Ekstraklasa
Łyżki miodu w beczce dziegciu. Na kogo może obecnie liczyć Lech Poznań?
-
Autor
Antek Malinowski
Początek? Jak z bajki. Dwa ligowe zwycięstwa i odprawiony z kwitkiem Żalgiris Kowno. Następnie przyszedł remis wywalczony w Lubinie oraz domowe zwycięstwo ze Spartakiem Trnawa. Wówczas chyba nikt nie spodziewał się ogromnego kubła wypełnionego lodowatą wodą, która została wylana na rozgrzane od marzeń głowy kibiców oraz piłkarzy Kolejorza. 1:3. Kompromitacja w Trnawie, a co za tym idzie – koniec marzeń o Europie. Jakby tego było mało, trzy dni później przyszła ligowa porażka we Wrocławiu ze Śląskiem. Świetny start odszedł w niepamięć.
Co poszło nie tak?
To pytanie mógł sobie zadać po dwóch ostatnich meczach Lecha każdy fan tej ekipy. Kolejorz bowiem nie miał prawa przegrać tych spotkań, a już na pewno tego, który odbył się w czwartkowy wieczór. Powodów złej gry jest bez wątpienia wiele. Jednym z nich jest nieoptymalna forma naprawdę wielu piłkarzy, z kapitanem, Mikaelem Ishakiem na czele. Napastnika rodem z Södertälje broni jednak fakt, iż przez ostatnie miesiące zmagał się z boreliozą. Nie tylko Ishak jest jednak „pod formą”. Antonio Milić, Elias Andersson czy Jesper Karlstrom również nie są w najlepszej dyspozycji. Nie tyczy się to jednak każdego z podopiecznych Johna van den Broma. Na jakich zawodnikach może oprzeć grę ośmiokrotnego mistrza Polski holenderski szkoleniowiec?
Filip Marchwiński
Zadebiutował w Lechu prawie pięć lat temu, ale mimo obiecującego początku nie potrafił wskoczyć na wyższy poziom. W mistrzowskim sezonie 2021/22 był trzecim w hierarchii piłkarzem na pozycji numer „10”. Nie było w tym nic dziwnego, ponieważ wychowanek akademii Kolejorza wyglądał na boisku po prostu nijako, a trener Maciej Skorża wyżej cenił umiejętności Joao Amarala oraz Daniego Ramireza. Po sezonie ten drugi opuścił szeregi Lecha, a do klubu dołączył Afonso Sousa.
Nowy trener, John van den Brom postanowił odważniej postawić na Marchwińskiego i był w swoich zamiarach konsekwentny, czego nie mogli zrozumieć kibice. Pierwsza połowa sezonu była w wykonaniu „Marchewy” przeciętna, lecz wiosną wyglądał naprawdę dobrze. 7 bramek i 2 asysty – tak właśnie wyglądał jego dorobek z rundy wiosennej sezonu 22/23. Ku uciesze kibiców Filip podtrzymał dobrą formę na starcie kolejnego sezonu. W ośmiu meczach strzelił 4 gole i zanotował 1 asystę. Obecnie jest jednym z liderów Lecha, jest w składzie pięcioosobowej rady drużyny, a jeżeli dalej będzie grał tak, jak w ostatnich meczach, kwestią czasu jest jego wyjazd do zagranicznego klubu.
Joel Pereira
Do Lecha trafił dwa lata temu z Omonii Nikozja. Początek w Poznaniu miał dość… ciekawy. Już w drugim meczu zanotował pierwszą asystę. Jego precyzyjne dośrodkowanie, które stanie się znakiem firmowym prawego obrońcy, na gola zamienił Jakub Kamiński. W końcówce meczu Pereira brutalnie zaatakował Ishmaela Baidoo. Za to zagranie został ukarany czerwoną kartką, a komisja ligi zawiesiła go na następne 3 mecze. W dalszej części tamtej kampanii ligowej spisywał się jednak bardzo solidnie. Sezon 21/22 zakończył z bilansem 9 asyst w 34 spotkaniach.
W następnym sezonie Joel spisywał się równie dobrze, a może nawet jeszcze lepiej niż w poprzednim. W spotkaniu z Dudelange strzelił pierwszego i jak dotąd jedynego gola w barwach Lecha. Zagrał aż w 52 meczach, a do wspomnianej bramki dołożył 7 asyst. W sezon 23/24 wszedł z jeszcze większym przytupem. Wystąpił w 7 spotkaniach i zanotował aż 5 asyst, lecz w wyjazdowym meczu ze Spartakiem niefortunnie upadł na bark i nabawił się kontuzji, a jego przerwa w grze potrwa od 6 do 8 tygodni. To bez wątpienia ogromna strata dla Kolejorza.
