Wiem, że potencjał transferowy gdańskiego klubu jest o wiele niższy od potencjału Legii Warszawa czy Lecha Poznań. Jednak w obliczu postępującego od paru lat progresu finansowego, a co za tym idzie – również sportowego, kupowanie i sprzedawanie piłkarzy powinny być proporcjonalne do wyżej wymienionych czynników. Pomijam fakt, iż Lechia jako jedyna z czwórki walczącej o mistrzostwo w sezonie 2016/2017 z transferów nie zarobiła nic. Nawet straciła kwotę 500 tys. euro.
Z czego to wynika?
Wiadomo, trzeba było coś wydać. Jeśli klubowa kasa nie świeci pustkami, to należy sprowadzić zawodników na miarę czołówki naszej ligi. Lechia w okienku letnim kupiła, podkreślam słowo kupiła, Rafała Wolskiego z Fiorentiny (za 500 tys. euro) i koniec. Kolejne 50 tys. biało-zieloni oddali Sportingowi Lizbona za wypożyczenie Simeona Slavcheva. To nie oznacza, że klub z Gdańska nie poczynił innych ruchów na rynku. Na Stadion Energa bez kwot odstępnego dla klubów trafili Steven Vitoria, Joao Nunes, Milen Gamakov oraz Denis Perger. Pierwszych dwóch przyleciało z lizbońskiej Benfiki i radzą sobie całkiem nieźle, klub też raczej jest z nich zadowolony. Natomiast Gamakov wystąpił jedynie w kilku meczach na początku sezonu, aż wreszcie stracił do końca miejsce w składzie, a nawet na ławce rezerwowych. Ostatecznie Bułgar został na wiosnę wypożyczony do Ruchu Chorzów. Teraz uwaga… Denis Perger. Niczym mityczny Douglas z Barcelony, były piłkarz Dravy Ptuj jest widziany jedynie w internecie, na swoim profilu na transfermarkcie. Podobno częściej widziano potwora z Loch Ness i Yeti niż tego faceta. Zapytacie może, któż to jest? To ja wam odpowiem. Nie wiem.
Do rzeczy…
OK, ale dalej nie doszedłem do sedna sprawy opisywanej w tym artykule. Chodzi w gruncie o to, że Lechia zarobiła równe 50 tys. na Adamie Buksie, który latem odszedł do Zagłębia Lubin. Reszta zawodników będących na aucie, przeniosła się do innych zespołów za darmo. Gdańszczanie kupują lub biorą bez kwot odstępnego piłkarzy, którzy są po prostu beznadziejni, albo znajdują się w wieku bliskim zakończenia kariery. Legia Warszawa opiera się na rozwojowych graczach, odchodzących za wyższe kwoty niż te, za które na Łazienkowskiej się pojawili. Przykłady? Proszę bardzo: Ondrej Duda (kupiony za 300 tysięcy, sprzedany do Herthy za 4,2 miliona euro), Nemanja Nikolic (wzięty bez kwoty odstępnego, oddany do MLS za 3 mln euro), czy chociażby Bereszyński (100 tys. za obrońcę dla Lecha, 2 mln euro od Sampdorii). Lechia zaś, co rok oddaje przynajmniej jednego gracza za darmo.
Poczet królów i książąt gdańskich trybun i szpitali
Pomijając ten sezon, gdzie wiódł prym Perger, ale i Gino van Kessel, podam po kolei tych, którzy najbardziej utkwili mi w pamięci. Tych, którzy większość meczów przesiedzieli na sektorze dla VIP-ów lub w szpitalu, lecząc kontuzje:
- Neven Marković (2015–2016) – Szwajcaria – 5 meczów
- Donatas Kazlauskas (2015–2017) – Litwa – 1
- Tsuba Nishi (2015–2016) – Japonia – 0
- Rudinilson Silva (2014–2016) – Gwinea Bissau – 6
- Danijel Aleksic (2014–2015) – Serbia – 4
- Mohammed Rahoui (2013–2013) – Algieria – 3
Na pewno większość z was ma innych delikwentów, ale to moja subiektywna lista. Krótka, ale to przykłady dobitnie potwierdzające bolesną regułę.
Co zrobić?
W 100% należy odmłodzić kadrę. Na zawodnikach typu bracia Paixao, Milos Krasic, Jakub Wawrzyniak, Grzegorz Wojtkowiak, czy Sławomir Peszko, dobrze zebrano sportowe żniwo. Tyle, że za chwilę ci gracze pokończą kariery i trzeba będzie kupować młodszych graczy. Z lepszą skutecznością niż Paweł Buzała ostatnio. To już jednak nie moja sprawa i bawić się nie będę, co nie zmienia faktu, że problem transferowy jest dość spory i nie można patrzeć na niego obojętnie. Szczególnie w obliczu zmarnowanego sezonu i w kontekście przyszło sezonowych zmagań.
Uczę się pisać o piłce kopanej, czasami coś wrzucę na moją stronę, kibic najlepszych lig świata: hiszpańskiej i Ekstraklasy. Aktualnie w @esa_nazywo