Obserwuj nas

Ekstraklasa

Spróbować sprawić niespodziankę – zapowiedź konfrontacji Lechii z Legią

Po przerwie reprezentacyjnej wracamy do codzienności i zasiadamy głęboko w fotelach, by obserwować najbliższą kolejkę Ekstraklasy. Dwunastą serię gier elity otworzymy w Kielcach, natomiast drugim piątkowym meczem będzie pojedynek gdańskiej Lechii z warszawską Legią. Oczywistym faworytem w tym spotkaniu są Wojskowi, choć o trzy punkty zawalczą na cudzym terenie. Wobec Biało-Zielonych nie ma żadnych większych oczekiwań. Pozostaje jedynie nadzieja, że nie zmarnowali chwilowej przerwy od grania i przeanalizowali błędy popełniane we wcześniejszych tygodniach. Można więc liczyć na niespodziankę ze strony gospodarzy, czy jednak wyłącznie na gładką wygraną przyjezdnych?

Bolesna, ale zasłużona porażka w Mielcu

Doskonale wiemy, jak beniaminek z Gdańska rozpoczął rozgrywki Ekstraklasy. Na pierwszy komplet punktów poczekać musiał do września. Dopiero wówczas udało się zgarnąć pełną pulę w Zabrzu. Dwa tygodnie później piłkarze Lechii zanotowali nawet drugie zwycięstwo z rzędu, tym razem ogrywając Radomiak przed własną publicznością. Blisko zdobycia oczek byli także w Białymstoku, lecz tam nieco zabrakło do chociażby remisu. Aktualnie na kolejną wygraną czekają już ponad miesiąc, bowiem z Widzewem podzielili się punktami, a w Mielcu polegli po golu w ostatniej minucie. W międzyczasie sensacyjnie pożegnali się z Pucharem Polski, odpadając po serii jedenastek z drugoligową Pogonią Grodzisk Mazowiecki.

Zatrzymajmy się na chwilę przy ostatniej ligowej konfrontacji – przeciwko Stali Mielec. Spotkanie zaczęło się dla gdańszczan przekonująco, gdyż już w trzeciej minucie umieścili oni piłkę w bramce Jakuba Mądrzyka. Nie spodobało się to Sebastianowi Krasnemu, który – choć wznowił grę po strzelonym golu – chwilę później postanowił przyjrzeć się sytuacji z bliska i anulować bramkę. Podopieczni Szymona Grabowskiego nie poddawali się i niebawem futbolówka znów odnalazła drogę do siatki. Wówczas jednak Wjunnyk znajdował się na pozycji spalonej i to trafienie było już anulowane słusznie. Do przerwy mimo wszystko prowadzili 1:0 za sprawą Dominika Piły.

Trudno stwierdzić, co wydarzyło się podczas przerwy w szatni gości, ale w drugiej części meczu ujrzeliśmy kompletnie inną Lechię – taką, która zbytnio w piłkę grać nie chciała. Mielczanie doprowadzili do wyrównania, lecz tutaj znów miała miejsce kolejna kontrowersja. Po rzucie rożnym Piotr Wlazło zdobył bramkę, natomiast wcześniej bezpardonowo popchnął jednego z defensorów Lechii tuż przed oddaniem strzału. Sędziowie nie dopatrzyli się przewinienia i trafienie zaliczyli. Wydawało się już, że mecz zakończy się remisem, ale świeżo wpuszczony Łukasz Wolsztyński miał nieco inne plany, przez co w ostatniej minucie dał zwycięstwo swojej drużynie.

Lechia przegrała w pełni zasłużenie, ale plusem było, że będą mieli nie tydzień, a dwa na przeanalizowanie swojej gry. Pytanie, w jakim stopniu to wykorzystali. Odpowiedź na nie poznamy w nadchodzącym starciu z Legią.

Kibice znów odbiją się od kas

Przenieśmy się już do teraźniejszości i tego, co czeka nas w piątkowy wieczór. Nad morze przyjeżdża atrakcyjny rywal, który przyciągnie na trybuny słynnego bursztynka nieco więcej widzów niż zazwyczaj. Do tej pory najwyższą frekwencją było ponad 14 000 fanatyków w starciu z Motorem. Tu jednakże, na dwa dni przed meczem, już sprzedanych jest ponad 20 000 wejściówek. Problem jest taki, że sprzedaż ta zatrzyma się na liczbie 25 000 i dalej nie pójdzie. Dlaczego? Gdyż Biało-Zieloni zgłosili imprezę masową na tylu właśnie uczestników.

