Jagiellonia Białystok
Dla Jagiellonii została już tylko liga + Rozmowa z Ziggym Gordonem
Autor
Maciej Rogowski
Zapraszam na relację i moje przemyślenia z meczu Jagiellonii Białystok z Zagłębiem Lubin, który odbył się w ramach Pucharu Polski. Dla wytrwałych bonus w postaci wywiadu z Ziggy Gordonem.
Na stadion Zagłębia przybyło niewielu widzów, niewielka ilość dziennikarzy, ale wciąż była gra o stawkę i dwie ekstraklasowe drużyny. Trener Mamrot i Stokowiec „porotowali” składami. Ten pierwszy o wiele bardziej, ale nazwiska w obu ekipach mogły zagwarantować widowisko przynajmniej na przyzwoitym poziomie. Do sprzyjających okoliczności można jeszcze doliczyć świetne warunki atmosferyczne i obecność całej zintegrowanej kadry Jagiellonii, która miała po spotkaniu pucharowym od razu wybrać się na mecz do Kielc.
W pierwszej połowie delikatnie przeważała Jagiellonia. Świetne dwie sytuacje miał Cillian Sheridan, a raz pudłował Bartosz Kwiecień. Ten drugi mimo wystawienia na pozycji defensywnego pomocnika bardzo często wcielał się w rolę typowej dziesiątki. W pierwszych 45 minutach widać było jednak, że nie jest to najczęściej ogrywana przez niego pozycja. Bramka dla Zagłębia w 34 minucie padł w nieokreślonych do końca okolicznościach. Pawłowski zagrał świetną piłkę do Woźniaka, a ten wychodząc zza obrońców wystawił piłkę dla Kubickiego. Wyglądało to wszystko w zwolnionym tempie. Nie mam zielonego pojęcia, czy obrona Jagi zaspała, czy to kwestia nieodgwizdanego spalonego. Na przerwę piłkarze schodzili więc z niedosytem i jednobramkowym bagażem. Co mogła sobie zarzucić Jagiellonia po pierwszej połowie? Tylko i wyłącznie brak skuteczności.
Lepsza druga połowa
W drugiej mieliśmy przez przynajmniej 20 minut bardzo wyrównany mecz. Obydwie drużyny miały swoje sytuacje. Punktem kulminacyjnym były okolice 60 minut kiedy najpierw sytuację sam na sam zmarnował Sheridan, co było jego trzecią szansą na zdobycie bramki w tym spotkaniu. Kilka sekund później faulowany był Łukasz Sekulski, czego nie zauważył sędzia, a kolejne kilka do przodu Bartosz Kwiecień bezmyślnie faulując taktycznie zdobył drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę. Rzut wolny na bramkę zamienił Janoszka uderzeniem głową. W 68 minucie trener Mamrot zagrał va banque. Za Szymonowicza i Chomczenowskiego na boisku pojawili się Świderski i Cernych. Na dużo jednak to się nie zdało. W 90 minucie piłka wpadła do bramki Zagłębia po strzale Novikovasa i rykoszecie. W doliczonym czasie gry na zmianę atakowała Jagiellonia i Zagłębie. Zdziwił mocno ostatni stały fragment gry. Pod pole karne Lubinian nie wbiegł ani Węglarz, ani nawet… Guti, który sygnalizował uraz nogi.
Wnioski
Strasznie szkoda przegranego w ten sposób spotkania. Zagłębie w dniu dzisiejszym nie imponowało ani grą, ani ilością, tym bardziej jakością stwarzanych sytuacji. Boli nieskuteczność, boli brak zimnej krwi w zachowaniu boiskowym Sheridana, który hurtowo marnował stwarzane przez kolegów okazje. Dziwi też bezmyślność Bartosza Kwietnia. Cofnięcie nogi w 62 minucie prawdopodobnie dałoby Jagiellonii możliwość doprowadzenia do dogrywki, a tak zespół z Białegostoku jedzie do Kielc z niczym.
Z resztą nowy nabytek Żółto-Czerwonych nie był w stanie udzielić nikomu wywiadu po tym meczu, ale takie błędy to codzienność piłki. Ten mecz był świetną próbą sił. Poza meczami el. Ligi Europy tak na dobrą sprawę po raz pierwszy Jaga zagrała z rywalem, który był ją w stanie zdecydowanie zdominować nawet samym składem. Na boisku w Lubinie widać było, że błędy nie były związane w żadnym stopniu z dyspozycją dnia, brakiem pomysłu, czy dużymi różnicami w umiejętnościach piłkarskich tylko zwyczajnym pechem i zwycięstw w tych małych, praktycznie mających miejsce w ułamkach sekund momentach, które decydują o przebiegu spotkania. Trener Mamrot zarówno kadrowo jak i pod kątem swojego pomysłu na Jagiellonię ma ogromny potencjał. Z meczu na mecz klarują się zawodnicy kluczowi, stali bywalcy i zwyczajni zmiennicy. Brakuje jednak czegoś co przekuje Żółto-Czerwonych Ireneusza Mamrota w maszynę do zbierania punktów. To jest możliwe tylko pytanie, czy kiedykolwiek stanie się faktem.
Skrót meczu
[vc_video link=”https://www.youtube.com/watch?v=4-jYuhh8kI0″ align=”center”]
Pomeczowa rozmowa z Ziggym Gordonem
Co czujesz po takiej porażce jak dziś?
– Rozczarowanie, przede wszystkim rozczarowanie. Przyjechaliśmy tutaj po zwycięstwo i awans do dalszej fazy. Wszyscy zawodnicy dali z siebie 100%, ale taka jest piłka nożna. Musimy przestać myśleć o tym meczu i skupić się na niedzieli.
Co głównie przyczyniło się do przegranej? Czy może to kwestia nieskuteczności?
– W sumie sam do końca nie wiem. Z jednej strony myślę, że broniliśmy dzisiaj całkiem dobrze, stwarzaliśmy sporo sytuacji, a z drugiej Zagłębie to bardzo dobra ekipa, która tak samo dobrze radzi sobie z przodu. Zrobiliśmy tyle ile byliśmy w stanie, ale nie sądzę, aby 2:1 było sprawiedliwym wynikiem, jednakże powodzenia dla Lubinian w kolejnej rundzie.
Po odpadnięciu z rozgrywek nie będzie wielu sytuacji do rotacji składem. Jak oceniasz swoje szanse w rywalizacji z Burligą w chwili obecnej?
– Burliga to świetny zawodnik. Nie przejmuje się Łukaszem, a muszę w stu procentach skupić się na sobie. Wszystko zależy od trenera. Mam nadzieję, że w dzisiejszym spotkaniu udowodniłem swoją wartość przed trenerem Mamrotem. W zasadzie to jedyne co mogę zrobić, bo i tak ostateczną decyzję podejmie szkoleniowiec.
Czy przed tym tygodniem spotkań trener skupiał się na obydwu meczach, czy tylko i wyłącznie na najbliższym?
-Przygotowujemy się ze spotkania na spotkanie. Dzisiaj myśleliśmy przede wszystkim o meczu z Zagłębiem, gdzie polegliśmy. Jutro musimy zapomnieć o porażce, a w niedziele przed nami bardzo ciężki mecz z Koroną. Spotkania z nimi w poprzednim sezonie były bardzo wymagające i tak jak powiedziałeś musimy teraz w stu procentach skupić się na lidze.