
Niedzielne granie w 13. kolejce Ekstraklasy otwierało nam starcie Zagłębia z Radomiakiem. Lubinianie zamierzali zmazać plamę po kompromitacji w Białymstoku, a z kolei goście chcieli wreszcie wygrać mecz wyjazdowy, co nie udało im się od sierpnia. Dotychczas w meczach między tymi zespołami w Ekstraklasie, zawsze triumfowali piłkarze z Radomia. Jak było tym razem? Czy Miedziowi zrekompensowali kibicom ostatnią klęskę dobrym wynikiem? Zapraszam na relację ze spotkania rozegranego na KGHM Zagłębie Arena.
Fatalne wejście w mecz
W porównaniu z ostatnim, koszmarnym w wykonaniu piłkarzy Zagłębia meczu z Jagiellonią, trener Fornalik zdecydował się na dwie roszady. Tomasza Makowskiego w środku pola zastąpił Marko Poletanović, natomiast Buletse zastąpił jedyny młodzieżowiec w pierwszej jedenastce gospodarzy – Tomasz Pieńko.
Lubinianie weszli w to spotkanie wprost katastrofalnie. Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla zachowania obrony Miedziowych w 30 sekundzie meczu, kiedy to pierwszy strzał na bramkę Dioudisa zamienił się w gola dla Radomiaka. Zawalił nie ostatni raz tego dnia Kirkeskov, następnie Ławniczak i Edi Semedo przytomnie wykończył tę sytuację. Po takim szybkim gongu, Zagłębie ruszyło do ataku, a drużyna trenera Galci czekała na kontrataki. W 8. minucie powinno być 1-1, ale Kacper Chodyna potwierdził swoją bardzo słabą dyspozycję w ostatnim czasie. Skrzydłowy gospodarzy dostał kapitalną piłkę od Munoza, wyszedł sam na sam i koncertowo zmarnował tę stuprocentową okazję.
Podopieczni Waldemara Fornalika oddawali kolejne strzały, które nie mogły znaleźć drogi do bramki Bąkowskiego, a w 15. minucie Radomiak wykorzystał swoją drugą szansę w tym spotkaniu i prowadził już 2-0. Tym razem fatalnym zagraniem popisał się Mateusz Wdowiak, który wystawił piłkę Pedro Henrique, a ten nie zwykł marnować takich sytuacji. Po ledwo kwadransie kibice z Lubina mogli nie dowierzać, że ich ukochana drużyna przebija skalę wstydu z poprzedniej kolejki. Nie dość, że gra w defensywie była nieakceptowalna, to jeszcze w ataku lubinianie marnowali sytuacje raz za razem. Wynik do końca pierwszej połowy nie uległ zmianie, zatem pierwsza domowa porażka Miedziowych od kwietnia wisiała w powietrzu.
Koniec domowej serii
Wydawałoby się, że przy stanie 0-2, druga połowa to będzie szukanie szybkiego gola kontaktowego ze strony Zagłębia. Jednakże, przez znaczną jej część to Radomiak był bliższy zdobycia trzeciego gola. Może nie jakoś bardzo blisko, ale jednak bliżej niż gospodarze. Fatalnie na prawej stronie wyglądał Chodyna, Munoz więcej machał rękoma z niezadowolenia niż był pod grą, a Wdowiakowi ciągle na końcu czegoś brakowało. Lepszego podejmowania decyzji albo też szybszego. Miedziowi jednak złapali kontakt za sprawą Damiana Dąbrowskiego w 70. minucie po precyzyjnym uderzeniu zza szesnastego metra, a kilka minut później było już 2-2. Dobre dośrodkowanie z narożnika boiska, przedłużenie piłki przez Kopacza i Mateusz Wdowiak strzelił wyrównującego gola.
Szczerze mówiąc, myślałem, że jednak jakimś cudem lubinianom uda się wyrwać te trzy punkty. Aczkolwiek wszyscy kibice zgromadzeni tego dnia na stadionie zostali z powrotem szybko sprowadzeni na ziemię za sprawą Edi Semedo. Portugalczyk z łatwością wykorzystał bierną postawę Mikkela Kirkeskova, który nawet nie próbował mu przeszkodzić i po przebiegnięciu kilkudziesięciu metrów z piłką, z łatwością pokonał Dioudisa. Zatem znowu na prowadzeniu byli goście, więc po raz kolejny trzeba było gonić. Ta sztuka tym razem się już nie powiodła. Miedziowi nie zdołali odrobić strat i przegrali pierwszy raz u siebie od kwietnia 2023r., a seria bez wygranego meczu zwiększyła się do 3.
Opinia po meczu
Znowu będę z Wami szczery. Nie byłem nastawiony optymistycznie co do tego spotkania po stronie lubinian już po zobaczeniu wyjściowego składu Zagłębia. Nawet pomimo tego, że Radomiak bardzo rzadko ostatnio wygrywał, a zwłaszcza na wyjeździe. Nie zrozumiały jest dla mnie brak Tomasza Makowskiego w pierwszym składzie, który w tej rundzie wyglądał naprawdę solidnie nieraz. Mikkel Kirkeskov znowu udowodnił, że przyda mu się odpoczynek na ławce rezerwowych, tak samo jak Kacprowi Chodynie. Chociaż z drugiej strony, w jak bardzo słabej dyspozycji musi być Damjan Bohar skoro znowu nie podnosi się z ławki. Niepokojąco także w drugim meczu z rzędu wygląda postawa Aleksa Ławniczaka, który w początkowej fazie sezonu wyglądał naprawdę dobrze.
Radomiak był bezlitosny, zwłaszcza w pierwszej połowie. Mam wrażenie, że goście byli mentalnie bardziej gotowi na ten mecz. Byli bardziej agresywni, zdecydowani w tym co robią, a u lubinian znowu dominowała bojaźliwość. I to w spotkaniu, które miało nam przecież określić jaki to będzie sezon dla drużyny trenera Fornalika. Czy może wreszcie Zagłębie ruszy po coś więcej, czy też znowu będziemy mieli do czynienia z dobrze znanym minimalizmem. No i jednak co raz więcej znaków wskazuje, że to będzie następny średni sezon w wykonaniu lubinian. A początek był obiecujący. Szansa na wlanie nowych nadziei w serca kibiców już w najbliższy czwartek. Miedziowi zagrają w kolejnej rundzie Pucharu Polski z Cracovią na wyjeździe. Na okazję do przerwania złej passy nie trzeba długo czekać. A poziom trudności ciągle wzrasta, ponieważ kolejny mecz ligowy to starcie na boisku Mistrza Polski – Rakowa Częstochowa.
Oceny:
Fot. Tomasz Folta, materiały prasowe Zagłębia Lubin
