Obserwuj nas

Rozgrywki

Korona wygrywa w meczu przyjaźni!

Na trybunach przyjaźń, a na boisku prawdziwa walka. Korona Kielce po kapitalnym meczu wygrała skromnie 1:0 z Sandecją Nowy Sącz. Gospodarze powinni wygrać znacznie wyżej, ale nieskuteczność to największa bolączka podopiecznych Gino Lettieriego.

To był wyjątkowy mecz ze względu na stosunki kibiców obu zespołów. Oba kluby są ze sobą zaprzyjaźnione, a więc w sektorze „młyn” wspólnie zasiedli fani Korony oraz Sandecji. Podobny gatunkowo mecz odbył się bardzo dawno na Kolporter Arenie, więc było to szczególne wydarzenie. Jeżeli chodzi o sprawy stricte sportowe, kibiców mogła ucieszyć obecność w pierwszym składzie Elii Soriano oraz Djibrila Diawa. Ten pierwszy nieźle prezentował się w swoich dotychczasowych występach. Dzisiaj po raz pierwszy rozpoczął mecz od początku. Natomiast Senegalczyk w poprzednich sezonach był mocnym punktem kieleckiej defensywy. Długo musiał leczyć swoją kontuzję, która wykluczyła go z gry na kilka miesięcy. Spotkanie odbyło się w bardzo ładną, słoneczną pogodę, idealną do rozegrania meczu.

***

Już na początku meczu Korona stworzyła dobrą akcję, ale Michał Gardawski, który dostał  podanie z głębi pola, źle zachował się w polu karnym i obrońca Sandecji poradził sobie bez problemu. Bardzo aktywny w pierwszych minutach był Elia Soriano, jednak przeciwnicy skutecznie blokowali jego strzały. Widać, że włoski snajper ma duże umiejętności i – co najważniejsze – piłka go szuka. Pierwszy kwadrans należał do gospodarzy. To Korona była zespołem, który narzucił swój styl gry i stwarzał więcej sytuacji do zdobycia bramki. Moje zdanie jest jednak niezmienne, że komunikacja w zespole nadal szwankuje, czego przykładem było zderzenie się głowami Rymaniaka i Diawa w sytuacji kompletnie niegroźnej. Parę minut później Korona miała rzut wolny na 16. metrze, ale piłka po strzale Możdżenia odbiła się od innego gracza gospodarzy i minęła bramkę.

To był dobry mecz w wykonaniu Korony, aczkolwiek mając na uwadze pierwsze mecze tego sezonu, w których drużyna Gino Lettieriego grała ciekawą piłkę i nie zdobywała punktów kibice podchodzą do tego z lekkim dystansem. W tym meczu po raz kolejny szwankowała skuteczność. Jacek Kiełb wyłożył jak na tacy piłkę Możdżeniowi, ale były piłkarz Podbeskidzia z bliskiej odległości głową trafił prosto w ręce Michała Gliwy, a powinien zdecydowanie więcej wycisnąć z tej akcji. Sandecja momentami broniła się bardzo ofiarnie. Tomasz Brzyski niemal z linii bramowej wybił uderzenie Ivana Jukicia. Nie do końca jednak wiadomo czy lewy obrońca Sandecji nie pomagał sobie w tej sytuacji ręką. Wielu kibiców domagało się odgwizdania rzutu karnego i chyba słusznie. To jest coś niesamowitego jakiego Korona ma pecha do wykańczania akcji. Już w pierwszej połowie tego meczu Korona powinna prowadzić co najmniej dwoma bramkami. Tak jednak nie było i pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem. Większy niedosyt na pewno mogli odczuwać gospodarze, gdyż mieli bardzo dużo okazji do zdobycia bramek. Oprócz tego w mojej opinii sędzia podjął złą decyzję o nieprzyznaniu rzutu karnego za rękę Tomasza Brzyskiego.

