Nowy prezes, hucznie zapowiadane transfery i mizerne wyniki – klub z ulicy Reymonta jest obecnie na tapecie wszystkich obserwatorów Ekstraklasy. Gdy opadł kurz po znakomitym losowaniu Legii w eliminacjach Ligi Mistrzów, znów większość z nas wraca myślami pod Wawel i zadaje pytanie: co z tą Wisłą?
Kontrowersje ze zmianą obsady właścicieli Białej Gwiazdy odstawię na bok, niech inni się tym zajmują. Mnie interesuje w głównej mierze boisko, wyniki i ligowa tabelka. W Krakowie pod tym względem jest nieciekawie i kibice Wisły już zaczynają szukać głównego winowajcy. Powszechnie wiadomo, że jak piłkarzom nie idzie, to winowajcy należy upatrywać w szkoleniowcu. Krocząc tą drogą pojawiają się pierwsze wątpliwości, co do zasadności pracy Dariusza Wdowczyka. Trzy wyjazdowe porażki, a zwłaszcza przegrane derby Krakowa, to główne powody rozważań zmiany trenera. Czy to jest odpowiedni czas na jakiekolwiek roszady? Czy to wystarczające powody, by w ogóle o tym myśleć? Moim zdaniem nie.
Nie ukrywam, darzę estymą Dariusza Wdowczyka, sprawia wrażenie faceta z jajami i przy ocenie jego pracy zawsze w cień odkładałem jego korupcyjną przeszłość. Cieszyłem się, że został zatrudniony w Wiśle, bo uważałem i nadal uważam, że ten człowiek może przywrócić klub na odpowiednie tory. Na początku wierzono w to także w klubie. Współpraca układała się dobrze – pogrążona w marazmie Wisła zaczęła punktować i coraz jaśniej świeciła jej gwiazda na horyzoncie. W efekcie nie dość, że widmo spadku zostało szybko zażegnane, to jeszcze Wisła obroniła sezon i była najlepszą z drużyn w grupie spadkowej. Wiele zmartwień mieli kibice trzynastokrotnego mistrza Polski, ale na pewno jednym z nich nie była obsada stołka trenerskiego.
Po raz kolejny widzimy jak cienka jest linia pomiędzy pełnym zaufaniem, a podejrzliwym wzrokiem. Jak mało trzeba, przytaczając słowa Wdowczyka, by zacząć odpalać lont. Trzy punkty w czterech meczach, jakbyśmy nie patrzyli, nie wyglądają okazale, ale biorąc pod uwagę okoliczności tych porażek, można okazać krztynę zrozumienia i wsparcia. Należy się to trenerowi, chociażby za świetne wyniki w poprzednim sezonie.
Podopieczni Dariusza Wdowczyka są jedyną drużyną, która grała trzy spotkania pod rząd na wyjeździe. Dwa długie wyjazdy na północ Polski i ten bliższy, ale o wiele trudniejszy na stadion przy ulicy Kałuży. Kibice mają pełne prawo być niezadowoleni z postawy swoich ulubieńców w Trójmieście, a tym bardziej w derbach Krakowa. Może to zabrzmi nieco lakonicznie, ale… tak po prostu czasem bywa. Trzy wyjazdy – trzy porażki, to po prostu kiepska passa. Czy warto na tej podstawie kończyć związek, który do tej pory miał się bardzo dobrze? Ten sport jak żaden inny uczy, że raptowne działanie nie popłaca.
Gorące głowy kibiców, czy działaczy w niczym nie pomogą i chyba jeszcze nigdy w niczym nie pomogły. Nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek takie działanie przyniosło zamierzony efekt. Zawsze jest gorzej, w ostateczności podobnie. Przy dywagacjach o zmianie trenera po czterech meczach, jeszcze przez długi czas będę miał przed oczyma obraz Piotra Stokowca i jego Zagłębia. To jest lepsza i jedyna słuszna droga. Mam nadzieję, że nowi właściciele, jacy by nie byli, nie wsiądą do tej karuzeli wariactwa i wybiorą jedyną słuszną drogę. Taka nasza Ekstraklasa już jest, że jedyna dobra zmiana, to brak zmiany.
PS1948