Ekstraklasa
Zwycięstwo było na wyciagnięcie ręki – Zagłębie traci punkty w Chorzowie
Autor
Mateusz Kotlarz
Rundę rewanżową sezonu 2023/24 w PKO BP Ekstraklasie otworzyło nam starcie w ,,Kotle Czarownic”. Podopieczni trenera Jana Wosia szukali okazji w ostatnim domowym meczu na drugie w tym sezonie zwycięstwo, a z kolei goście z Lubina na rehabilitację za wpadkę z Legią. Dodatkowym smaczkiem tej rywalizacji był powrót trenera Fornalika na ,,stare śmieci”. Do miejsca, w którym jest żywą legendą. Jak wyglądało to spotkanie?
Kontrola i przewaga
Kilka zmian dokonał trener Waldemar Fornalik w porównaniu z ostatnim spotkaniem z Legią Warszawa. Wyjątkowo, lubinianie wystąpili w Chorzowie bez młodzieżowca. Czy to powinno dziwić? Absolutnie nie, ponieważ Szymon Weirauch, Bartłomiej Kłudka czy Tomasz Pieńko, nie wyglądali rewelacyjnie w ostatnim meczu. Dodatkowo zamiast Tomasza Makowskiego w środku pola oglądaliśmy Marko Poletanovicia.
Starcie w Chorzowie od początku przypominało nam spotkanie sprzed dwóch tygodni, kiedy to Zagłębie na starcie przejęło inicjatywę w meczu z ŁKS-em. Tak samo szybko Miedziowi wyszli na prowadzenie z Ruchem, bo już w 9. minucie po dośrodkowaniu z narożnika boiska, piłkę do siatki skierował Dawid Kurminowski. Można w jego przypadku powiedzieć – w końcu, patrząc na to jak długo napastnik lubinian czekał na kolejne ligowe trafienie. Po golu sytuacja nie uległa zmianie. To wciąż Zagłębie kontrolowało przebieg gry, a także było bliżej zdobycia kolejnej bramki.
Czego zabrakło po stronie lubinian w pierwszej połowie? Większej liczby sytuacji podbramkowych, a także udokumentowania przewagi golem. Mecz ogólnie rzecz biorąc nie porywał, co nie zmienia faktu, że należy docenić ekipę trenera Fornalika za umiejętne kontrolowanie jego przebiegu. Prowadzenie jednobramkowe do przerwy było jak najbardziej zasłużone.
Z nieba do piekła
Druga połowa dla gości z Lubina zaczęła się również – tak jak w meczu w Łodzi, czyli bardzo dobrze. Szybki gol na 2-0, w dodatku po naprawdę ładnej akcji. Świetne otwierające podanie Dąbrowskiego do Wdowiaka, który nie gorzej zagrał do wbiegającego na dalszy słupek Chodyny. Można zatem powiedzieć, że był to trochę dzień przełamań, ponieważ zarówno Chodyna, jak i Kurminowski, bardzo długo czekali na następnego ligowego gola. Po raz kolejny mieliśmy do czynienia z dezorientacją w defensywnych działaniach gospodarzy, co denerwowało zgromadzonych tego dnia na stadionie kibiców Niebieskich. Lubinianie byli o klasę lepsi i nic nie wskazywało na to, co zadziało się później…
Po obiecującym pierwszym kwadransie drugiej połowy w wykonaniu Zagłębia, sytuacja zaczynała się nieco zmieniać. Miedziowi cofnęli się i z każdą kolejną minutą chorzowianie stwarzali coraz to groźniejsze sytuacje. To na pewno mogło martwić kibiców z Lubina, ponieważ nie widać było już takiego ciągu na bramkę przeciwnika jak w ostatnim wyjazdowym meczu. Ruch do pewnego momentu nie potrafił tej przewagi udokumentować, aż nadeszła 78. minuta.
Ciężko racjonalnie wytłumaczyć to, co się mentalnie stało z piłkarzami z Lubina. Po bramce Feliksa na 1-2, wyraźnie było widać, że Niebiescy poczuli krew, a pewność siebie Zagłębia spadła i to bardzo mocno. Ruch wykorzystał moment dobrej gry i w przeciągu czterech minut zdobył dwie bramki. Mecz zaczął się od nowa. Sęk w tym, że obie drużyny po golu wyrównującym jakoś nie kwapiły się do dalszych ataków. Nie było kolejnego pójścia za ciosem ze strony Niebieskich, ani próby powrotu na prowadzenie po stronie lubinian. Nie zmieniła tego nawet druga żółta kartka dla Daniela Szczepana. Zatem mecz zakończył się wynikiem remisowym, co piłkarze trenera Fornalika mogą traktować jako olbrzymie rozczarowanie.
Komentarz po meczu
Zagłębie zagrało naprawdę solidną pierwszą połowę. Nic nie wskazywało zatem, że lubinianie nie wygrają tego spotkania. Beniaminek z Chorzowa miał bardzo mało argumentów, żeby zagrozić swojemu przeciwnikowi. Dobrze wyglądały skrzydła, Damian Dąbrowski świetnie dogrywał do swoich partnerów, no i przełamał się Kurminowski. Tym bardziej dziwi to, co stało się pod koniec tej rywalizacji. I o ile wybory personalne trenera na ten mecz się bronią, tak zmiany są co najmniej niezrozumiałe. W jak słabej dyspozycji musi być Juan Munoz, skoro Dawida Kurminowskiego zmienia Arkadiusz Woźniak, który wiadomo, że najlepsze lata już ma za sobą? Przechodząc dalej, Marek Mróz, zmieniający Buletsę, wyglądał jakby kompletnie nie miał sił w nogach. Zmiennicy mają dać świeżość, pozytywny impuls, a tu tego nie było.
Ciężko stwierdzić, czego można spodziewać się po tym zespole patrząc przez pryzmat zbliżających się derbów ze Śląskiem Wrocław. Jeśli w tak krótkim okresie piłkarze Zagłębia podupadają mentalnie, jeśli nie umieją utrzymać koncentracji, ani wejść dobrze w mecz tak, jak to było z Legią, to ciężko doszukiwać się szans na cokolwiek. A przecież najbliższego rywala Miedziowych cechuje przede wszystkim olbrzymia pewność siebie i wiara we własne umiejętności, którą zaszczepił u swoich piłkarzy trener Jacek Magiera.
Wydaje się zatem, że mecz z ŁKS-em to był „wypadek” przy pracy. Zagłębie nie potrafi zagrać równego meczu, w którym od początku do końca będzie lepsze od przeciwnika. A poziom trudności wzrośnie, bo do Lubina przyjedzie lider z Wrocławia. Lider, któremu do pełni szczęścia w tej świetnej w jego wykonaniu rundzie, brakuje wygranej w derbach. Czy Śląsk po dwóch derbowych porażkach w 2023r. zdoła wywieść z Lubina komplet punktów? Odpowiedź poznamy już w najbliższy piątek, start o 20.30.
Oceny:
Fot. Materiały prasowe Zagłębia Lubin/Tomasz Folta