Wisła Kraków po siedmiu porażkach z rzędu odniosła ligowe zwycięstwo, pokonując na własnym stadionie Piasta Gliwice. Trzeba przyznać, że przeważającą stroną sobotniego spotkania była „Biała Gwiazda”, która była bardziej zdeterminowana by sięgnąć po trzy punkty. Podopieczni Dariusza Wdowczyka stworzyli sobie kilka naprawdę dobrych okazji do zdobycia bramki, jednak za każdym razem czegoś brakowało. Wreszcie nadszedł doliczony czas gry, kiedy to Patryk Małecki znalazł drogę do bramki gości i zapewnił Wiśle komplet punktów. Na pochwałę zasługuje Jakub Szmatuła, który niejednokrotnie popisywał się dobrymi interwencjami.
Wyjściową jedenastkę Wisły Kraków dało się przewidzieć dzień przed spotkaniem. Na konferencji przedmeczowej trener Wdowczyk zapowiedział, że nie zamierza mieszać w składzie, a jedyną zmianą będzie zastąpienie Macieja Sadloka, Arkadiuszem Głowackim. Zdenek Ondrasek, który jest już w pełni sił rozpoczął spotkanie na ławce rezerwowych. W ataku Pawłowi Brożkowi towarzyszył Mateusz Zachara. Na skrzydłach wystąpili Rafał Boguski oraz Patryk Małecki. Środkiem pola dowodził Krzysztof Mączyński wraz z Denisem Popoviciem. W defensywnie wystąpiła czwórka: Adam Mójta, Arkadiusz Głowacki, Richard Guzmics i Boban Jović. Między słupkami Michał Miśkiewicz, który w Białymstoku zaliczył kilka naprawdę udanych interwencji i wybronił rzut karny. Gdyby nie duży błąd przy utracie pierwszej bramki, można by powiedzieć, że rozegrał dobre zawody.
W ekipie gości sentymentalny powrót do Krakowa zaliczył Maciej Jankowski, który jeszcze nie tak dawno przywdziewał koszulkę z „Białą Gwiazdą” na piersi. Popularny „Jankes” wystąpił w wyjściowym składzie.
Im bliżej meczu, tym nad stadionem Wisły Kraków coraz intensywniej zbierały się czarne chmury. Nie jest tutaj mowa o 7 porażkach z rzędu, ale o pogodzie, która w sobotni wieczór zwyczajnie nie dopisywała. Rzęsisty deszcz wprowadził nas nieco w aurę Premier League.
Punktualnie o 20:30 sędzia Daniel Stefański dał znak do rozpoczęcia zawodów. Spotkanie rozpoczęli gospodarze. Pierwsze minuty upłynęły na wzajemnym badaniu się obu drużyn. Gra w środku pola, próba uruchomienia napastników długim podaniem.
W 13. minucie z ciekawą akcją wyszła krakowska Wisła. Piłkę w środku pola przejął Krzysztof Mączyński, podał do Mateusza Zachary, który uruchomił Pawła Brożka. „Brozio” oddał jednak bardzo słaby strzał, z którym problemów nie miał dobrze spisujący się tego dnia Jakub Szmatuła. Nie wiem czy nie lepszym wyborem w tej sytuacji byłoby podanie Mateusza Zachary na prawą stronę do Rafała Boguskiego, który miał więcej miejsca.
W 19. minucie ponownie przed szansą na zdobycie bramki stanął Paweł Brożek. Napastnik znalazł się w polu karnym, jednak uderzył tylko w boczną siatkę.
Dokładnie w 19 minucie i 6 sekundzie meczu, zgromadzeni kibice odśpiewali pieśń „Wisła To Jest Potęga”. Była to spontaniczna akcja nawiązująca do daty powstania klubu, czyli roku 1906.
22. minuta spotkania przyniosła dośrodkowanie z rzutu wolnego. Piłka spadła na głowę Richarda Guzmicsa, który oddał celny strzał, ale ponownie na posterunku był Jakub Szmatuła. Kolejna sytuacja to strzał z dystansu Arkadiusz Głowackiego. Bramkarz gości interweniował z problemami, ale zdołał odbić piłkę na rzut rożny.
W 26. minucie, rzut wolny egzekwowali piłkarze Piasta Gliwice, jednak strzał był daleki od bramki strzeżonej przez Michała Miśkiewicza.
