
1082 dni temu Piotr Stokowiec przejął ławkę trenerską Zagłębia. Na polskie warunki to wynik doskonały, na warunki klubu z Lubina wręcz pomnikowy. Ale te prawie 3 lata zostaną zredukowane do jednego miesiąca, który zdecyduje o tym, czy licznik będzie bił dalej.
Już nie wiem, który raz musiałbym pisać o rzeczywistości zastanej przez popularnego „Stokiego” na początku sprawowania rządów. Zespół wartkim nurtem płynął do pierwszej ligi. Mam teorię, że mentalnie osunął się on wcześniej, niż spadek faktycznie się zdarzył. Historię o przekuciu spadku w sukces znamy aż nadto dobrze: dwie stracone bramki w rundzie wiosennej sezonu 14/15, promocja kilku niezłych piłkarzy z akademii, do tego włączenie do składu Macieja Dąbrowskiego (nie bez udziału Piotra Burlikowskiego). Następnie przedziwny sezon 15/16 zwieńczony fantastyczną (znowu) wiosną, magia Filipa Starzyńskiego i skończenie „beniaminkowego” sezonu na podium.
Właśnie ta efektowna przeszłość Piotra Stokowca jest dziś przeszkodą w jednoznacznej ocenie i, przede wszystkim, w decyzji: czy powinien na swoim stanowisku pozostać?
Chcąc być uczciwym wobec dokonań trenera, a jednocześnie nie zaklinając rzeczywistości, trzeba otwarcie przyznać, że zespół Zagłębia Piotrowi Stokowcowi się rozpadł. I to w momencie, kiedy powinien świecić najjaśniej. Wiosną. Poprzednie wiosny, jak przytoczyłem wyżej, były okresem świetnej gry Zagłębia. Ergo, przygotowania zimą okazywały się owocne. Zespół imponował wybieganiem, pressingiem, grą do końca, był zgrany, dobrze reagował na wydarzenia boiskowe, potrafił zaskoczyć rywala.
A dzisiaj?
Czas w futbolu biegnie wyjątkowo szybko. Trzy lata w perspektywie życia zespołu to wystarczająco dużo, aby się narodził, dojrzał i zaczął, mówiąc obrazowo, odchodzić. Zagłębie Lubin po trzech latach pracy Piotra Stokowca jest dobrym kandydatem na obraz pt. „Chcę, ale nie mogę”. Nie dołączę do chóru hejterów oskarżających piłkarzy o brak zaangażowania, o odpuszczanie meczów, o brak ambicji. Ci ludzie przez trzy lata wielokrotnie udowadniali, że podobne zachowania nie mieszczą się w ich repertuarze. Gdyby tak było, to Partizan mógłby wyznaczyć nowy fragment drogi S3, przetaczając się przez Stadion Zagłębia i walcując zespół Piotra Stokowca.
Ale zaangażowanie nie zawsze przełoży się na argumenty stricte piłkarskie. Dzisiaj Zagłębie jest zespołem wypstrykanym z pomysłów, dokładności, elementu zaskoczenia rywala. A przede wszystkim z formy. Chcąc nadal pozostać uczciwym wobec trenera, zawodników, ale i wobec rzeczywistości, to jedynymi zawodnikami, którzy w gruncie rzeczy nie zawiedli to Lubomir Guldan i Filip Starzyński. Choć „Figo” bardzo dobrze zaczął, ale ogarniająca zespół bezsilność w ostatnich meczach dopadła i jego.
*
Nie wiem czy to ESA37 wpływa na wyjątkowe spłaszczenie ligi czy też odwieczne prawo „każdego do wygrania z każdym”, ale marcowo-kwietniowe rozpadnięcie się zespołu Zagłębia nie pozwoliło mu wślizgnąć się do górnej „8”. Drzwi zostały przymknięte w warunkach anormalnych. Bo z jednej strony Jose Kante (jedna rada dla wszystkich: nigdy nie wyszydzaj piłkarzy ekstraklasy, nigdy nie wiesz, kiedy Cię skarci) strzelił w ostatniej minucie meczu w Gdyni rzut karny, ale do tego czasu Zagłębie mogło sytuację wyjaśnić. Wystarczyło tylko i aż wygrać ze Śląskiem.
