Drugi sobotni mecz w 15. kolejce PKO BP Ekstraklasy przypadł na starcie drużyn, które potrzebowały przełamania. Widzew dotychczas ani razu nie zgarnął pełnej puli na wyjeździe, zaś Miedziowi ostatnie trzy oczka zainkasowali na początku października podczas rywalizacji z Górnikiem Zabrze. Kto przełamał złą passę? U kogo można było dostrzec zalążki lepszej dyspozycji? Zapraszam na relację z tego spotkania rozgrywanego na KGHM Zagłębie Arena.
Strzały celne? A komu to potrzebne?
Po takim laniu, jakie spotkało lubinian w ostatniej ligowej potyczce, można było spodziewać się roszad w wyjściowej jedenastce. Do składu powrócili Bartosz Kopacz za Nalepę, Grzybek za Kirkkeskova, w środku pola Makowski za Poletanovicia, natomiast na skrzydle zamiast Kacpra Chodyny, oglądaliśmy Tomasza Pieńkę.
Jeśli ktoś myślał, że Miedziowi po ostatnich słabych występach zagrają odważniej, z większą pewnością siebie, to szybko został sprowadzony na ziemię. Fakt faktem, lubinianie przez pierwszy kwadrans sprawiali wrażenie drużyny podrażnionej ostatnimi wynikami, jednak gdy już mieli piłkę to pojawiał się standardowy problem w dziale kreacji. Nie było celnych uderzeń z obu stron do przerwy, co zdecydowanie odbierało przyjemność z oglądania tego wątpliwej jakości widowiska. Najlepszą sytuację w pierwszej odsłonie mieli goście, którzy z każdą kolejną minutą czuli się coraz bardziej swobodnie na połowie przeciwnika. Koszmarne krycie Miedziowych chciał wykorzystać Fabio Nunes, ale jego strzał jakimś cudem wylądował na słupku. Akcja była kontynuowana, ponieważ do siatki trafił Jordi Sanchez, jednakże po chwilowej weryfikacji VAR anulował tę bramkę.
Nie ma co się zbytnio rozwodzić nad wydarzeniami przed przerwą, gdyż na boisku działo się bardzo niewiele. Znowu mieliśmy do czynienia z bezbarwną i średnią w odbiorze pierwszą częścią gry w wykonaniu drużyny trenera Fornalika.
Wciąż bez przełamania
Druga odsłona gry z perspektywy gospodarzy mogła rozpocząć się idealnie. Zaraz po wznowieniu, dośrodkowaniem z prawej strony popisał się Kłudka i Dawid Kurminowski powinien otworzyć wynik tego spotkania. Kilka minut później ten sam zawodnik zrekompensował niewykorzystaną sytuację wywalczając rzut karny dla swojego zespołu. Jedenastki nie zamienił na gola Dąbrowski, ale piłkę dobił Wdowiak i Miedziowi objęli prowadzenie w tym meczu. Okazja na podwyższenie wyniku miała miejsce w 70. minucie, lecz uderzenie Bułecy powędrowało wyraźnie obok słupka. Jak wiemy, niewykorzystane sytuacje potrafią się zemścić i chwilę później zrobiło się 1-1. Nikt nie był w stanie upilnować Hanouska, który po dośrodkowaniu z rzutu wolnego, z łatwością skierował piłkę do bramki Dioudisa. Znowu do akcji wkroczył jednak system VAR i bramka została anulowana z powodu spalonego.
Lubinianie, jak to już zwykle bywa w ich meczach pod wodzą trenera Fornalika, nie kwapili się do próby podwyższenia rezultatu. Znowu mieliśmy do czynienia z próbą (ostatecznie nieudaną) dowiezienia jednobramkowej przewagi. Gol wyrównujący, który ostatecznie padł na 3 minuty przed ostatnim gwizdkiem, to kolejny pokaz słabości obrony Miedziowych. Tym razem głównie przez Sokratisa Dioudisa, który idealnie wypiąstkował piłkę pod nogi Rondicia. A sytuacja była z pozoru niegroźna, lecz bramkarz gospodarzy sam sobie tak naprawdę przeszkodził. Ostatecznie spotkanie zakończyło się podziałem punktów i wciąż Zagłębie pozostaje bez wygranej od 2 października.
Komentarz po meczu
Czy tak powinna wyglądać drużyna, która miała wyciągnąć te jakże mityczne „wnioski” z ostatniego meczu? Nie. Zagłębie znowu nie pokazało nic nadzwyczajnego w meczu przeciwko ekipie, która na wyjazdach do tego spotkania zgromadziła tylko trzy oczka. Kolejny raz brakowało strzału celnego w pierwszej połowie. Żadnej stuprocentowej sytuacji, kompletnie nic. I nie zgadzam się ze stwierdzeniem trenera Fornalika, który na konferencji powiedział, że drużyna dobrze zareagowała na ostatnią porażkę. Dla mnie drużyna, która dobrze reaguje, wygrywa wreszcie przekonująco. Nawet, gdyby lubinianie przepchnęli ten mecz nie tracąc bramki w tak głupi sposób, to i tak wciąż pojawiałyby się wątpliwości, oczywiście słuszne. Problemem drużyny trenera Fornalika nie jest tylko brak zwycięstw, ale przede wszystkim brak stylu, o którym mówi się przez całą rundę.
Wielkimi krokami zbliża się ostatnia w tym roku przerwa na kadrę. Jeżeli klub z Lubina nie przepracuje odpowiednio tego czasu i nie będzie widać poprawy w najbliższych spotkaniach, to głosy oburzenia czy niezadowolenia będą tylko narastać. W końcu piłka nożna ma emocjonować i sprawiać radość odbiorcom, a tego podczas meczów za kadencji trenera Fornalika w tym sezonie jest jak na lekarstwo. Kolejny mecz, czyli kolejna szansa na przełamanie, nastąpi w piątek po przerwie na m.in. mecze Polski z Czechami i Łotwą. Lubinianie pojadą do Łodzi na mecz z ŁKS-em, który w obliczu tak słabej formy Miedziowych dostanie świetną okazję do pierwszej wygranej pod wodzą trenera Stokowca.