Obserwuj nas

Ekstraklasa

Miesiąc w Legii Warszawa? Kawał czasu [KOMENTARZ ZE STADIONU]

Legia vs. Widzew, ligowy klasyk. Tutaj nic więcej nie trzeba dodawać. Spotkanie tych dwóch zespołów zawsze rodzi nie tylko w kibicach, ale również w zawodnikach specjalne emocje. To mecz z gatunku tych, których trzeba wygrać. Nieważne w jaki sposób, ale ważne, aby komplet punktów po 90 minutach był dopisany do Twojej drużyny. W niedzielny wieczór przy Łazienkowskiej to Legii udało się w końcówce przesądzić losy rywalizacji  i przedłużyć chlubną serię meczów z rywalem z Łodzi. Goście nie potrafią wygrać na stadionie Wojskowych od 1997 roku. Legia goni czołówkę, na horyzoncie Lech Poznań, a Widzew? Widzew Łódź notuje drugą porażkę z rzędu w PKO BP Ekstraklasie. Czy jednak spotkanie stało na dobrym poziomie piłkarskim? Tutaj mam pewne wątpliwości. Czy to koniec kryzysu w Legii Warszawa? Czy Goncalo Feio zacznie rotować zawodnikami? Zapraszam na tradycyjny cykl „Komentarz ze stadionu”.

Przepchnięte kolanem,  a właściwie głową

Ligowy klasyk zawsze budzi skrajne emocje. Nie inaczej było w przypadku niedzielnego pojedynku pomiędzy zespołami z Warszawy i Łodzi.  Widzew po porażce z Górnikiem Zabrze oraz wygraną dopiero w karnych w Pucharze Polski z Lechią Zielona Góra, chciał się zrehabilitować w starciu z dobrze ostatnio dysponowaną ekipą Legii Warszawa. Ponownie jednak podopieczni trenera Daniela Myśliwca musieli obejść się smakiem, jeśli chodzi o komplet punktów. Chociaż, czy faktycznie Legia Warszawa pokazała dominację nad gośćmi? Tutaj mam ogromne wątpliwości.

Ligowy klasyk w moim odczuciu nieco zawiódł pod względem jakości piłkarskiej. Nie zawiódł za to na  trybunach, gdzie gospodarze zaprezentowali bardzo efektowne racowisko na trybunie północnej oraz wschodniej. Niestety w tym spotkaniu nie mogliśmy ujrzeć kibiców gości na przeznaczonym dla nich sektorze. Służby bezpieczeństwa prawdopodobnie nie chciały wpuścić przygotowanej oprawy przez fanatyków z Łodzi. Szkoda, ponieważ to właśnie takie starcia dają możliwość pokazania się grupom kibicowskim zarówno pod względem opraw, jak ilości decybeli wydobywanych z gardeł.

***

Wracając nieco niżej – na zieloną murawę przy Łazienkowskiej. Piłkarze Legii mieli większe posiadanie piłki, lecz czasami brakowało wykończenia pod bramką rywala, zwłaszcza w pierwszej połowie. Bardzo dobrze prezentował się tego dnia Bartosz Kapustka, który nie tylko zdobył przepiękną bramkę ze słabszej nogi, ale również aktywnie uczestniczył w rozgrywaniu akcji ofensywnych. Była to piąta bramka w rozgrywkach PKO Ekstraklasy byłego zawodnika Leicester City. Tym samym kapitan Legii Warszawa pobił swój rekord bramek ligowych jeszcze za czasów Cracovii, wtedy uzbierał tylko cztery trafienia w sezonie 15/16.

Warto podkreślić, że w ostatnim meczu dobrze wygląda współpraca na linii Augustyniak – Kapustka, gdzie zawsze jeden z nich był ustawiony nieco defensywnie, tak, aby wspierać blok defensywny przy ewentualnej kontrze Widzewa. Moim zdaniem za to niezbyt dobrze prezentował się pomysł z Morishitą i Luquinhasem na jednej stronie. Są to piłkarze o podobnych profilach, a uważam, że przydałby się pomocnik „box-to-box”, który dopełniałby wcześniej wspomnianą dwójkę Polaków. W takim przypadku Japończyk nie musiałby schodzić do środka jako drugi napastnik (w niedzielę mogliśmy ujrzeć, że Luquinhas schodził bardziej w kierunku bocznego sektora, a Morishita grał niemalże w jednej linii z Gualem). Jeszcze trzeba przyznać, że żaden z nich, ani Japończyk, ani Hiszpan nie mają wykończenia pod bramką rywala.

