Obserwuj nas

Ekstraklasa

Pierwsze domowe zwycięstwo, czyli Lechia – Radomiak 1:0

Na południu odwoływane mecze i wielkie ulewy, lecz na północy kraju Lechia przy dość sympatycznych warunkach atmosferycznych w sobotnie popołudnie podejmowała Radomiaka Radom. Temperatura powietrza najwyższa nie była, ale na boisku gościły emocje i kontrowersje. Ostatecznie zwycięsko z tego starcia wyszli gospodarze, inkasując tym sposobem pierwszą wygraną przed własną publicznością podczas tegorocznych rozgrywek. W drugiej połowie skutecznie jedenastkę wykorzystał Camilo Mena. Było to jedyne uznane trafienie tego dnia w Gdańsku.

Sześć punktów w dwóch meczach

Nie jest żadną tajemnicą, że Lechia bardzo słabo weszła w nowy sezon jako beniaminek. Na przełamanie czekać musiała do siódmej kolejki. Wówczas jej zawodnicy triumfowali w Zabrzu. Przed pojedynkiem z Górnikiem podczas briefingu jeden z piłkarzy, Anton Carenko sam wspominał, że potrzeba wygranej, aby drużyna „ruszyła”. I zdaje się, że Ukrainiec nie kłamał, bowiem dwa tygodnie później znów zwyciężyli. W grze Lechii wciąż znajduje się kilka rzeczy do poprawy, bowiem mierząc się z Radomiakiem, gospodarze mieli swoje gorsze momenty, jednakże były także te znacznie lepsze. Jako przykład posłuży pierwszy kwadrans, gdyż to wtedy Lechiści zdołali w pełni zdominować rywala. Po części można uznać, że to wykorzystali. Za sprawą Maksa Chłania futbolówka wpadła do bramki, ale na przeszkodzie cieszenia się z gola, stanęła uniesiona chorągiewka jednego z arbitrów liniowych.

– Bardzo mocny start meczu ze strony Lechii. Zepchnęli nas do naszego pola karnego i stworzyli wiele sytuacji. W dalszej części spotkania udało nam się nieco zbalansować grę – przyznał na konferencji szkoleniowiec Radomiaka, Bruno Baltazar.

Kolejną korzyścią pozytywnego rezultatu jest możliwość odetchnięcia z ulgą, bowiem gdańszczanie zdołali uciec ze strefy spadkowej. Zagościli tam po raz pierwszy po sromotnej porażce z Puszczą, która miała miejsce w ramach meczu 5. kolejki. Spędzili więc dwa tygodnie na lokacie zamykającej tabelę, natomiast przerwę na kadrę rozpoczynali znajdując się na szesnastej pozycji. Pozostaje kwestia, na jak długo podopieczni Szymona Grabowskiego są w stanie pozostać poza trzema ostatnimi miejscami. W najbliższej kolejce czeka ich trudny wyjazd na teren aktualnego mistrza Polski. Choć Jagiellonia wcale nie gra jak obrońca tytułu, o czym świadczy brutalna przegrana z Lechem, to wciąż do starcia z Lechią przystępuje w roli faworyta.

Na zero z tyłu

Podczas wcześniejszych kolejek Lechia nie była w stanie zachować ani jednego czystego konta. Dwukrotnie traciła jedną bramkę, trzykrotnie mecz kończyła z dwoma puszczonymi golami, a dwa pozostałe mecze kończyły się wynikami 1:3 i 1:4. Bezdyskusyjnie nagrodę dla najlepszego piłkarza meczu z Radomiakiem można przyznać Szymonowi Weirauchowi. Od drugiej połowy sierpnia Polak regularnie występuje między słupkami. Ostatnim meczem potwierdził, że zasługuje na to miejsce znacznie bardziej od Bohdana Sarnawskiego. Radomianie zaprezentowali mierną postawę pod bramką rywala, ale nie zmienia to faktu, że golkiper gospodarzy zasłużenie odnalazł się w jedenastce kolejki. Miał kilka arcyważnych interwencji, natomiast zapewne w pamięci najbardziej zostanie obrona po główce Leonardo Rochy w doliczonym czasie pierwszej połowy.

