Obserwuj nas

Jagiellonia Białystok

Mistrz pochodzi z Warszawy

Koniec. Dziękujemy. Zwijamy interes. Już wiemy z kim w meczu o Superpuchar Polski zmierzy się Arka Gdynia! Medale rozdane, a my, śladem trenera Probierza, idziemy pie*dolnać sobie whisky. Mistrzem po raz kolejny okazała się Legia, choć tym razem do ostatniej minuty musiała oglądać się w stronę Białegostoku. 

Wciąż nie możemy ochłonąć po takiej dawce emocji. Ostatnia kolejka, którą rozpoczęła grupa „walcząca o spadek”, a zakończyła feta w Warszawie dobiegła końca. Były barbarzyńskie wślizgi, przypadkowe bramki, nieudane dryblingi, a także łzy śmiechu. Wszystko, czego każdy zapalony kibic Ekstraklasy oczekuje od swoich ulubieńców. Choć nasze oczy co tydzień śledziły najbardziej nieprzewidywalne, najbardziej nieobliczalne i najbardziej nielogiczne rozgrywki na świecie, ostateczne rozstrzygnięcie nie można określić mianem zaskoczenia. Po raz drugi z rzędu mistrzostwo zgarnia Legia Warszawa.

Czy Legia zasłużyła sobie na mistrzostwo? No, jasne. W końcu zajęłą w tabeli pierwszą pozycję. Ale to samo można by było powiedzieć o każdym z czterech walczących o tytuł zespołach. Tak wyrównanego sezonu nie było w Polsce już dawno. O „majstra” otarły się aż cztery zespoły, choć w pucharach zobaczymy tylko trzy z nich. Na ostatniej prostej wygrzmociła się Lechia.

Warszawska feta, płacz w Gdańsku i białostocka whisky

Mistrza poznaliśmy w Warszawie, ale to właśnie mecz, który odbył się w Białymstoku bardziej pasował do miana „mistrzowskiego”. Na stadionie w Białymstoku działo się tyle, ile na dobrym disco-polowym teledysku. Były desperackie strzały…

… była czerwona kartka, niesamowita pogoń za wynikiem, a także niezrozumiałe decyzje sędziego. Była też oprawa, którą kibice z Białegostoku pożegnali trenera Probierza.

https://twitter.com/watch_esa/status/871418181621100544

Jagiellonia zaczęła ten mecz jakby wspomniane whisky machnęła już przed meczem. Ulubione zdanie polskich ligowców („…w naszej grze było zbyt dużo niedokładności.”) przewijało się przez usta białostockich kibiców niemal przez całą pierwszą połowę, którą całkowicie zdominowali goście. Najpierw do siatki trafił Majewski, a potem wynik poprawił Łukasz Trałka. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że druga bramka padła po akcji, której nie powstydziliby się kibice zasiadający na Camp Nou.

W drugiej połowie piłkarze z Podlasia nieco wytrzeźwieli wrócili jednak do gry za sprawą Jacka Góralskiego. Bramka uradowała kibiców w takim stopniu, że postanowili urządzić sobie konkurs rzutu paragonem fiskalnym. Zabawa ta pochłonęła wszystkim włącznie z piłkarzami, przez co spotkanie musiało zostać przerwane. Wiadomo, każdy chciał wygrać. Według nieoficjalnych wyników najdłuższym rzutem białej rolki popisał się pan Kazimierz z Supraśla.

Rozemocjonowany Arvydas Novikovas, któremu do wygrania w konkursie zabrakło ledwie 3 centymetrów, swoją sportową złość rozładował strzelając wyrównującą bramkę. Ciśnienie w Warszawie zaczynało rosnąć, a Jagiellonia nabierała wiatru w żagle. Jakby tego warszawskim kibicom było mało, Darko Jevtić, który w samym konkursie papierniczym wziąć udziału nie chciał, wykazał się brakiem mózgu. Choć organ ten na boiskach piłkarskich jest elementem mile widzianym, niestety nie obowiązkowym, czego przykładem było zachowanie wyżej wspomnianego dżentelmena. Sędzia doceniając umiejętności rodem z KSW postanowił nagrodzić Serba czerwoną kartką. W szerszych kręgach nazywaną solą naszej ligi.

I choć mecz pochłonął sędziego w takim stopniu, że przedłużył spotkanie o 10 minut, więcej bramek nie uświadczyliśmy.

A były to minuty, które w stolicy trwały w nieskończoność, ponieważ sam mecz w Warszawie, w którym padła rekordowa ilość dwóch i pół celnego strzału, nie przyniósł rozstrzygnięcia. Oba zespoły grały tak, jak kibice Ekstraklasy lubią najbardziej. Czyli żałośnie. Mimo, że emocji czysto piłkarskich brakowało, swoich fanów nie zawiódł Sławek Peszko:

Sędzia niestety nie zrozumiał żartu i skończyło się na czerwonej kartce. Nie zmieniło to jednak wiele. Ten mecz równie dobrze mógł odbyć się gdzieś na bezdrożach grupy spadkowej, podczas zażartej bitwy przy pogodzie ćwielongowej między Wisła Płock a Górnikiem Łęczna. Nikt by nawet nie zauważył różnicy. Jakby tego było mało, w końcówce to właśnie goście grali na czas i bronili bezbramkowego wyniku, który nie dawał im zupełnie nic. Cyrk na kółkach.

Grająca w przewadze Legia, choć miała ku temu okazje, nic już do bramki gdańszczan nie wcisnęła. Zawodnikom z Warszawy pozostawało tylko nerwowe wyczekiwanie na informacje z Białegostoku. Po dziesięciu morderczych, białostockich minutach mistrz wrócił w ręce legionistów.

***

Z dziennikarskiego obowiązku warto wspomnieć, że w meczach Plażowiczów z Koroną padł wynik 3:0, zaś w Krakowie maszyna losująca wylosowała wynik 2:1 dla kostek brukowych.

https://twitter.com/MichalCharry/status/871408532305915904

***

Wszystkie karty zostały już w tym sezonie rozdane. Mistrz zostaje w Warszawie, który w nagrodę za swoją całosezonową postawę zagra o Superpuchar Polski z Arką Gdynia. Stawkę pucharową uzupełniają Jagiellonia i Lech Poznań. Z całej walecznej czwórki smakiem obejść będzie musiała się Lechia, która mimo świetnej postawy w rundzie finałowej, zajęła czwarte miejsce. Czy będziemy tęsknić? Jasne, że tak. Przecież co daje więcej śmiechu i radości, niż nasza poczciwa polska kopana?

Żegnaj, Ekstraklaso. Widzimy się wkrótce!

Sercem za Arką. Rozumem za Arsenalem. Albo odwrotnie. Sam nie wiem.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Advertisement

Musisz zobaczyć

Zobacz więcej Jagiellonia Białystok