https://twitter.com/LechiaGdanskSA/status/1846585849422492156

To kolejny raz, kiedy Lechia nie potrafi przewidzieć, ilu kibiców może chcieć obejrzeć mecz na żywo. Niestety spotykaliśmy się z takimi sytuacjami już wcześniej. Jednym z przykładów był inaugurujący sezon domowy mecz z Motorem Lublin. Ale nie ten, o którym wspominałem przed chwilą, a ten jeszcze z zeszłego roku. Wtedy także pierwszym zespołem, który przyjechał do Gdańska, byli lublinianie. Różnica jedynie taka, iż działo się to na boiskach 1. Ligi, a nie Ekstraklasy. Klub zgłosił imprezę na 8 000 osób, a zainteresowanie okazało się być większe, przez co niektórzy kibice „odbili się od kas”.

Seria bez ligowego zwycięstwa i kadrowicze w zespole

Na wstępie jasno zaznaczyłem, iż to Legioniści przystępują do meczu jako faworyt. Co ciekawe, ostatnimi czasy nie są w stanie przebić się na krajowym podwórku. Przed dwunastą kolejką okupują szóste miejsce w tabeli, czyli o dziesięć lokat wyżej od swoich rywali. Ligowe zwycięstwo zanotowali 1 września z Motorem, a następnie dwukrotnie przegrali oraz tyle samo razy zremisowali. Mimo to drużyna Goncalo Feio wciąż miała powody do radości, ponieważ zwyciężyli z Realem Betis na rozpoczęcie fazy ligowej Ligi Konferencji. Aż dwóch zawodników grających na co dzień z „eLką” na piersi znalazło się na liście powołanych przez Michała Probierza na październikowe zgrupowanie. Byli to: Maxi Oyedele i Bartosz Kapustka. Pierwszy z nich wystąpił w obu meczach. Drugi zaś złapał jedynie kilkanaście minut przeciwko reprezentacji Chorwacji.

Oyedele niewątpliwie będzie jednym z bardziej obserwowanych piłkarzy w najbliższym pojedynku. Po transferze z Manchesteru United do stolicy Polski początkowo nie widywaliśmy go na placu gry. Kiedy natomiast otrzymał swoją szansę, to wykorzystał ją bardzo dobrze. Na tyle, że po około stu minutach gry w Ekstraklasie został powołany do seniorskiej kadry. W pojedynku z Portugalią był jednym z najgorszych na murawie, co wywołało kilka negatywnych opinii w jego kierunku. Byli jednak również tacy, którzy nie chcieli oceniać młodego piłkarza po debiucie z trudnym rywalem. Na Chorwację wszedł już z ławki rezerwowych, ale niewątpliwie zanotował lepszy występ, niż poprzednio. Nie wyróżniał się niczym nadzwyczajnym, ale nie popełniał także błędów.

Niespodzianka realnym scenariuszem?

Z mocniejszymi drużynami w tym sezonie Lechia nie łapie punktów. Nie ma w tym oczywiście niczego dziwnego. Jako „mocniejsze drużyny” określam: Lech Poznań, Raków Częstochowa i Jagiellonię Białystok. Z nimi Lechiści mieli już okazję się mierzyć i trzykrotnie przegrali. Z Jagą walczyli, z Rakowem porażkę ponieśli dopiero w ostatnich minutach, a o Lechu nie ma co wspominać. Czy więc Lechia ma szansę na wygraną? Sporo zależy również od tego, jak poradzą sobie w drugiej połowie. Bardzo często Biało-Zieloni grają do 70. minuty, a nie do 90. Oznacza to, że na porządku dziennym jest tam tracenie bramek w ostatnich minutach meczu. Mówiono nad pracą w tym aspekcie, ale weryfikacja dopiero nastąpi.

Być może da o sobie znać znów nasza ekstraklasowa logika, która lubi zaskakiwać w takich spotkaniach? Ten przykład traktujemy naturalnie z przymrużeniem oka, ale nikt nie mówi „nie”.

Jedyne wykształcenie, jakie posiada to ukończenie szkoły podstawowej z wyróżnieniem. Nie przeszkadza mu to w realizowaniu życiowego celu, jakim jest zostanie dziennikarzem. Bywa gadatliwy, nieco rzadziej śmieszny (ale i to czasem mu się uda). Regularnie uczęszcza na słynny gdański bursztynek, po czym stara się skleić kilka sensownych zdań o meczach miejscowej Lechii.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Ekstraklasa