Mamy to! Polska reprezentacja po wielkim cierpieniu, jakie zaserwowali nam selekcjonerzy Cezarego Kuleszy, awansowała na piąty wielki turniej z rzędu. Na ostatniej prostej pokonaliśmy Walię. Robert Lewandowski zagra w byłym piłkarskim domu – w Dortmundzie.
Święty Wojciech zabił smoka i ocalił reprezentację
W hagiografii przyjmuje się, że święty Jerzy zabił smoka, dzięki czemu jedna społeczność przeszła na chrześcijaństwo. Ostatniej nocy futbol napisał kolejną wersję tej historii. Tym razem to święty (dla polskich kibiców) Wojciech dzięki swojej pewności siebie na linii bramkowej, zabił walijskiego smoka. Obronił rzut karny wykonywany przez Daniela Jamesa i wprowadził reprezentację polski do raju, mimo że miała ona wiele grzechów na swoim sumieniu, popełnionych w eliminacjach.
W pierwszym kwadransie spotkania Polacy mieli swój dobry moment. W 12. minucie w kierunku Świderskiego dośrodkował Frankowski. Niestety napastnik Hellasu nie miał możliwości dotknięcia piłki. A cała akcja zaczęła się od fantastycznie dysponowanego tego dnia Nicolę Zalewskiego, który odebrał piłkę rywalowi. Polak był aktywny zarówno w ofensywie, jak i defensywie. Trener Nawałka byłby dumny.
Walia stopniowo przejmowa inicjatywę, by pod koniec pierwszej połowy prawie wywołać deja vi, z bolesnych momentów w eliminacjach. Ben Davies trafił do siatki po stałym fragmencie gry, dosłownie przed przerwą. Na szczęście Przemysław Frankowski stał w odpowiednim miejscu, przez rywal znalazł się na pozycji spalonej.
Druga połowa
Po przerwie wszystko miało wyglądać oglądać, ale wyglądało jeszcze gorzej. Najpierw musiał interweniować Szczęsny po groźnym uderzeniu w róg bramki. Później Jan Bednarek, mimo niewątpliwie polskiego imienia i nazwiska, poprzez swoją grę, wydawał się walijskim kolaborantem w ekipie biało-czerwonych. W 58. minucie Bednarek przypomniał sobie stare – niedobre czasy i wpadkę w meczu z Senegalem. Tym razem Wojciech Szczęsny poświęcił własne zdrowie i wybił piłkę, która początkowo powinna trafić pod nogi niepewnego obrońcy. Bednarek miał 100 opcji na odpowiednie wyjście z sytuacji, wybrał tę najgorszą – bierną, przez co musiał interweniować nasz bramkarz. Po meczu Szczęsny zrzucił winę na siebie i przyznał, że odczuwa skutki zdrowotne.
Do końca regulaminowego czasu gry, wynik nie uległ zmianie, mimo świetnej okazji Roberta Lewandowskiego. Polak mógł stać się bohaterem po strzale zza pola karnego w 90. minucie. Dogrywka nie przyniosła także rozstrzygnięcia. W pierwszej części – w 100. minucie goście rozegrali najładniejszą swoją akcję. Lewandowski na środku boiska popisał się podaniem przeszywającym linię obrony. Piłkę otrzymał na skrzydle Zawewski, uciekł rywali i dograł do Piotrowskiego. Ten uderzył bez przyjęcia z daleka na bramkę Walijczyków. Niestety niecelnie. Druga część dogrywki była prowadzona pod dyktando Polski, lecz nie przyniosła zmiany rezultatu.
Rzuty karne
Polska wykorzystała tylko 4 zmiany spośród 6. Na boisko nie wszedł Kamil Grosicki, który na co dzień wykonuje „jedenastki” w Pogoni Szczecin. Na boisku nie było już Piotra Zielińskiego, który mógł wydawać się oczywistym wyborem w takim momencie , jako jeden z liderów zespołu. Pojawiało się więc pytanie: jak będzie wyglądała lista piłkarzy wykonujących rzuty karne. Ostatecznie wskazani Polacy – kolejny: Lewandowski, Szymański, Frankowski, Zalewski i Piątek – pewnie wykonali swoje „jedenastki”. Podobną celnością początkowo wykazywali się Walijczycy, jednak przy podejściu Jamesa, wspaniałą obroną popisał się Wojciech Szczęsny. Polak stał się bohaterem meczu.
Mimo że Walijczycy przejęli nas chłodno: zagłuszyli nasz hymn, to my zagłuszyliśmy ich po meczu, intonując hymn w akompaniamencie szlochania przedstawicieli państwa smoka.
Najpierw Gruzja, później Ukraina, a potem – Polska
„najpierw Gruzja, potem Ukraina, (…) a potem przyjdzie czas i na mój kraj, na Polskę”
~ Lech Kaczyński typujący finały baraży do #EURO2024, Tbilisi, 2008 pic.twitter.com/Le41UwJjHJ— Adrián Caracán (@BurokPastewny) March 26, 2024
Na początek Gruzja pokonała Grecję. W tym starciu mieliśmy dwa wątki polskie. W drużynie zwycięzców w podstawowym składzie wystąpił Otar Kakabadze z Cracovii. Z ławki w 104. minucie wszedł Nika Kvekveskiri. To właśnie zawodnik Lecha wykonał decydującą „jedenastkę”, co uszczęśliwiło całą Gruzję. Kolejny mecz Ukraina – Islandia był za to rozgrywany w Polsce, na Tarczyński Arenie we Wrocławiu.
https://twitter.com/MarcinMalawko/status/1773049581577572850
Marcin Malawko, Patryk Kapa
Kibic. Piłka Nożna: od A-Klasy do Ekstraklasy.