Kolejna sytuacja dla gospodarzy miała miejsce w 29. minucie meczu. Piłkę z rzutu rożnego wrzucał Adam Mójta, a uderzał Richard Guzmics, lecz ponownie dobrze interweniował Jakub Szmatuła.
W 41. minucie spotkania dobrym przechwytem popisał się Krzysztof Mączyński, który uruchomił Mateusza Zacharę. Napastnik wycofał futbolówkę do Bobana Jovica, a prawy defensor zdecydował się na strzał z dystansu. Bramkarz gości z problemami, ale zdołał interweniować.
Pod koniec I części spotkania gra się zaostrzyła. Zaczęło się od protestu podopiecznych Dariusza Wdowczyka, którzy domagali się podyktowania rzutu karnego. Gwizdek arbitra milczał. Jak pokazały powtórki słusznie. Później doszło do kilku strać w środku pola, czego efektem był żółty kartonik dla Krzysztofa Mączyńskiego,
Pierwsza połowa można powiedzieć, że przebiegała pod dyktando zawodników Białej Gwiazdy. To oni stwarzali zagrożenie pod bramką rywali, jednak często brakowało dokładności i postawienia „kropki nad i”.
Po przerwie ponownie zaatakowała Wisła Kraków. Akcję lewą stroną przeprowadził Adam Mójta, który zdecydował się na wrzutkę w pole karne. Piłki nie trafił Mateusz Zachara, a zamykający akcję Paweł Brożek nie zdążył do niej dobiec.
47. minuta meczu i przed szansą stanął Mateusz Zachara. Napastnik Wisły uderzył w długi róg bramki strzeżonej przez Szmatułę, jednak zabrakło kilku centymetrów, aby piłka wpadła w samo okienko.
W 57. minucie spotkania na strzał z dystansu zdecydował się wprowadzony po przerwie Gerrard Badia. Uderzenie było niegroźne, a piłkę bez problemu złapał Michał Miśkiewicz.
W 65. minucie bardzo groźnie zrobiło się pod bramką Białej Gwiazdy. Marcin Pietrowski zdecydował się na uderzenie, trzeba przyznać, że był to bardzo dobry strzał. Z trudem wybronił go bramkarz Wisły. Sześć minut później kolejny strzał gości, jednak daleki od celu.
Ładną akcję wiślacy przeprowadzili w 72. minucie meczu. Richard Guzmics zagrał długą piłkę do Pawła Brożka, ten podał do Zdenka Ondraska. Czech dograł do Rafał Boguskiego, który oddał strzał z piątego metra. Górą ponownie był golkiper gości.
Wraz z kolejnymi minutami napór gospodarzy rósł. Widać było, że są bardzo zdeterminowani, aby zdobyć bramkę i zgarnąć trzy oczka. Najpierw strzał Zdenka Ondraska obroniony przez Szmatułę. Później w polu karnym znalazł się Rafał Pietrzak, który kropnął ile sił w nogach. Z pomocą bramkarzowi gości przyszło spojenie słupka z poprzeczką. Była to 89. minuta meczu, a na tablicy wyników nadal 0:0.
Kiedy większość zgromadzonych na trybunach widzów, była niemal pewna, że mecz zakończy się podziałem punktów nastał doliczony czas gry. Na uderzenie zza szesnastki zdecydował się Patryk Małecki, po drodze piłka odbiła się od obrońcy gości i zatrzepotała w siatce. „Mały” wprawił kibiców w szał radości i zapewnił Białej Gwieździe trzy oczka, które pozwoliły przerwać niechlubną dla klubu serię 7 porażek z rzędu. Tak dużej radości na stadionie przy Reymonta 22 dawno nie było.
Wisła Kraków w sobotni wieczór była dużo konkretniejsza i zdeterminowana do tego, aby sięgnąć po trzy punkty niż gliwicki Piast. Często brakowało dokładności, ostatniego podania, szczęścia. Świetnie dysponowany tego dnia był bramkarz gości – Jakub Szmatuła. Wisła biła głową w mur, jednak ten mur udało się skruszyć w doliczonym czasie gry.
Po meczu najzagorzalsi fajni krakowskiego klubu skandowali głośno imię i nazwisko szkoleniowca Białej Gwiazdy. Trener zapytany o tę sytuację na konferencji pomeczowej powiedział. „Dziękuję kibicom za wsparcie. Jest to dla mnie bardzo miłe. Musimy dalej ciężko pracować, żeby Wisła grała jeszcze lepiej„.