klubie – presji. Trzy – ŁKS w meczu z Koroną przełamał passę przegranych w Ekstraklasie i to w końcówce tego starcia. To dodatkowo napędza.
Poza tym, śledząc opinie kibiców z obu stron Łodzi, mam wrażenie, że ci z al. Unii postawili na cieszenie się rozgrywkami Ekstraklasy. Chcą wyciągnąć z nich jak najwięcej, bez jechania po piłkarzach za porażki w najlepszej polskiej lidze. ŁKS na ten moment nie ma składu na pewne utrzymanie w Ekstraklasie. Jego zawodnicy tak naprawdę mogą, ale nie muszą. Nie można zatem wymarzyć sobie lepszych warunków, żeby urządzić polowanie na Niedźwiedzia.
Kibic. Piłka Nożna: od A-Klasy do Ekstraklasy.