https://twitter.com/LechiaGdanskSA/status/1835279027960959295

Wcześniej gdańska defensywa była wymieniana w czołówce tych najgorszych od początku rozgrywek. Jak najbardziej słusznie, bowiem „przyjąć” czwórkę od Puszczy to nie lada wyczyn. Nie ujmując przy tym oczywiście podopiecznym trenera Tułacza. Bywały naturalnie momenty w ostatnim spotkaniu, w których Lechiści mogli zachować się lepiej na własnej połowie, ale w tym przypadku wystarczy wyciągnąć szybkie wnioski i nie zaprzątać sobie zbędnie głowy. Pod koniec pierwszej części to podopieczni Bruno Baltazara przejęli pałeczkę. Poza wspomnianą próbą Rochy, Weiraucha przetestował również Paulo Henrique.

– We wcześniejszych meczach straciliśmy trochę bramek i fajnie, że w końcu zagraliśmy na zero z tyłu. Na treningach mocno pracowaliśmy nad grą w defensywie i to zaprocentowało. Jestem pewien, że będziemy tracić coraz mniej goli, a najlepiej, jakbyśmy nie tracili ich w ogóle – mówił po meczu Weirauch dla WP Sportowe Fakty.

Do plusów można zaliczyć fakt, iż Lechia od kilku spotkań zaczyna mieć pomysł na grę i stara się go wdrożyć. W pierwszych tygodniach dało się odnieść wrażenie, jakby piłkarze zapomnieli o tym, że mają duże możliwości w bocznych strefach boiska. Teraz natomiast coraz częściej widzimy akcje napędzane za pomocą: Camilo Meny, Maksa Chłania czy Conrado. Sytuacja ma się lepiej także w środku pola. Były spotkania, gdzie pod tym względem gdańszczanie nie istnieli. Coś w stylu, jakby wszyscy pomocnicy obejrzeli czerwone kartki i na placu gry zostaliby tylko obrońcy i napastnicy. Powoli w Ekstraklasie odnajduje się Rifet Kapić. Bardzo dobrze poradził sobie w Zabrzu. Z Radomiakiem było nieco gorzej, jednak sporo poruszał się po murawie i również próbował coś wykreować.

https://twitter.com/Sikorski81/status/1834966708299161807

Panie Sylwestrzak, po co ten pośpiech?

Największa kontrowersja, która zwróciła uwagę całej ekstraklasowej społeczności, miała miejsce podczas pierwszego kwadransa drugiej części meczu. Najpierw zagotowało się pod bramką Weiraucha. Z bliskiej odległości uderzał Raphael Rossi, natomiast po małym zamieszaniu piłka ostatecznie trafiła pod nogi Eliasa Olssona. Szwed posłał dalekie podanie w kierunku Meny. Kolumbijczyk z pełnym spokojem przyjął futbolówkę i rozpoczął bieg w kierunku pola karnego przeciwnika. Nikt mu w tym zbytnio nie przeszkadzał, przez co gra zdołała bardzo szybko przenieść się na drugi koniec boiska. Skrzydłowy, będąc już w polu karnym został sfaulowany przez Donisa. Już tutaj pojawia się pierwsza kontrowersja, czy było to faktycznie przewinienie godne przerwania gry. Tuż po upadku Meny bezpańską piłkę przejął Chłań, natychmiastowo uderzył i pokonał Kikolskiego.

Jest natomiast jeden, mały problem. Chwilę przed oddaniem strzału przez Ukraińca rozbrzmiewa gwizdek Damiana Sylwestrzaka. Piłkarze zaczynają cieszyć się z gola, a arbiter wskazuje na wapno. Dość prędko zrozumiał swój błąd i przeprosił zdezorientowanego Chłania. Całe szczęście kuriozalnie podyktowaną „jedenastkę” wykorzystał Mena. Wówczas sędziemu z pewnością spadł kamień z serca. Jest to natomiast kolejny przykład, dlaczego warto poczekać z gwizdkiem do końca akcji.

