Obserwuj nas

Ekstraklasa

Nowy trener – stara Legia Warszawa, czyli remis ze Śląskiem Wrocław [KOMENTARZ ZE STADIONU]

Nowy trener = stara Legia Warszawa. Tak w skrócie można podsumować to, co wydarzyło się przy Łazienkowskiej w niedzielny wieczór. Aktualny wicemistrz Polski podejmował na swoim stadionie Śląsk Wrocław Jacka Magiery, który ma apetyt, aby zdobyć po wielu latach mistrzostwo Polski. Jednak patrząc na sam przebieg tego spotkania, ani Legia, ani Śląsk taką grą mistrzostwa nie zdobędą. Miał być efekt nowej miotły i efektowny debiut przy Ł3, a wyszło jedno wielkie rozczarowanie. Kto po niedzielnym remisie wyszedł lepiej? Czy ktokolwiek z zawodników Legii Warszawa zasługuję na pochwałę? Jak meczem zarządzał Goncalo Feio? Zapraszam na „Komentarz ze stadionu”.

 

Wrocławski mur

Porażka Rakowa Częstochowa u siebie z Górnikiem Zabrze oraz zwycięstwo Jagielloni Białystok, sprawiło, że oba wspomniane w tytule zespoły ostrzyły sobie zęby na bezpośrednie spotkanie. Śląsk Wrocław przed meczem znajdował się w zdecydowanie lepszej sytuacji, jeśli chodzi o tabelę niż Legia Warszawa. Jednak to goście, przez 70% czasu ograniczali się wyłącznie do obrony własnego pola karnego. Pięcio-, a nawet czasami sześcioosobowy mur strzegł bramki bronionej przez Rafała Leszczyńskiego. Owszem. ta obrona, patrząc na końcowy wynik, była skuteczna i to należy pochwalić. Kapitalne zawody rozegrał środkowy obrońca gości – Simeon Petrow, który – moim zdaniem – był najlepszym zawodnikiem niedzielnego spotkania. Zawodnicy Śląska stali dość blisko siebie i kompaktowo utrudniali gospodarzom strzelenie gola. Bardzo mocno zagęszczali środkową część boiska przed bramką, gdzie Tomas Pekhart nie mógł skorzystać ze swojego atutu, jakim jest gra w powietrzu. Natomiast Marc Gual, robił typowego siebie, czyli uderzał często na bramkę, kiedy miał przed sobą 2-3 obrońców Śląska.

Zresztą, aby grać w powietrzu potrzebne jest jeszcze dokładne dośrodkowanie. A o to było naprawdę trudno, zwłaszcza z lewej strony, gdzie operował Patryk Kun. Były zawodnik Rakowa Częstochowa zagrał chyba najgorsze spotkanie w barwach Legii Warszawa. Był kompletnie bezużyteczny w swoich działaniach ofensywnych, ponieważ nie można wspomnieć o defensywie, gdy Śląsk Wrocław niemalże nie atakuje. Po przeciwnej stronie Paweł Wszołek również rozczarował. Widzieliśmy go już w tym sezonie w dużo lepszym wydaniu, a w niedzielnym hicie zaprezentował się mocno poniżej swojej normy. Legia Warszawa nie miała zupełnie pomysłu jak rozgryźć obronę gości. Gospodarze opierali swoją grę na tradycyjnych schematach z wykorzystaniem bocznych sektorów oraz walki o górne piłki w pole karne. Chyba gdzieś to już widzieliśmy prawda? Może w pewnym momencie u niemieckiego szkoleniowca Kosty Runjaicia? Nieee, na pewno nie. Coś musiało mi się zdecydowanie pomylić. To na pewno nie był on.

https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1782110575599779852

Mecz bez historii

W PKO Ekstraklasie niemal tradycją stało się to, iż najważniejsze spotkania w sezonie poziomem – kolokwialnie mówiąc „nie dowożą”. Zdecydowanie nie polecam oglądać ponownie tego meczu, chyba że ktoś jest zwykłym masochistą i lubi ból. Zwłaszcza, jak patrzy się na grę niektórych zawodników z „eLką” na piersi.

Kibice Legii Warszawa nie ujrzeli Gila Diasa, który swoją „cudowną” grą nie przekonał do siebie trenera Goncalo Feio, aby znaleźć się w kadrze meczowej na niedzielne spotkanie. Za to ponownie krytyka sympatyków wylała się w stronę Macieja Rosołka. Wiadomo, że napastnik Legii jest jej wychowankiem i stara się, jak tylko może, pokazać z jak najlepszej strony. Jednak dla swojego dobra oraz dobra klubu, zarząd powinien zasugerować lub po prostu poszukać mu możliwości wypożyczenia/transferu definitywnego. Pociąg o nazwie „Legia Warszawa” już dawno dla niego odjechał, a w niedzielę po raz kolejny zmarnował doskonałą okazję, aby gospodarze dopisali sobie do tabeli komplet oczek po spotkaniu z drużyną Jacka Magiery.

