Obserwuj nas

Ekstraklasa

Ogromny niedosyt i niewykorzystane sytuacje, czyli Lechia – Zagłębie 1:1

Spotkanie z Zagłębiem Lubin w niedzielne popołudnie było kolejną okazją na pierwsze zwycięstwo Lechii w tym sezonie. Wcześniej gdańszczanie jedyne punkty zdobyli remisując ze Śląskiem na inaugurację. Chociaż Lechiści podzielili się punktami z Miedziowymi, to postawa Biało-Zielonych może napawać optymizmem na nadchodzące mecze. Nie był to mecz wspaniały w wykonaniu podopiecznych Szymona Grabowskiego, lecz gdyby porównać to do poprzednich kolejek, to można śmiało powiedzieć, że widoczny jest progres. Do wygranej tego dnia zabrakło jedynie skuteczności. Nic dziwnego zatem, że w obozie Lechii po końcowym gwizdku panował spory niedosyt.

Wynik mógł być znacznie wyższy

Gospodarze strzelili tylko jednego gola zgodnie z przepisami. Specjalnie wspominam o przepisach na końcu, bowiem futbolówka w bramce Dominika Hładuna ugrzęzła dwukrotnie. Gdy jednak myślano, że Tomas Bobcek zdołał upolować dublet oraz podwyższyć przewagę Lechii do dwóch bramek, to arbitrzy dopatrzyli się spalonego. Słowacki napastnik więc po końcowym gwizdku murawę opuszczał z jednym trafieniem na koncie. Poza nieuznanym golem miał jeszcze jedną fantastyczną sytuację, po której nie padła bramka. W 23. minucie w pole karne dośrodkowywał Dominik Piła. Zadaniem Bobcka było jedynie, aby odpowiednio dostawić nogę i wysunąć Lechię na prowadzenie. Choć strzał oddał, to znacznie nad bramką, co wówczas sprawiło, że na tablicy wciąż widniał bezbramkowy remis. I nie zmieniło się to do końca pierwszej części gry.

Na dwadzieścia minut przed końcem regulaminowego czasu gdańszczanie prowadzili. Poza Bobckiem na listę strzelców mógł się wpisać Tomasz Wójtowicz, który w trakcie meczu zameldował się na placu gry w miejsce Maksyma Chłania. Lechia ruszyła z atakiem. Najpierw w środkowej części boiska Piła zagrał do Kapicia, a ten momentalnie podał do Meny. Kolumbijczyk zagrał pod pole karne do Bobcka, a ten idealnie wystawił piłkę Wójtowiczowi. 20-latek nie był kryty i jedyną przeszkodą do pokonania był stojący w bramce Hładun. Mimo to uderzył niecelnie, marnując tym sposobem kolejną dogodną szansę Biało-Zielonych.

Dobrze znamy powiedzenie, że „niewykorzystane sytuacje lubią się mścić”. I oczywiście znów okazało się ono prawdą, bowiem do wyrównania w 76. minucie doprowadził Vaclav Sejk. Dzięki temu zamiast wyniku 3:1, było 1:1. Zagłębie pragnęło pójść za ciosem. Kilka minut po zdobytej bramce Sejk znów próbował pokonać Sarnawskiego. Tym razem golkiper rodem z Ukrainy popisał się jednak skuteczną interwencją. Można w teorii powiedzieć, że lubinianie także mają prawo odczuwać żal, gdyż sami mieli swoje szanse, lecz wciąż znacznie większy jest on w drużynie z Gdańska.

– Mamy duży niedosyt. Nie zdobywaliśmy bramek w momentach, kiedy powinniśmy. Sytuacja na 2:0, gdzie Tomasz Wójtowicz powinien uderzyć w światło bramki i strzelić gola pewnie by zamknęła ten mecz. Trochę szczęścia również nam brakowało, bowiem pół stopy Bobcka sprawiło, że jego bramka nie została uznana. Jeśli chodzi o ofensywę, to był widoczny progres – mówił na pomeczowej konferencji szkoleniowiec Lechii, Szymon Grabowski.

