Lechia Gdańsk
Nowy trend czy głupi wymysł? Lechia odczuwa skutki rezygnacji z rezerw
Autor
Maciej Golec
Bez pracy nie ma kołaczy – to powiedzenie zna raczej większość Polaków, ale to w Gdańsku niektórzy mogą je poczuć na własnej skórze, nawet aż nadto. Wszystko przez niezrozumiany przez nikogo ruch władz tamtejszej Lechii sprzed ponad pół roku, kiedy to powiedzieli „dość!” drużynie rezerw.
Manewr ten działacze gdańskiego klubu na poziomie LOTTO Ekstraklasy wykonali jako pierwsi. Później w ich ślady poszła Wisła Kraków, co akurat można zrozumieć, patrząc na problemy finansowe „Białej Gwiazdy”. Ale skupmy się na jednym. Drugi zespół Lechii nie funkcjonuje od 3 czerwca 2016 roku, kiedy to władze wydały oświadczenie wyjaśniające całą tę sprawę. Jako powód podano chęć większego skupienia się na rozwoju Akademii. No ok, ale jeśli nie będzie rezerw, to gdzie te młode talenty będą grać później, gdy już na CLJ będą za stare (zakładając, że nie przebiją się od razu do pierwszego składu)? Można domniemać, że albo pójdą na wypożyczenie, ktoś ich zauważy i wykupi, albo będą się marnować, nabijając tylko frekwencję na trybunach podczas meczów ligowych. Jeśli na tym ma polegać cała idea rozwoju, to ja szczerze podziękuję.
Tak właśnie wygląda/wyglądała piłkarska rzeczywistość kilku innych piłkarzy Lechii – m.in. Denisa Pergera, o którym możliwe, że niektórzy już zapomnieli, albo Donatasa Kazlauskasa, o którym przypomnieli sobie dopiero wtedy, gdy pakował manatki. Jest to dosyć smutne, że nie ma żadnej możliwości konkretniejszego ogrania dla starszych zawodników, którzy najzwyczajniej nie są brani pod uwagę przez Piotra Nowaka przy ustalaniu „18” meczowej.
Masowe wypożyczenia
Za sposób na wyjście z tej sytuacji włodarze Lechii wybrali masowe wypożyczenia swoich zawodników do innych klubów. Praktykowane było to pół roku temu jak i teraz. W Lechii z pewnością liczą na to, że zawodnicy na wypożyczeniach mogą się ograć. Ale nie oszukujmy się, z tymi ambicjami, możliwościami finansowymi i sportowymi jest to po prostu odwlekanie w przyszłość ich pewnej już sprzedaży. Bo kto postawi na bramkę w meczach el. LE lub LM Damiana Podleśnego? Kto da szansę Vitorii, kopiącemu się po czole, czy Łukasikowi, który na murawie nie robił ostatnio nic innego poza rekreacyjnymi spacerkami? Raczej nikt o zdrowym umyśle, a już na pewno nie Piotr Nowak.
Piłkarze pomijani przy ustalaniu meczowej „18” mają więc dwa wyjścia. Albo ich ambicje sięgają na tyle nisko, by zabukować sobie karnet na następny sezon i podziwiać profesjonalną piłkę z odległości kilkunastu metrów, albo chcą walczyć o miejsce w pierwszym składzie. Tylko… jak tu walczyć, jak tu złapać rytm meczowy? No bo chyba nie przez gry treningowe czy mecze na orliku?
Limit obcokrajowców
Dodatkową bolączką Lechii jest limit zawodników spoza Unii Europejskiej. Od początku sezonu stał się on jeszcze bardziej rygorystyczny, gdyż na boisku w barwach jednego zespołu może występować maksymalnie dwóch takich piłkarzy. I to było właśnie powodem, dla którego solidny piłkarz, któremu czasami odetnie prąd, zdecydował się spróbować gdzie indziej. Aleksandar Kovacević, bo to o nim mowa, padł ofiarą tego przepisu jako pierwszy. Był on jedynie planem B, nie mógł zadomowić się na stałe na murawie, co wywoływało zrozumiałą frustrację. Milos Krasić i Vanja Milinković-Savić wyrobili sobie bowiem taką pozycję u Piotra Nowaka, że jego przebicie się do składu graniczyło z cudem. Teraz Serb spróbuje pomóc Śląskowi, a jego przyjście, patrząc na to co potrafi, na pewno doda solidnego kopa tej drużynie.
Choć nie sądzę, że serbski pomocnik miałby ochotę ogrywać się w rezerwach Lechii, to byłyby one pozytywną odskocznią, alternatywą i lepszym źródłem utrzymania rytmu meczowego niż gry treningowe i nikt mnie tu żadnymi argumentami nie przekona.
Są plusy i minusy tego całego zdarzenia. Z jednej strony ta dziwna decyzja zmusza zawodników do solidnej pracy, poświęcenia, wylania hektolitrów potu, krwi i łez, by osiągnąć sukces. Z drugiej strony jednak, tego sukcesu nie osiągniesz, jak nie będziesz miał do tego odpowiednich możliwości. I tutaj koło się zamyka. Jeśli oszczędności i teoretyczne rozwijanie Akademii jest ważniejsze od zapewnienia wszystkim zawodnikom równych szans na regularną grę, to proszę bardzo. Sam jestem ciekawy efektów tej polityki i mam tylko nadzieję, że nie obróci się ona przeciwko nam.