Obserwuj nas

Ekstraklasa

Czy Legia Warszawa ma jeszcze szanse na mistrzostwo Polski? [KOMENTARZ ZE STADIONU]

Sobota, godzina 20:00, lekki wiaterek, brak śniegu, kolejny „sold out” stadionu, 50. urodziny najzagorzalszej trybuny w Polsce. Co więcej potrzeba, aby na własnym stadionie zdobyć komplet punktów po przerwie reprezentacyjnej? Mimo tak sprzyjającej aury, Legia Warszawa nie zdołała zdobyć trzech punktów przy Łazienkowskiej. Warta Poznań skutecznie stawiała opór i po 90 minutach gry, oba zespoły były zmuszone podzielić się punktami. Podopieczni Dawida Szulczka, jak i Kosty Runjaicia czuli niedosyt. To kolejna strata punktów przez wicemistrzów Polski. Czy już należy mówić o tym, że w tym roku Legia Warszawa nie zdobędzie mistrzostwa? Czy należy skupić się tylko na europejskich pucharach i Fortuna Pucharze Polski? Co nie zadziałało w sobotnim meczu z Wartą Poznań? Zapraszam na „Komentarz ze stadionu”.

Dośrodkowanie, dośrodkowaniem pogania

8 – to liczba celnych dośrodkowań w pole karna Adriana Lisa w sobotnim spotkaniu. Ktoś powie, że to całkiem niezły wynik. Jednak patrząc szerzej na statystyki, wg informacji portalu SofaScore, 8 na 38 wrzutek znalazło swojego adresata, co daje zawrotne 21% (!) skuteczności. Oczywiście po jednym z nich padła wyrównująca bramka Ernesta Muciego, lecz czy to dało się zaliczyć jako dośrodkowanie, jeśli piłka nie była wyżej niż na wysokości kolana? Niskie dośrodkowanie, czy zwykłe dogranie? Mniejsza, o to. Legia Warszawa była przewidywalna, a trener Dawid Szulczek jest doskonałym analitykiem. Świetnie przystosował swój zespół, aby przygotował się na to, że w ataku zagra Tomas Pekhart, a piłka będzie latała nad ich głowami w polu karnym.

https://twitter.com/PawelCWKS/status/1728520888876675186

Oczywiście w dośrodkowaniach nie ma nic złego, jeśli je należycie wykorzystujesz. Każdy kibic Legii Warszawa pamięta sezon, w którym Juranović z Mladenoviciem rządzili na wahadłach, a w polu karnym królował wspomniany Pekhart. Jednak zespół z Warszawy stał się zbyt przewidywalny i jednowymiarowy w ostatnim czasie w swoim graniu. Obrońcy rywali doskonale ustawiali się względem Pekharta. Czeski napastnik ma „prime time” za sobą. Osobiście dziwi mnie fakt, że to właśnie on jest pierwszym wyborem trenera Runjaicia. Oczywiście świetnie zachowuje się i odcina możliwe drogi do zagrania podania wyprowadzającego z linii obrony do linii pomocy/ataku. Jednak w rozrachunku ofensywnym wypada fatalnie. Spóźniony, mało skoordynowany, a przede wszystkim jednowymiarowy. Pekhart uwielbia grę w powietrzu, lecz moim zdaniem nie daje na ten moment tyle, ile inni napastnicy Legii Warszawa. Czy to przypadek, że wyrównująca bramka padła po niskim podaniu?

https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1728513921449918653

***

No właśnie – inni napastnicy, którzy albo siedzą na ławce, albo są odsunięci od składu ze względów pozasportowych. Taka sytuacja miała miejsce z Blazem Kramerem. Słoweniec nie zgodził się na występ w rezerwach stołecznego klubu, co w konsekwencji poskutkowało wypadnięciem z sobotniego spotkania. Z jednej strony doskonale rozumiem postępowanie Kosty Runjacia. Mam takie samo zdanie, jeśli chodzi o frazę „nikt nie może być większy niż klub”, i tego warto się trzymać. Jednak z drugiej strony doskonale rozumiem zdenerwowanie słoweńskiego napastnika. Kiedy był w znakomitej formie strzeleckiej, trener Runjaić notorycznie stawiał na Tomasa Pekharta, który… nie zdobywał tego, z czego napastnik jest rozliczany, czyli bramek. Uważam, że niemiecki szkoleniowiec źle dysponuje zasobami ludzkimi i nie korzysta zawsze z najlepszych zawodników w danym momencie, a tych którzy pasują mu do danego systemu taktycznego, nawet jeśli są mocno pod formą – jak w przypadku czeskiego wieżowca.

