Ekstraklasa
Bałagan na ławce trenerskiej w Lechii. Rozstanie z Grabowskim i gasnące światło nadziei
Autor
Adam Kiedrowski
Już od kilku tygodni spekulowano, że dni Szymona Grabowskiego na stanowisku szkoleniowca Lechii Gdańsk są policzone. Decyzja o zakończeniu współpracy, a dokładniej zawieszeniu trenera nie wywołała więc większego zaskoczenia. Oczywistym było jednak to, że werdykt wzbudzi kontrowersje niezależnie od momentu zwolnienia. Oficjalny komunikat ujrzał światło dzienne po przegranym 0:3 meczu z Pogonią Szczecin. Do końca roku zostały dwa spotkania. W pierwszym z nich zespół poprowadzą Kevin Blackwell oraz Radosław Bella, natomiast przed ostatnim meczem tego roku Lechiści mają już poznać nazwisko następcy 43-latka.
Grabowski nie jest już trenerem Lechii
Trener zawsze ponosi odpowiedzialność za wyniki, które notuje jego drużyna. W tym przypadku słychać jednak wiele głosów twierdzących, że w pierwszej kolejności za aktualną sytuację Lechii odpowiadać powinny inne nazwiska. Mówimy oczywiście o Paolo Urferze, Jakubie Chodorwskim oraz Kevinie Blackwellu. Po awansie do Ekstraklasy nie ułatwiali oni pracy polskiemu trenerowi. Zaczęło się w momencie, kiedy latem pożegnano się z paroma osobami ze sztabu szkoleniowego. Rzecz w tym, że Grabowski nie narzekał na współpracę z nimi. W ich miejsce sprowadzono nowych ludzi, w tym także poleconych przez dyrektora technicznego, Blackwella. W sporej mierze przyczynili się do tego, jak piłkarze wyglądali na początku sezonu po względem kondycyjnym i motorycznym. Innymi słowy, nieco przesadzono w okresie przygotowawczym.
26 listopada był ostatnim dniem pracy Szymona Grabowskiego w klubie. Również wówczas nie obyło się bez absurdu. Jak stwierdził za pośrednictwem portalu X (Twitter) Błażej Łukaszewski, 43-latek tuż po podjęciu decyzji o zawieszeniu nie mógł nawet zbliżać się do drużyny. Gdy jednak zakończyło się jego spotkanie z Chodorowskim, które miało na celu ostateczne rozwiązanie umowy, zawodnicy sami przyszli i pożegnali Polaka. Ciepłymi słowami za pracę podziękowali również kibice. Zarząd podejmując następujące kroki zwyczajnie się skompromitował. Na całe szczęście reszta zachowała się tak, jak należy.
Lechia jako firma, z jej szefem, Paolo Urferem, pożegnała Szymona Grabowskiego FATALNIE.
Lechia jako społeczność – jej pracownicy, zawodnicy i kibice pożegnali swojego byłego już trenera lepiej niż mógłby to sobie wyobrazić. Warto przeczytać kilka akapitów.⤵️
Grabowski po tym… https://t.co/cqLuGUwa3w
— Błażej Łukaszewski (@BlazLukaszewski) November 27, 2024
Rozpoczęcie pracy w Lechii tuż po spadku wiązało się z ogromnym ryzykiem dla każdego trenera. Grabowski mimo wszystko podjął się wyzwania. Nie ma potrzeby uświadamiania kogoś, że do pewnego momentu ta decyzja uchodziła za bardzo dobrą. Cóż, w końcu gdańszczanie w mgnieniu oka powrócili do elity, a internauci nie mogli przestać chwalić zespołu. Grabowski w trakcie całej kadencji poprowadził Biało-Zielonych w 52 spotkaniach, notując średnią wynoszącą 1,52 punktu na mecz.
Winnych jest kilku. Wśród nich Chodorowski
Zaznaczyłem już, iż przed Grabowskim do tablicy powinni zostać wywołani: prezes, dyrektor sportowy i dyrektor techniczny. Skupmy się na tym drugim. Nie można Lechistom zarzucić braku jakiejkolwiek aktywności na rynku transferowym po awansie, bowiem przybyło sześć nowych twarzy. Kłopot tkwi w tym, że znaczna większość nie odnalazła się najlepiej w Gdańsku. Za udany ruch możemy uznać sprowadzenie Szymona Weiraucha. Młody golkiper, przedtem broniący barw Zagłębia Lubin, ma za sobą już kilka dobrych występów między słupkami od momentu rozpoczęcia tegorocznej kampanii Ekstraklasy. Lepsze dni miewa także Anton Carenko, który został wypożyczony z Dynama Kijów. Później natomiast czytamy kolejne nazwiska, takie jak: Bułeca, Wendt, Wójtowicz i Pllana. Tam już jest nieco mniej kolorowo.
Ponadto w tamtym okresie zakomunikowano Łukaszowi Zjawińskiemu, że ten nie ma czego szukać nad morzem. Sięgnęła po niego Polonia Warszawa i okazało się, że obecnie mógłby spokojnie rywalizować o wyjściową jedenastkę w Lechii. Uzasadnieniem powyższej decyzji był zamiar sprowadzenia nowej „dziewiątki”. Co najciekawsze, nigdy nie pojawiła się ona nad Motławą. Od połowy sierpnia kontuzjowany jest Tomas Bobcek, a w przypadku – przykładowo – zawieszenia Bohdana Wjunnyka do podstawowego składu wskakuje Kacper Sezonienko. Jeśli ktoś chociaż w małym stopniu interesuje się najwyższą klasą rozgrywkową w Polsce, to wie, że jest on jednym z najgorszych, o ile nie najgorszym napastnikiem. Na dodatek, Biało-Zieloni nieustannie stosują formację z czwórką obrońców, a w kadrze znajduje się tylko jeden prawy defensor, Dominik Piła.