Zagłębie do górnej „8” nie weszło. Podstawowy cel postawiony przed Piotrem Stokowcem nie został zrealizowany, a kierowany przez niego zespół osunął się co najwyżej na 9. miejsce wobec 3. osiągniętego w poprzednim sezonie. I ta pozycja poza górną „8” jest symbolicznym początkiem budowy nowego zespołu Zagłębia Lubin. Czy pod przywództwem Piotra Stokowca?
*
Jestem pierwszym przeciwnikiem głupiego zwalniania trenerów. Emocjonalna labilność prezesów i unoszący się duch Józefa Wojciechowskiego to zła twarz Ekstraklasy. Ostatnio główną ofiarą tego procesu jest Czesław Michniewicz, któremu podziękowano w Szczecinie i w Niecieczy.
Przez głupie zwalnianie trenerów rozumiem krótkowzroczność zarządców. Mamią kibiców na konferencji prasowej przedstawiającej nowego szkoleniowca, że „wizja”, że „cele”, że „młodzież”, że „dobra gra” itd. A później wystarczy niedługi czas bessy i zmieniamy pana X na pana Y, który kończy sezon jakimś efektownym „runem”, napełnia nadzieją wyjątkowo „nadziejochłonne” serca kibiców, by za chwilę popaść w beznadzieję i wtedy pana Y zastępuje pan Z. I karuzela trwa.
W wypadku Zagłębia również pojawiały słowa o wizji i celu. Ale na przestrzeni trzech lat nabrały uprawdopodobniającego charakteru. Piotr Stokowiec otrzymał nie tylko duży kredyt zaufania, ale i sporo narzędzi do realizacji planów. Imponująca baza akademii jasno wskazuje, w którą stronę pragnie iść Zagłębie. Sezon w pierwszej lidze pozwolił „wyhodować” do gry na poziomie ekstraklasowym Kubickiego i Jacha, również Krzysztofa Piątka – pierwszy „spieniężony” produkt akademii.
*
Jednak gdzieś ten proces się zaciął. Chociażby zupełnie zniknął z radarów Paweł Żyra, który pod koniec 2015 potrafił wyjść w pierwszym składzie na mecz pucharowy z Lechem Poznań i ligowy z Termalicą Bruk-Betem Nieciecza. Dominik Jończy pojawił się na 90 minut w spotkaniu z Jagiellonią Białystok i na razie to „wystarczy”. Filip Jagiełło swoje szanse dostaje i tu oddaję sprawiedliwość Piotrowi Stokowcowi.
Ale ten wstrzymany proces „forsowania” młodzieży może dokładać się do oceny pracy Piotra Stokowca. Fraza „wprowadzanie młodzieży” mogła w przypadku Zagłębia Lubin przestać istnieć jako figowy listek, a być rzeczywistym elementem polityki klubu, jednak do tego są potrzebne kolejne nazwiska. Chociażby jedno na rundę. Wręcz wzorowo wyglądałaby sytuacja, w której kontuzjowanego Jacha u boku Guldana zastąpiłby Jończy. Oczywiście to moje „wishful thinking” względem młodych piłkarzy Zagłębia, ale wyrażam w ten sposób nadzieje większości kibiców Zagłębia. Tak przynajmniej myślę.
Naruszony plan Stokowca.
W swoich rozważaniach o Piotrze Stokowcu doszedłem do paradoksalnych wniosków. Zakończony wielkim sukcesem sezon 15/16 naruszył plan, który być może wytyczał „Stoki” ze swoim sztabem. Być może za szybko musiał go korygować, za szybko zmieniał pewne podjęte wcześniej decyzje. Mówiąc dosłownie, nie był gotowy na tak duży sukces i jego reperkusje. Wiąże to się chociażby z ultrakrótkim okresem przygotowawczym do pucharów. I, nomen omen znowu paradoksalnie, zespół wtedy prezentował się pod względem fizycznym znakomicie. Efektowne 4:0 wstrzelone Koronie między meczami z Partizanem. Po czwartkowej „bitwie pod Lubinem” z Serbami w niedzielę zespół ograł w Poznaniu Lecha. Ale od sierpnia rozpoczął się długi, trwający do końca roku proces wyhamowywania zespołu. Mecze domowe, gdzie zespół Zagłębia był dotknięty większym obciążeniem (fizycznym i psychicznym), w wykonaniu „Miedziowych” jesienią były dramatyczne. Lepsze, skuteczniejsze Zagłębie oglądaliśmy w delegacjach, chociażby na Łazienkowskiej 3, gdzie zespół rozegrał naprawdę kapitalną pierwsza połowę. To był ostatni dobry występ piłkarzy Zagłębia jesienią – 18.09.2016 r.