***

Widzew pomimo straty bramki nie załamał się, a wręcz przeciwnie. Starał się jak najszybciej odrobić straty i zrobił to za sprawą Sebastiana Kerka. Goście wykorzystali brak koncentracji we własnym polu karnym Legii i na chwilę zapadła grobowa cisza na trybunach przy Łazienkowskiej. Początek drugiej połowy nie zapowiadał, iż to gospodarze potrzymają swoją serię z Widzewem na własnym stadionie. Zespół gości mocno ruszył do przodu, a swoich szans szukał ze stałych fragmentów gry. Legia dochodziła do pola karnego rywali, lecz brakowało tam elementu zaskoczenia. Goście doskonale zagęszczali środek pola pozostawiając więcej miejsca w bocznych sektorach. Był moment, gdzie Legia grała na typowego „stojanova”. Brakowało ruchu bez piłki, ale również „rozbujania” przeciwnika przed jego polem karnym.

W końcówce korzystny wynik spotkania dla Legii uratował Paweł Wszołek, który zachował się jak rasowy snajper w polu karnym Rafała Gikiewicza. Dość nowa sytuacja dla kibica warszawskiego zespołu, gdzie to Legia „przepycha kolanem”, a właściwie głową mecz. Nie było to spotkanie, w którym moglibyśmy się zachwycać jakimiś niesamowitymi elementami taktycznymi. Mecz walki, mecz gdzie oba zespoły miały swoje okazje wynikające z dość prostych błędów. Widać jednak było, że po prostu Widzewowi brakowało jakości piłkarskiej. Jego piłkarze z wysokiego pressingu i to ryzyko nie opłaciło im się. Próbowali rozgrywać piłkę od własnej bramki po ziemi, lecz mieli problem z płynnym przetransportowaniem jej w okolice 30-40 metra od bramki Tobiasza. Drobne elementy w trakcie meczu takie jak: przyjęcie, podanie, ustawienie danego zawodnika w danej akcji, zadecydowały, że historyczna passa Legii nie została przerwana.

Brak rotacji

Trener Legii Warszawa po raz kolejny pokazał, że „kieruje się” starą piłkarską zasadą – „zwycięskiego składu się nie zmienia”. Oczywiście jest to stwierdzenie pół żartem, pół serio. W ostatnich spotkaniach mogliśmy zauważyć, że skład wystawiony na spotkanie z Widzewem jest niemalże identyczny, jak w poprzednich meczach. Czy to dobrze, czy to źle? Czas pokaże. Choć sam trener na konferencji pomeczowej stwierdził, że decyduje się na idealne zestawienie graczy, aby wygrać spotkanie.

– Mój cel to nie jest rotowanie składu. Mój cel to wygranie meczu. Wystawiam skład, który w naszym odczuciu jest idealny, żeby ten mecz wygrać. Rywalizacja odbywa się na jasnych zasadach. Ci, którzy grają dobrze, to wybronią swoją pozycję. Ci, którzy wchodzą i pokazują się z dobrej strony, będą mieli szansę grać. Czemu miałbym rotować akurat w Pucharze Polski, jednym z najważniejszych meczów sezonu? Nie da się tam naprawić, jeżeli się nie wygra. Teraz odbywa się rywalizacja. Cieszę się, że piłkarze, którzy grają, ciężko pracują. Chcę przygotować tych, co nie grają. Jestem przekonany, że każdy kolejny piłkarz, który wejdzie do składu, wybroni swoją pozycję. Inwestujemy w nich czas. Każdy z nich wraca silniejszy do składu. – powiedział Goncalo Feio na konferencji pomeczowej.

Czy uważam, że takie rozwiązanie przyniesie korzyści Legii Warszawa? Na pewno jest to na krótszą metę dobre, ponieważ piłkarze cały czas są „pod prądem”. Grają niemalże co 3 dni, a patrząc na obecne wyniki – utrzymują swoją wysoką dyspozycję. Reszta zespołu może być nieco poddenerwowana brakiem minut, lecz mądrzy zawodnicy powinni wyciągnąć odpowiednie wnioski i dać z siebie jeszcze więcej na treningach. Tym samym przeniesie się to na poziom samego treningu. Oczywiście jest też druga strona medalu i nieco bliżej mi właśnie do niej, gdzie te „magiczne 3 dni” powodują, że organizmy piłkarzy poprzez ciągłe granie i brak odpowiedniej rotacji, czasami po prostu odmawiają posłuszeństwa.