Wciąż brakuje wykończenia

Choć najlepszym bramkarzem minionej kolejki został Weirauch, to należy pochwalić także Macieja Kikolskiego. Golkiper Zielonych rozegrał bardzo dobre zawody. Mecz zakończył się wynikiem jeden do zera, ale rezultat – przykładowo – cztery do trzech raczej by nikogo nie dziwił. Lechiści byli w stanie szybko ruszyć na połowę rywala, lecz znów zabrakło im zawodnika, który byłby w stanie zamienić sytuacje na gola. Łącznie gdańszczanie oddali osiem celnych strzałów, co daje skuteczność na poziomie 12,5 procenta. Wspomniałem wcześniej o fantastycznych pierwszych piętnastu minutach w wykonaniu Biało-Zielonych. Poza nieuznanym trafieniem były oczywiście inne okazje. Jedna z nich miała miejsce w ósmej minucie. Po podręcznikowo skonstruowanej akcji, piłkę w polu karnym otrzymał Mena. 21-latek niedokładnie uderzył w futbolówkę, przez co ta ostatecznie jedynie pokręciła się wokół niego.

https://twitter.com/AC_piorun_DC/status/1834939245275894100

Warto przypomnieć, że niezdolny do gry jest podstawowy snajper Lechii, Tomas Bobcek. Zastępuje go Bohdan Wjunnyk. Ukrainiec trafił do siatki w Zabrzu, ale to wciąż za mało. Inną opcją jest postawienie na Kacpra Sezonienkę, niemniej biorąc pod uwagę jego formę, to byłby strzał w kolano. W trakcie letniego okna transferowego klub starał się sprowadzić dodatkową „dziewiątkę”. Ostatecznie doszło do transferu „last minute”. Gdańszczanie pozyskali Michała Głogowskiego z Hutnika Kraków. Do końca rundy jesiennej 19-latek wciąż będzie reprezentować barwy krakowskiej drużyny. Różnica jest jedynie taka, że na zasadzie wypożyczenia, natomiast do Lechii dołączy na drugą część rozgrywek.

Co jeszcze ciekawego w meczu z Radomiakiem?

Do ciekawych akcji Biało-Zielonych podczas tego spotkania można jeszcze zaliczyć chociażby strzał Conrado w 36. minucie. Brazylijczyk przymierzył z bocznej części pola karnego, ale czujnie zachował się Kikolski i uchronił swój zespół przed utratą bramki. Na kilka minut przed końcem regulaminowego czasu gry Maksym Chłań mógł podwyższyć prowadzenie gospodarzy. Podopieczni trenera Grabowskiego ruszyli z kontrą. Neugebauer podał do będącego w polu karnym skrzydłowego, ten przyjął i oddał strzał, lecz na posterunku znów był bramkarz rywali.

– Mogę powiedzieć, że spotkanie byłoby bardzo dobre lub użyć jeszcze większych słów, gdybyśmy wykorzystali więcej sytuacji. Niemniej jednak, doceniając też rywala, jesteśmy bardzo zadowoleni z tego rezultatu. Bardzo dobrze weszliśmy w pierwszą połowę, mieliśmy przewagę. Niestety nie udokumentowaliśmy tego bramką, ale z każdą minutą dążyliśmy do zdobycia gola – wyznał Szymon Grabowski.

Reasumując, można mówić o zasłużonym zwycięstwie gdańszczan. Oczywiście popadanie w hurraoptymizm nie ma żadnego sensu, jednakże trzeba pochwalić drużynę. Wszystko wskazuje na to, że Lechiści wyszli z dołka w jakim się wcześniej znaleźli, ale „ciężary” z pewnością pojawią się w najbliższy weekend w Białymstoku.

Jedyne wykształcenie, jakie posiada to ukończenie szkoły podstawowej z wyróżnieniem. Nie przeszkadza mu to w realizowaniu życiowego celu, jakim jest zostanie dziennikarzem. Bywa gadatliwy, nieco rzadziej śmieszny (ale i to czasem mu się uda). Regularnie uczęszcza na słynny gdański bursztynek, po czym stara się skleić kilka sensownych zdań o meczach miejscowej Lechii.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Ekstraklasa