 

„Elektrownia Powiśle” w obronie

Gdy wydawało się, że Legia Warszawa ustabilizowała swoją sytuację w formacji defensywnej, przyszła pora na kolejny występ, o którym trzeba jak najszybciej zapomnieć. Po czterech czystych kontach przyszła pora, wróciły stare koszmary i własne błędy, które doprowadziły do straty punktów. W pewnym momencie było widać, że już zawodnicy tacy jak Slisz, musieli naprawiać błędy, które popełniali Ribeiro z Pankovem. To właśnie ta dwójka popełniała mnóstwo błędów, dzięki którym goście mogli się cieszyć ze zdobytego punktu przy Łazienkowskiej. Serb z Portugalczykiem totalnie nie mogli odnaleźć się na boisku. Byli bardzo elektryczni w swoich ruchach, co przyczyniło się do dramatycznych interwencji w obronie.

https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1728492779750240401

Radovan Pankov przy drugiej straconej bramce, we własnym polu karnym zachował się jak junior. Jak tak doświadczony środkowy obrońca, mógł popełnić taki juniorski błąd i dać pretekst sędziemu, aby odgwizdać rzut karny? Ciężko jest mi zrozumieć to, że Serb w europejskich pucharach wygląda jak najlepszy środkowy obrońca Legii, a gdy trzeba zagrać ze słabszym rywalem – zaczyna się piekło. Jeśli chodzi o Yuriego Ribeiro, zaczyna on wyrastać na najsłabszy punkt defensywy warszawskiego zespołu. Forma Portugalczyka drastycznie spadła, a zespoły przy analizie skupiają się, aby ataki przeprowadzać właśnie jego stroną. Ribeiro zazwyczaj kryje na radar, a przy pojedynkach „1 na 1” idzie „na raz”. Na początku sezonu skutecznie udawało mu się powstrzymywać obrońców. Jednak im dalej w sezon, tym gorzej wyglądał na tle innych kolegów z formacji obronnej.

https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1728500637372232029

 

Mistrzostwo Polski = Mission Impossible?

Jeszcze kilka tygodni temu w swoim cyklu „Komentarz ze stadionu” pisałem, iż Legia Warszawa do końca rundy jesiennej nie może stracić żadnego punktu, aby na wiosnę nawiązać do walki o najcenniejsze trofeum piłkarskie w Polsce. W sobotni wieczór po raz kolejny straciła punkty, mimo tego, że była to idealna szansa na rozpoczęcie pościgu w kierunku góry tabeli PKO Ekstraklasy. Wszystkie czołowe ekipy naszej ligi pogubiły punkty, ale niestety Warta Poznań szybko zweryfikowała marzenia Legii Warszawa o mistrzostwie Polski. Do końca rundy jesiennej pozostały trzy kolejki. Trener Kosta Runjaić, jeśli marzy o hucznym świętowaniu w maju przyszłego roku, powinien zdobyć komplet punktów na zakończenie kampanii jesiennej.

https://twitter.com/KDabrowski_99/status/1728532742252482715

 