Dobry prognostyk

Mecz ten oraz gra, jaką prezentowali gdańszczanie niewątpliwie może nieco napawać optymizmem. Wreszcie zauważyliśmy Lechię, która miała pewien pomysł, pressowała rywala, nie była wystraszona. To wciąż nie było coś, co drużyna chciałaby regularnie prezentować na placu gry, lecz mając na uwadze poprzednie spotkania w jej wykonaniu można stwierdzić, że bywało gorzej. W najbliższy piątek Lechiści zmierzą się z Puszczą Niepołomice, która – wbrew pozorom – wcale nie jest łatwym przeciwnikiem. Jeśli jednakże Biało-Zieloni będą bardziej przypominać samych siebie z meczu z Zagłębiem, niż z Lechem czy Motorem, to trzy punkty są realnym scenariuszem.

Do poprawy wciąż jest postawa w defensywie. Boki obrony zaliczyły dobry występ, lecz stoperzy już nieco mniej. Z pewnością bardzo dobre zawody rozegrał Conrado, który po długiej przerwie po raz pierwszy zagościł w wyjściowej jedenastce Lechii. Podczas pierwszych trzech kolejek podstawowym lewym defensorem był Miłosz Kałahur. Nie ma on natomiast najlepszego wejścia w ligę i zdaje się, że prędko do pierwszego składu nie wróci. Brazylijczyk był jednym z najlepszych, o ile nie najlepszym na boisku. Poza asystą, którą mógł zanotować przy nieuznanej bramce, aktywnie prezentował się w ataku, a także wykonywał swoje zadania w defensywie.

https://twitter.com/Pawen345/status/1822644706473353232

Niedawno Lechiści sięgnęli po Kosowianina, Bujara Pllane. Nie znalazł się w niedzielne popołudnie w kadrze, lecz nie było to spowodowane żadnymi problemami zdrowotnymi. W Krakowie zapewne będziemy mieli już okazję go zaobserwować. Ani Gueho, ani Chindris nie są aktualnie w – łagodnie mówiąc – najlepszej formie, więc to Pllana jest teraz nadzieją. Skoro już o transferach, to warto również wspomnieć, że kadrę gdańszczan na zasadzie wypożyczenia zasilił Anton Carenko. Na co dzień reprezentuje barwy Dynama Kijów. 20-latek swoją grą ma przypominać Maksyma Chłania, czyli obecnie jednego z lepszych zawodników Lechii.

Ważny mecz na horyzoncie

Po meczu z Puszczą dwaj następni przeciwnicy Lechii to: Raków Częstochowa i Górnik Zabrze. W związku z tym wręcz trzeba pokonać niepołomiczan. Podopieczni Szymona Grabowskiego po czterech meczach zajmują miejsce w dolnej części tabeli z dorobkiem dwóch punktów. Jeśli ta liczba oczek utrzyma się po zbliżającym się piątkowym meczu, to sytuacja zacznie się komplikować. Procentowe szanse na zwycięstwo z Rakowem czy Górnikiem są znacznie niższe, niż z Puszczą.

Reasumując, widoczna jest poprawa pod względem ofensywnym i fizycznym. Wiele do poprawy wciąż jest w defensywie. Popracować należy również nad wykańczaniem sytuacji, bowiem z taką skutecznością Lechia zbyt wiele spotkań nie wygra. Jest co analizować i miejmy nadzieję, że na treningach drużyna pochyli się nad poprawą tychże aspektów. A sam niedosyt, jaki zawodnicy odczuwają po niedzieli przemieni się w dodatkową motywację.

Jedyne wykształcenie, jakie posiada to ukończenie szkoły podstawowej z wyróżnieniem. Nie przeszkadza mu to w realizowaniu życiowego celu, jakim jest zostanie dziennikarzem. Bywa gadatliwy, nieco rzadziej śmieszny (ale i to czasem mu się uda). Regularnie uczęszcza na słynny gdański bursztynek, po czym stara się skleić kilka sensownych zdań o meczach miejscowej Lechii.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Ekstraklasa