Kto zagrał najlepiej? Właściwie, czy ktoś zagrał na swoim optymalnym poziomie? Tutaj naprawdę jest duży kłopot i nie chodzi o kłopot bogactwa. Na pewno warto pochwalić linię obrony za czyste konto. Podobać się mógł Rafał Augustyniak, czy Radovan Pankov. Pierwszy świetnie wchodził z piłką penetrując linię pomocy Śląska Wrocław. Starał się przyspieszać podaniem akcje ofensywne. Niestety koledzy z ataku mieli zdecydowanie inne plany na niedzielny wieczór. Z kolei Serb wykonał doskonałe dośrodkowanie z głębi pola, które zmarnował Maciej Rosołek. Można powiedzieć, że młody napastnik Legii Warszawa stał się specjalistą od okradania kolegów z asyst. Poza tym nikt z „eLką” na piersi nie wyróżnił się szczególnie. Były pojedyncze zrywy ze strony Elitima, czy Josue oraz chociażby poprzeczka Marca Guala. Jednak rozgrywanie piłki było zdecydowanie za wolne i zbyt przewidywalne dla obrońców Śląska Wrocław.

https://twitter.com/sport_tvppl/status/1782455622618767817

Nowy trener, stary system. Kogo rozliczyć?

Efekt” nowej miotły” jak określa się zmianę trenera – zdecydowanie nie wyszedł. Nowy trener miał być powiewem świeżości, strzałem motywacyjnym dla zawodników Legii Warszawa. Jednak na ten moment Goncalo Feio nie wprowadził niczego nowatorskiego, jeśli chodzi o taktykę na dane spotkanie w warszawskim zespole. Dużo mówiło się, że być może Portugalczyk zmieni formację na czterech obrońców. Jednak  znów gra Legii opierała się na przetransportowaniu piłki w boczny sektor boiska i „ślepych” dośrodkowaniach w kierunku Pekharta. Martwił mnie fakt, że pomimo bardzo niskiej obrony Śląska Wrocław, Legia nie próbowała bardziej zdecydowanie „wyciągnąć” rywali z własnego pola karnego poprzez strzały z dystansu. Owszem, pojawiły się one, ale w takiej liczbie i takiej jakości, że aż szkoda o nich wspominać. Moim zdaniem brakowało u gospodarzy czystej woli walki oraz chęci wygrania za wszelką cenę tego meczu. Miałem wrażenie, że niektórzy zawodnicy byli zadowoleni z remisu z wyżej notowaną drużyną w tabeli. I to właśnie jest zadanie trenera Feio. Musi zmienić nastawienie piłkarzy o 180 stopni, jeśli chce uratować ten sezon i awansować na miejsce premiowane grą w eliminacjach do europejskich pucharów.

***

W poniedziałkowy poranek Jan Sikorski (@JS_rankingUEFA) poinformował, że kluby z Rosji nie wezmą udziału w pucharach europejskich w sezonie 2024/2025. Co to oznacza dla Legii Warszawa? Oznacza to, że nigdy wcześniej droga do gry w fazie grupowej europejskiego pucharu nie była tak krótka i prosta. Co trzeba zrobić? Wystarczy wygrać jeden dwumecz, aby znaleźć się w fazie grupowej Ligi Konferencji UEFA. Jednak zanim to…

No właśnie, trzeba wywalczyć sobie miejsce premiowane grą w europejskich pucharach w PKO Ekstraklasie, a z taką grą Legia Warszawa nie ma na co liczyć. Dyrektor sportowy Jacek Zieliński postanowił, iż nie będzie zimą inwestował w zespół, a nawet nie uzupełniał braków po Erneście Mucim, czy Bartoszu Sliszu. Owszem, przyszedł Quendrim Zyba, który nie będzie w tym sezonie drugim Sliszem, a co najwyżej „zapchajdziurą” w przypadku kontuzji któregoś ze środkowych pomocników. Ta bierność może Legię Warszawa kosztować kilkadziesiąt milionów euro. Jak wszyscy dobrze wiemy, warszawskiego klubu nie stać na sezon bez dotacji wynikających z gry w Europie. Dlatego tak ważne jest punktowanie właśnie w takich meczach jak ze Śląskiem. Chociaż niestety Legia Warszawa ponownie nie potrafi wygrać na własnym stadionie z kimś z czołowych miejsc PKO Ekstraklasy.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Advertisement

Musisz zobaczyć

Zobacz więcej Ekstraklasa