Choć uważam, że mając aż osiem punktów straty do lidera na dzień 25.11,2023, obraz mistrzostwa Polski zdobywanego na Łazienkowskiej rysuje się w bardzo czarnych barwach. Dlaczego tak uważam? Przede wszystkim drużyna Kosty Runjaicia stała się przewidywalna, a sam trener zaczął praktykować przywiązywanie się do jednej taktyki. Nie mówię o tym, żeby co mecz zmieniać wszystko, lecz przede wszystkim powinno się dać więcej swobody takim zawodnikom, jak chociażby Josue i stawiać w ofensywie na rozegranie piłki po ziemi, a nie na wysokości drugiego piętra. Niestety, ale mecz z Wartą Poznań, czy chociażby ze Stalą Mielec pokazały, że Legia Warszawa nie wygląda na zespół, który chce się bić o mistrzostwo Polski. Niemiecki szkoleniowiec musi zacząć lepiej rotować zawodnikami, a przede wszystkim wystawiać tych, którzy w danym tygodniu prezentują się najlepiej.

https://twitter.com/KDabrowski_99/status/1728531999919608111

***

Była szansa na zmniejszenie straty, ale została ona zaprzepaszczona. Uważam, że Legia Warszawa w tym roku może nie zdobyć mistrzostwa Polski. Dlaczego? Ponieważ zespoły z czuba tabeli, mimo tego, że niedoświadczone (Śląsk, Jagiellonia), jeśli chodzi o liderowanie – są skuteczne. Legia nie potrafiła w rundzie jesiennej wykorzystać potknięć rywali i zbliżyć się nieco bardziej do walki o złoty medal. Jeśli nie wykorzystuje się okazji podanych na tacy, to jak można myśleć o mistrzostwie Polski? Na samych remisach?

Oceny pomeczowe

Kto na plus, a kto na minus w meczu z Wartą Poznań? Na plusy zasługują Josue oraz Ernest Muci. Obaj zdobyli po golu, ale przede wszystkim robili jakąkolwiek przewagę w pojedynkach z graczami z Poznania. Albańczyk świetnie wykończył podanie Bartosza Kapustki, a Josue pewnie wykonał rzut karny. Być może zabrakło mi u nich tylko więcej prób strzałów z daleka, ale to już tyczy się nie tylko ich, a całego zespołu. Kolejnymi plusami w meczu byli rezerwowi – Bartosz Kapustka, Marc Gual, Gil Dias. W porównaniu do swoich poprzedników na boisku, mocno rozruszali grę całego zespołu. Zaczęło się cokolwiek „dziać” w ofensywie warszawskiego zespołu. Dodatkowo po długiej przerwie asystę zanotował wspomniany Kapustka, co daje nadzieję na jego powrót do optymalnej formy na rundę wiosenną. Gual pomimo swojej nieskuteczności, oddawał groźne strzały i dochodził do sytuacji strzeleckich.

https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1728502894423405043

***

Na minus? Zdecydowanie gra Tomasa Pekharta. Czech zupełnie nie potrafił się odnaleźć na boisku w sobotnim meczu. „Miliony” dośrodkowań, z których nic nie wynikło, a gdy piłka była zagrana po ziemi, napastnik Legii miał problem z jej opanowaniem. No i przede wszystkim nie za bardzo miał pomysł, co do końca z nią zrobić. Kolejnymi minusami byli skrajni środkowi obrońcy – Yuri Ribeiro i Radovan Pankov. Pierwsza bramka zdobyta przez Wartę została zdobyta po akcji przeprowadzonej po stronie Portugalczyka, który moim zdaniem mógł zrobić nieco więcej przy strzale Prikryla. Zbyt biernie przyglądał się, jak skrzydłowy gości wyprowadza swój zespół na prowadzenie. Oprócz tego był elektryczny i kryjący na radar (co zdarzyło się już nie pierwszy raz w tym sezonie). Jeśli chodzi o Serba. juniorskie zachowanie we własnym polu karnym, co spowodowało rzut karny dla Warty. Wolny w rozgrywaniu, nieodpowiedzialny w obronie, a przede wszystkim bez żadnego pomysłu na siebie w tym meczu.

Oceny w skali 1-10 (ocena wyjściowa: 5)

Gil Dias – 5,5

Bartosz Kapustka – 6,5

Marc Gual – 6

Strzałek, Celhaka – grali zbyt krótko do oceny

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Advertisement

Musisz zobaczyć

Zobacz więcej Ekstraklasa