W tym tygodniu prezes Robert Sadowski podjął decyzję o zakończeniu współpracy z Mariuszem Szymkiewiczem, odpowiedzialnym za motoryczną stronę drużyny. To w pewnej mierze wotum zaufania dla Stokowca: gdyby poleciał on, trener Szymkiewicz również odszedłby z klubu. Kwestia przygotowania fizycznego (nawet dla mnie piłkarskiego laika) jest warunkiem sine qua non do osiągania w futbolu satysfakcjonujących wyników (brawo geniuszu!). Dość gęsta siatka meczów w maju nie zostawia dużo miejsca na złapanie oddechu dla źle funkcjonującej pod tym względem drużyny. I jest to fakt bezsprzeczny.
Zwolnienie głupim rozwiązaniem.
Jestem przeciwnikiem głupiego zwalniania trenerów. Zwolnienie „Stokiego” przed rundą rewanżową byłoby głupim rozwiązaniem. Swoją przeszłością zasłużył na szansę a) odratowania zespołu w tym sezonie, b) budowy nowego Zagłębia.
Bo zespół Zagłębia czeka kolejna budowa. W mediach już teraz spekuluje się o blisko 8-9 zawodnikach, którzy mogą pożegnać się z Lubinem. A będą to zawodnicy podstawowi jak chociażby Cotra czy Piątek.
To naturalna kolej rzeczy. Tak jak pisałem wcześniej, trzy lata w perspektywie zespołu piłkarskiego jest znaczącym odstępem czasu. Zagłębie się zużyło, minął termin ważności. Piotr Stokowiec stanie, po raz kolejny, przed zadaniem budowy i podejmowania wielu decyzji. Czy Nespor zasługuje na grę? Co po odejściu Jacha? Czy odejdzie Kubicki? Martina Polacka kusiły kluby Championship, kto za niego? To tylko niektóre pytania, które mogą pojawić się latem.
Chociaż kategorycznie stawiam sprawę, że Piotr Stokowiec na stanowisku po ostatnim meczu sezonu z Arką Gdynia pozostanie. Czy to takie pewne? Czy Piotr Stokowiec jest w stanie wyzwolić w swoich zawodnikach odpowiednią pasję zwyciężania? Nie będąc w środku drużyny mogę sobie pozwolić na publicystyczne gdybanie: A może nić porozumienia trenera z zespołem się zerwała? Może sam trener Stokowiec ową pasję utracił? I być może spirala zmian, która dotknie skład Zagłębia, winna także objąć stanowisko trenera?
Ile głów, tyle opinii. Poczekajmy na koniec kampanii 16/17.
Wspominany już wielokrotnie prezes Sadowski dość jasno wyłuszczył swoje oczekiwania. Nie tylko utrzymanie. Ma to być utrzymanie bezdyskusyjne i w dobrym stylu. Jak przewidywał na Twitterze znany i szanowany Kuba Żywko, w grupie „spadkowej” wystarczą stałe fragmenty gry. Czyli w domyśle Starzyński. To z pewnością nie zadowoli prezesa, nie zadowoli też kibiców.
Piotr Stokowiec zasługuje na wsparcie!
Do tych ostatnich, ale najważniejszych w klubowej hierarchii, apeluję o szacunek i wspieranie Piotra Stokowca. Zasłużył na to swoją pracą. Wspierając Stokowca wspierasz Zagłębie.
Piszę dla mkszaglebie.pl