Radosław Murawski
Wychowanek Piasta Gliwice trafił do Lecha latem 2021 roku, po dwuletniej przygodzie w Tureckim Denizlisporze. Fani natychmiastowo polubili defensywnego pomocnika, doceniając jego waleczność, zadziorność i duże ambicje. Murawski od początku swojego pobytu w Poznaniu stał się ważnym elementem drużyny zarówno na boisku, jak i w szatni. Mimo dużej rywalizacji na swojej pozycji udało mu się w pierwszym sezonie wystąpić w 27 meczach, a pomimo tego, że ma na murawie zadania raczej defensywne, zdobył 2 bramki.
Po sezonie szeregi Lecha opuścił doświadczony Pedro Tiba. To oznaczało, że Murawski będzie dostawał jeszcze więcej minut niż w ubiegłej kampanii ligowej. Polak podołał temu wyzwaniu, prezentując się bardzo solidnie w znakomitej większości z 48 spotkań, w których miał okazję wystąpić. Strzelił bardzo ważnego gola w Płocku, który przesądził o wygranej Kolejorza, a także dwukrotnie asystował. Ze względu na swój styl gry uzbierał aż 13 żółtych oraz 1 czerwoną kartkę.
„Muri” bardzo dobrze wszedł w bieżące rozgrywki. Zdobył piękną bramkę w pojedynku z Żalgirisem Kowno, a w starciu z Radomiakiem posłał świetne podanie do Dino Hoticia. Bośniak zamienił je na asystę do Mikaela Ishaka. Murawski był liderem Lecha w środku pola w pierwszych meczach sezonu. W spotkaniu z Zagłębiem otrzymał jednak bezpośrednią czerwoną kartkę, a komisja ligi ukarała go dwoma meczami zawieszenia. To oznacza, że wychowanek Piasta nie będzie mógł wystąpić w nadchodzącym meczu z Górnikiem Zabrze. Kibice Kolejorza mają nadzieję, że Murawski podtrzyma dobrą formę po powrocie do gry.
Afonso Sousa
Do Lecha trafił w zeszłe lato z Belenenses, które wówczas było świeżo upieczonym spadkowiczem z portugalskiej ekstraklasy. Za Sousę zapłacono wówczas nieco ponad milion euro, co jak na możliwości drużyny z Poznania jest sumą dość pokaźną. Na boisku prezentował się naprawdę przyzwoicie, strzelając 7 goli i dokładając 3 asysty w 35 meczach. Wydawać się mogło, że trener van den Brom nie był do końca przekonany do Afonso, dając więcej szans na grę Marchwińskiemu oraz Joao Amaralowi. 23-letni Portugalczyk w jesiennych meczach Ligi Konferencji przebywał na boisku zaledwie przez minutę. Fani Kolejorza nie mogli zrozumieć, czemu trener trzyma na ławce taki diament. Wiosną holenderski szkoleniowiec dał mu więcej szans, co zaprocentowało. Sousa prezentował się na boisku bardzo dobrze, zdobywając m.in. bramkę na 1:0 w wyjazdowym starciu z Fiorentiną w 1/4 finału LKE.
Na starcie bieżącego sezonu John van den Brom również postawił na byłego piłkarza Belenenses, jednak ustawił go na nieco innej pozycji. W obliczu świetnej gry Filipa Marchwińskiego na pozycji numer „10”, trener Brom przesunął Sousę nieco niżej, na pozycję numer „8”. Afonso ma duży wpływ na grę ofensywną zespołu, atakując z głębi pola, a jego niekonwencjonalne zagrania i świetne panowanie nad piłką przydają się w środkowej strefie boiska. Portugalczyk imponuje także zadziornością – w defensywie walczy o każdą piłkę, nie boi się także wykonać ryzykownego wślizgu. Wygląda na ten moment znacznie lepiej niż będący „pod formą” Jesper Karlstrom. Fani Kolejorza mają nadzieję, że młody Portugalczyk utrzyma miejsce w podstawowej jedenastce również w dalszej części sezonu.
Kibic poznańskich klubów, entuzjasta Ekstraklasy, początkujący dziennikarz.