Są mecze i są też derby. Prestiż i otoczka spotkania dwóch odwiecznych rywali jest wyjątkowa. Kolejny rozdział tej prawie 100-letniej rywalizacji zakończył się zwycięstwem gospodarzy. Co wiemy po 194. derbach Krakowa?
Wisła rządzi w Krakowie!
Ponad dwa lata czekali kibice Wisły na derbowe zwycięstwo. Jeszcze niedawno Cracovia rywalizowała z powodzeniem o awans do europejskich pucharów, a klub z Reymonta walczył o przetrwanie. Kiedy 13-krotnemu Mistrzowi Polski wieszczono spadek do IV-ligi, jego sąsiadce roztaczano wizje wyjścia z cienia byłego hegemona Ekstraklasy. Na szczęście dla wiślackich kibiców ponure scenariusze nie sprawdziły się, a Biała Gwiazda dzięki dobrej końcówce zeszłego sezonu i świetnym starcie znów rozbłysła. Na razie w Krakowie, ale jeśli piłkarze Kiko Ramireza dalej będą tak punktować, to nie tylko Kraków przekonana się o sile Wisły.
Koszmary nie powróciły
Każdy kibic Wisły pamięta zeszłoroczną serię siedmiu porażek na samym początku ligowych zmagań. Obecnie Lopez i spółka zgromadzili 12 oczek, czyli tyle – co słusznie zauważył Michał Trela – ile w… 13. kolejce sezonu 2016/17! To najlepszy start krakowskiego klubu od siedmiu lat: z sześciu pierwszych meczów, aż pięć udało się wygrać. Punktów byłoby zdecydowanie mniej, gdyby nie zabójcze końcówki w wykonaniu piłkarzy Białej Gwiazdy.
Grzechy Kiko
Wystawienie na własnym boisku dwóch defensywnych pomocników i nastawienie się na kontrataki przeciwko słabo grającej ostatnio Cracovii, było sporym błędem. Kibice oczekiwali dominacji, tymczasem lekko przetrzebiona ekipa Probierza, mająca za sobą środową, 120-minutową rywalizację w Pucharze Polski, była przez większość część spotkania lepsza. Postawienie na Jakuba Bartosza też nie było dobrym wyborem, bo wychowanek wiele wnosi do gry, ale wtedy, kiedy wchodzi z ławki.
Dopiero po wprowadzeniu trzech ofensywnych zawodników, Wisła zaczęła grać zgodnie z oczekiwaniami jej sympatyków. Jest to najlepszy dowód jak duży komfort w ustalaniu składu ma hiszpański szkoleniowiec. Praca jego rodaka, czyli dyrektora sportowego Junco, niewątpliwie zasługuje na uznanie trybun. Wracając jednak do Kiko Ramireza, mimo że Wisła została w miniony weekend samodzielnym liderem, styl gry pozostawia wiele do życzenia. Mecz z Termaliką, „widowisko” w Płocku i 60 minut derbowego spotkania raczej nie zapiszą się w 111-letniej historii klubu z Krakowa. Efektywność jest, ale trzeba będzie popracować też nad efektownością.
Snajper, co się zowie
O tym, jak wiele dla drużyny znaczy dobry napastnik, przekonaliśmy się nie tylko podczas sobotniej potyczki, ale również w przeciągu poprzedniego sezonu, kiedy trzy wiślackie „armaty”: Brożek, Ondrasek oraz Zachara, nie zdołały uzbierać łącznie 10 goli w lidze. Sobotni bohater, Carlitos, udowodnił już, że jest gwarancją kilkunastu bramek w sezonie. I chociaż bez udziału kolegów ze swojej drużyny doprowadził do wyrównania, nie da się ukryć, że w następnych meczach potrzebować będzie większego wsparcia zawodników środka pola. Wisła stwarza mało sytuacji bramkowych i jest to kolejny już kamyczek do ogródka Kiko. Na szczęście, gdy już je stwarza, są one wykorzystywane przez Carlitosa i decydują o końcowym wyniku.
Stara gwardia ustępuje miejsca
Boguski był najlepszym strzelcem krakowskiego klubu w kampanii 2016/17. Świetne liczby notował też Małecki, a Brożek, po wyleczeniu się z kontuzji miał swoją skutecznością nawiązać do lat świetności Wisły. Cała trójka jednak zawodzi i jeśli nic się nie zmieni, to ikony Wisły będą zaczynać mecze na ławce. O ile regres formy Brożka czy Boguskiego nie jest wielkim zaskoczeniem, to słaba dyspozycja Patryka Małeckiego (który jakiś czas temu był już przez niektórych przymierzany do kadry) można traktować jako olbrzymie rozczarowanie. W asystowaniu przebojowego lewego skrzydłowego wyręcza Maciej Sadlok – cichy bohater z Reymonta 22 (kluczowa asysta z Termaliką i Cracovią). W pierwszym składzie chciałby się znaleźć Zoran Arsenić, ale on musi wygryźć kogoś z dwójki Gonzales-Głowacki.
Koniec klątwy wielkich spotkań?
O swoim spostrzeżeniu pisałem już na Twitterze: w zeszłym sezonie Wisła nie wygrała żadnego z 6 meczów u siebie (ŚLĄ, LEG, CRA, LPO, LGD, BBT), w którym przyszło ponad 13 tysięcy na stadion. Tylko 3 punkty gospodarzy we wspomnianych 6 spotkaniach. W sobotę wiślacy słabo zaczęli i już wydawało się, że po raz kolejny nie uda się zgarnąć trzech punktów na oczach wielu tysięcy widzów, ale w końcówce swoje show rozpoczął Carlos Lopez i Biała Gwiazda odniosła jedno z najważniejszych zwycięstw ostatnich lat. Czy będzie to jednak fundament większego sukcesu, przekonamy się dopiero za kilka miesięcy.
Hit za hitem
By pozostać liderem Ekstraklasy, Wisła musi w poniedziałek pokonać na wyjeździe niezwyciężone w tym sezonie Zagłębie Lubin. Drużyna Piotra Stokowca ma tylko punkt straty do piłkarzy Kiko Ramireza, a u siebie wygrała wszystkie 3 spotkania (dwa w lidze, jedno w Pucharze Polski). Będzie to niezwykle ważne spotkanie dla układu ligowego podium. Natomiast w 7. kolejce na Reymonta przyjedzie Lechia Gdańsk, która dobrym meczem będzie chciała zatrzeć słaby początek sezonu. Sezonu, który dla krakowskiego klubu może być najlepszy od lat.