Zjawiński odszedł, bo Urfer zapewniał Grabowskiego, że przyjdzie lepszy napastnik. Miał być Bobcek, Wjunnyk i ktoś jeszcze plus Sezonienko.
Grabowski namawiał Zjawińskiego na odejście, bo tu by nie dostawał szans.
A okazało się, że dziś by był pierwszym wyborem.
— Tomasz Galiński (@T_Galinski) November 24, 2024
Jak to działa, że wszyscy poza ludźmi faktycznie odpowiedzialnymi za transfery zgadzają się w jednej, ważnej kwestii. Mowa o zdecydowanym braku doświadczonych piłkarzy. Jest to temat wałkowany od dłuższego czasu. Trudno jednak nie zatrzymać się przy nim, kiedy tym z największym bagażem doświadczeń w polskiej piłce jest 27-letni Brazylijczyk, Conrado. Nie będę już przytaczał kwestii rozwiązania kontraktu z Luisem Fernandezem, co też było sporym nieporozumieniem.
***
Nie zrozumcie mnie źle. Moim celem nie jest kompletne oczyszczenie Grabowskiego i idealizacja go. Zależy mi jednak na podkreśleniu, że osoby współpracujące z nim same rzucały kłody pod nogi. Słabe transfery, brak comiesięcznych przelewów na konta piłkarzy oraz spore zmiany w sztabie szkoleniowym, gdy nie było to konieczne – to powody, dla których ostatnie miesiące nie były łatwe. Były pewne momenty, chociażby w trakcie lub przed meczem, kiedy sam szkoleniowiec mógł podejmować lepsze decyzje, ale gdy przyjrzymy się z bliska, to widzimy powiązanie między tym wszystkim.
Duet Bella – Blackwell w Katowicach
W przedostatniej kolejce tego roku Lechiści wybierają się na mecz do Katowic. Za poprowadzenie piłkarzy w tym spotkaniu odpowiedzialny będzie duet złożony z: Radosława Belli, byłego asystenta Szymona Grabowskiego oraz Kevina Blackwella. Brytyjczyk jest tym, który będzie zapewne miał nieco więcej do powiedzenia w różnych kwestiach. Nie ukrywa tego sam Bella, o czym przyznał podczas konferencji przedmeczowej.
– Moja rola się nie zmienia, dalej będę asystentem. Podzieliliśmy się z Kevinem zadaniami. Ja bardziej odpowiadam za SFG czy analizy, konsultujemy to, co ma dziać się w procesie treningowym. Nie ukrywam, że Blackwell przejął trochę stery jeśli chodzi o prowadzenie zespołu. Ma spore doświadczenie i to nam się przyda – mówił Bella.
Prognozy przed starciem z „GieKSą” nie są najlepsze. Nie chodzi już stricte o samą zmianę na ławce trenerskiej, a o morale i całą otoczkę wokół drużyny. Gdańszczanie wyczekują kolejnego triumfu od połowy września, a więc dwa i pół miesiąca. Jeśli chodzi o nieobecnych, to tutaj sytuacja prezentuje się nieco lepiej w porównaniu do ubiegłej kolejki. Dostępny znów będzie Wjunnyk po powrocie z zawieszenia. Wciąż brakować będzie Meny i Bobcka, którzy do końca roku już nie zagoszczą na placu gry. Istnieje całkiem wysokie prawdopodobieństwo, że w następnych dwóch spotkaniach Lechia nie zapunktuje wcale. Klub znajduje się w takiej sytuacji, gdzie nawet najwięksi optymiści kwestionują różne rzeczy.
Niewykluczone kolejne odejścia
Niedawno Dziennik Bałtycki przekazał, że istnieje możliwość złożenia wypowiedzenia przez Patryka Dittmera, czyli kierownika drużyny. Byłaby to kolejna duża strata, bowiem Dittmer pełni swoją funkcję od 2017 roku. Odejść miałby po grudniowym meczu ze Śląskiem. Spory wpływ na przyszłość Lechii będzie miał następca Grabowskiego. Postanowiono sięgnąć po kogoś z zagranicy. Dawid Dobrasz zasugerował, iż będzie to osoba z Anglii.
Warto dodać, że Paxton w Gdańsku pojawia się bardzo rzadko i pracuje… zdalnie.
Żenada. https://t.co/KcAf6TCscg— Karolina Jaskulska (@k_jaskulska) November 25, 2024
Kolejna kuriozalna sytuacja (już ostatnia, obiecuję) odbywa się w przypadku szefa działu przygotowania motoryczno-medycznego w zespole. Jest nim Kevin Paxton, choć trudno powiedzieć, jakoby wciąż sprawował tę rolę. Człowiek z przeszłością w Leicester City czy Sheffield United do Polski przylatuje rzadko, a pracę wykonuje zdalnie. Nawet nie żartuję. Gdyby ekipa filmowa z kamerą i mikrofonem zagościła do sztabu i gabinetów Lechii, to nakręciłaby niesamowicie zabawną komedię. Taką, w której gdańszczanie śmialiby się przez łzy, a cała reszta biłaby brawo na koniec.
Jedyne wykształcenie, jakie posiada to ukończenie szkoły podstawowej z wyróżnieniem. Nie przeszkadza mu to w realizowaniu życiowego celu, jakim jest zostanie dziennikarzem. Bywa gadatliwy, nieco rzadziej śmieszny (ale i to czasem mu się uda). Regularnie uczęszcza na słynny gdański bursztynek, po czym stara się skleić kilka sensownych zdań o meczach miejscowej Lechii.