Już w meczu z Widzewem mogliśmy zauważyć fragmenty w drugiej połowie, gdzie niektórym zawodnikom brakowało paliwa, aby do końca powalczyć o zwycięstwo. Uważam, że mimo wszystko w spotkaniu z Miedzią Legnica powinniśmy ujrzeć rezerwowy skład. Tak samo w meczu z Dynamem Mińsk portugalski szkoleniowiec powinien zdecydować się na rotację. W weekend mecz z Lechem Poznań. To starcie ma ogromną wagę. Nie tylko pod względem kibicowskim, ale również punktowym. W przypadku wygranej w Poznaniu zespół Legii zbliży się do Kolejorza na trzy oczka. Dodatkowo dochodzi fakt, iż więcej zawodników jest przygotowanych do występu w meczu o stawkę grając po kilka minut co 3 dni. Nie ma sytuacji, gdzie ktoś „nie powąchał murawy” od miesiąca. Dlatego uważam, że rotacja dla Legii jest wskazana.

Kryzys? Jaki kryzys?

Jeszcze miesiąc temu posada trenera Goncalo Feio według niektórych mediów sportowych wisiała „na włosku”. Tymczasem mamy początek listopada, a zespół Legii Warszawa notuje piąte zwycięstwo z rzędu. Gdyby nie pomyłka sędziego w Białymstoku to moglibyśmy dziś mówić, że podopieczni portugalskiego trenera mają serię aż 7 wygranych z rzędu. To doskonale podsumowuje stwierdzenie, że miesiąc w futbolu to wieczność. Dziś Legii Warszawa jest drużyną, która nie tylko zmieniła ustawienie, ale nieco uległa zmianie też intensywność oraz sposób gry z rywalami. No właśnie zmiana ustawienia… Tutaj upatrywałbym największe korzyści. Wszyscy pamiętają końcówkę pracy trenera Kosty Runjaicia, gdy ten uparcie trzymał się swoich schematów, które w pewnym momencie wyczerpały się.

– Trener powinien podejmować takie decyzje, żeby zawodnicy czuli się lepsi. Ja jestem trenerem taktycznym, nie mam problemu z żadną taktyką, bo się na taktyce znam. Nie jestem trenerem jednej taktyki. Chcę wyciągać z każdego piłkarza najlepszą wersję siebie. Dawno ogłosiłem, że będziemy mieli dwa systemy, i że stopniowo będzie ten drugi system wchodzić. Uważam, że to najtrudniejszy moment dla drużyny w tym sezonie, i w takich momentach muszą pojawiać się trenerzy. Powiedziałem zawodnikom, w jakim kierunku będziemy teraz iść. Musimy żyć tu i teraz, i wyciągać cały czas z tego maksa. – mówił po meczu z Widzewem Łódź trener Legii Warszawa Goncalo Feio.

***

Trener Goncalo Feio „przespał się z tematem”, zauważył wraz ze sztabem, że po prostu nie idzie i trzeba coś zmienić. Zmiana wyszła mu na dobre, ale nie tylko pod względem wynikowym, ale i pod względem rozwoju kilku zawodników. Paweł Wszołek pokazał, że nadal potrafi być świetnym prawym obrońcą. Ruben Vinagre udowodnił, że może być lewym obrońcą ofensywnie usposobionym, ale również lewym obrońcą, który przy rozegraniu piłki schodzi do środka. Kacper Chodyna udowodnił sobie, ale też trenerowi, że nie tylko potrafi szybko biegać, a dodatkowo może dawać liczby potrzebne zespołowi.

Szkoleniowcowi Legii, a właściwie całej drużynie udało się uciec spod wrześniowego topora, gdzie wyniki nie zadowalały kibiców. Trzeba jednak pamiętać, że mecz z Widzewem to nie było dobre spotkanie. Jasne, że takie starcia trzeba też przepychać, chociaż powinna zapalić się czerwona lampka sztabowi szkoleniowemu i piłkarzom. Widzew, jeśli chodzi o poziom piłkarski, to nie jest czołówka Ekstraklasy, a właśnie z czołówką trzeba będzie wygrywać mecze, aby marzyć o mistrzostwie Polski. O ile są takie marzenia wśród pracowników Legii Warszawa…

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Ekstraklasa