Po męczącej dla kibiców przerwie na mecze kadry, wróciła PKO BP Ekstraklasa. W piątkowy wieczór na stadionie przy ul. Słonecznej, niepokonana u siebie Jagiellonia podejmowała lubińskie Zagłębie. Patrząc przez pryzmat ostatnich spotkań obu tych ekip, za zdecydowanego faworyta można było uważać drużynę trenera Siemieńca, która punktowała efektownie i efektywnie. Jak wyglądało to spotkanie? Jakie wnioski można wyciągnąć? Zapraszam do lektury poświęconej tej rywalizacji.
Kompromitacja od pierwszej minuty
Względem ostatniego zremisowanego meczu z Piastem, trener Fornalik zdecydował się na dwie roszady. Do składu powrócili dwaj piłkarze – po jednomeczowej absencji Mateusz Grzybek, a z kolei do środka pola – wyglądający ostatnio obiecująco Tomasz Makowski.
Białostoczanie mogli bardzo szybko ustawić sobie to spotkanie. Już w 3. minucie Aleks Ławniczak sfaulował w polu karnym byłego gracza Miedziowych – Jarosława Kubickiego. Jednak po długiej analizie, VAR cofnął decyzję o jedenastce dla gospodarzy, więc środkowy obrońca lubinian mógł mówić o dużym szczęściu w tej sytuacji. Nie zmienia to faktu, że Zagłębie Lubin nie istniało w tym meczu. Przez pierwszy kwadrans, ataki gospodarzy tworzyły się głównie prawą stroną gości, która nie pierwszy raz w tym sezonie wyglądała mizernie. Lubinianie nastawieni na kontry, co akurat widać w każdym meczu, nie potrafili wykorzystać żadnych nadarzających się okazji do wyprowadzenia ataku szybkiego, więc okazji pod bramką Alomerovicia praktycznie nie było. Piłkarze trenera Fornalika byli ospali, ale też i często spóźnieni, dlatego w obronie panował jeden wielki chaos.
Jagiellonia napierała coraz mocniej i w końcu znalazła drogę do bramki Sokratisa Dioudisa. Po dobrym dośrodkowaniu z narożnika boiska przez Wdowika, piłkę w siatce umieścił Mateusz Skrzypczak. Zastanawiam się. oglądając powtórki tego gola, jaki plan na zatrzymanie przeciwnika miał Kacper Chodyna, ponieważ próby skutecznego reagowania to ja tam nie widziałem. Białostoczanie po strzeleniu bramki nie wyglądali jakby taki stan rzeczy ich zadowalał. Próby podwyższenia prowadzenia pojawiały się raz za razem, a ponieważ Miedziowi tego dnia nie kwapili się do przeszkadzania rywalowi, gol na 2:0 był kwestią czasu. W 38. minucie w polu karnym znowu faulowany był Kubicki i po kolejnej długiej analizie, VAR przyznał rzut karny Jadze. Jedenastkę pewnie wykorzystał Pululu, zatem gospodarze schodzili do szatni z dwubramkowym prowadzeniem.
La zabawa po białostocku
Druga połowa dla lubinian mogła rozpocząć się wręcz idealnie. Z błędu gospodarzy w obronie próbował skorzystać Mateusz Wdowiak, ale jego strzał był bardzo niskiej jakości. Ogólnie rzecz ujmując, jeśli Zagłębie chciało to potrafiło stworzyć kilka składnych akcji. Jednakże nawet wtedy, gdy białostoczanie celowo oddali piłkę rywalowi, Miedziowi nie potrafili z tego skorzystać. Jagiellonia wyglądała dobrze w ataku pozycyjnym, a w tym czasie goście wg swoich zamiarów mieli się wyróżniać w kontratakach. Tak naprawdę, drużyna trenera Fornalika stwarzała pozory przez 15 minut drugiej połowy, a później w piłkę grała już tylko ekipa gospodarzy.
To, co się wydarzyło w 66. minucie tego spotkania, jest kwintesencją wystąpienia drużyny z Lubina. Strata gola z rzutu rożnego i to przy bliższym słupku, gdzie nie było nikogo na asekuracji? Nie do wiary jest to, co wyprawiała obrona Zagłębia. Jedyny pozytyw dla kibiców Miedziowych jest taki, że na trzech golach strzelanie się skończyło. A było jeszcze kilka sytuacji, żeby mecz zakończył się jeszcze większym wstydem. Chociażby w 81. minucie, kiedy to stuprocentową szansę na czwartego gola miał Jose Naranjo, ale wyraźnie chybił. Reasumując, Jagiellonia była co najmniej o klasę lepsza i po raz kolejny potwierdziła wysoką dyspozycję, nie pozostawiając żadnych złudzeń swojemu rywalowi.
Komentarz po meczu
Zagłębie miało do pokonania 650 km, aby dojechać na stadion przy ul. Słonecznej. Jednakże, w Białymstoku pojawili się chyba tylko ciałem, pozostawiając dobrą formę czy mentalność w Lubinie. Po którymś ze słabych wyjazdowych meczów w tym sezonie pisałem, że ciężko będzie o gorszy występ. No i się pomyliłem. Miedziowi byli tak beznadziejni, że ciężko będzie to przebić. Mógłbym, tak jak zazwyczaj w tym akapicie, poświęcić parę zdań każdej formacji w drużynie trenera Fornalika. Aczkolwiek wszyscy wyglądali tak słabo, więc nie ma co rozwodzić się nad każdym piłkarzem osobno. Nie było pozytywnego impulsu z ławki, nie było nawet jednej postaci, która próbowałaby wziąć ciężar gry na siebie. Nic nie funkcjonowało.
Do tej pory trenera Fornalika broniły wyniki. Również to, że drużyna często potrafiła dobrze reagować na stratę gola jako pierwsza np. na początku sezonu. Aczkolwiek szkoleniowiec lubinian musiał się liczyć z tym, że jeśli jego na wskroś pragmatyczny styl nie będzie dawał efektów w postaci zwycięstw, to kibice zaczną szybko poddawać te metody w wątpliwość. Do takiej gry, jaką preferuje Zagłębie, potrzebna jest prawie że niemylność w polu karnym przeciwnika. Jeśli wiesz, że będziesz mieć mało sytuacji, musisz być skuteczny, a stwarzane okazje muszą być wysokiej jakości. Do tego defensywa, która nie może panicznie reagować na każde zagrożenie ze strony rywala. Musi być pewność w działaniach i tego zdecydowanie brakuje.
Na ten moment jest bardzo mało przesłanek ku temu, że Miedziowi będą grali lepiej, bardziej ochoczo atakując rywala i stwarzając dużo sytuacji. A gdy patrzę na terminarz i najbliższe mecze lubinian, widzę drużyny, które są bardzo groźne i mają dużo jakości w ofensywie. Kolejne starcie przypadnie na najbliższą niedzielę. Podopieczni trenera Fornalika zmierzą się wtedy na własnym stadionie z Radomiakiem Radom i spróbują zmazać plamę po tej wyraźnej porażce w Białymstoku.