***

Korona swego czasu miała problem z bardzo różnymi dwiema połowami. Niekiedy jedną grali rewelacyjnie, a druga pozostawiała wiele do życzenia. Na drugą część tego meczu Sandecja wyszła z dwoma zmianami w składzie. Na boisku pojawili się Wojciech Trochim oraz Mateusz Cetnarski, a więc bardzo doświadczeni gracze. Bardzo pozytywnie oceniam występ Ivana Jukicia. Te dwie bramki, które już zdobył w barwach Korony dodały mu więcej pewności siebie i teraz coraz śmielej i aktywniej porusza się po boisku. Wreszcie dobra gra Korony została udokumentowana bramką. Michał Gardawski ze skrzydła podał po ziemi do Soriano, a Włoch uderzeniem z pierwszej piłki pokonał Michała Gliwę. To była pierwsza bramka tego zawodnika w Lotto Ekstraklasie. Drugą w złocisto-krwistych barwach zdobył w meczu Pucharu Polski z Zagłębiem Sosnowiec. Trzeba przyznać, że zasługiwał na zdobycie tej bramki, od początku tego spotkania widać, że mu bardzo zależało.

Kibice Korony i Sandecji zaprezentowali wspólną oprawę przy użyciu rac. Maciej Korzym pojawiając się na murawie otrzymał gromkie brawa od całego stadionu. Kibice Korony pamiętają jak ważnym ogniwem był popularny „Korzeń” w czasach słynnej „Bandy Świrów”. Mateusz Możdżeń nie miał dziś szczęścia do wykorzystywania fantastycznych podań Jacka Kiełba. Po raz kolejny popularny „Możdżu” chybił w dogodnej sytuacji. Chwilę później doskonale nakręcił akcję świetnie dysponowany Ivan Jukić, który podał do Soriano, ale Włochowi w sytuacji sam na sam z Gliwą zabrakło zimnej krwi. Korona dominowała i była bardzo groźna. Tym razem znów Możdżeń oddał strzał, który trafił w słupek. Maciej Górski zameldował się na boisku za strzelca bramki i 5 minut później padł w polu karnym po kontakcie z obrońcą Sandecji. Gwizdek sędziego Stefańskiego znów milczał, a wydaje się, że to powinna być „jedenastka”. Bardzo źle prowadził ten mecz arbiter z Bydgoszczy.

W ostatnim kwadransie Korona nieco cofnęła się do obrony, a Sandecja z większą determinacją próbowała wyrównać wynik meczu. Maciej Górski mógł zamknąć ten mecz, ale zmarnował dogodną sytuację. Nieprawdopodobne jak tego nie strzelił, z bliskiej odległości po podaniu Kosakiewicza trafił prosto w Michała Gliwę, a przy dobitce w słupek. Górski jeszcze bardziej zdenerwował kibiców swoją osobą. W doliczonym czasie gry Korona grała już bardzo asekuracyjnie i przy próbie dłuższego utrzymania się przy piłce robiła proste błędy. Mateusz Możdżeń po raz trzeci w tym meczu fatalnie przestrzelił w bardzo dobrej sytuacji. Nieskuteczność to ogromny problem kieleckiej drużyny. Mimo wszystko udało się utrzymać ten wynik do końca i Korona zasłużenie zdobyła 3 punkty.

Jeśli Kielczanie poprawią wykorzystywanie swoich sytuacji to pierwsza „ósemka” na koniec rundy zasadniczej stanie się faktem. Gra kombinacyjna oraz elementy taktyczne, które wprowadził Gino Lettieri zdały egzamin i funkcjonują bardzo dobrze. Korona na pewno nieraz pozytywnie zaskoczy całą piłkarską Polskę.

Po meczu powiedzieli:

Radosław Mroczkowski: Mecz, o którym musimy szybko zapomnieć. Dla nas to było spotkanie bardzo trudne pod wieloma względami i często sami to sobie komplikowaliśmy. Sporo prostych błędów, ale na pewno nie będziemy się biczować tylko myśleć już o następnym meczu. Czeka nas na pewno szeroka analiza tego spotkania. Szukaliśmy szybko rozwiązań by ten mecz się zmienił na naszą korzyść ale dzisiaj nic się nie układało. Mieliśmy tylko jedną dobrą sytuację do zdobycia gola po stałym fragmencie gry, a tak na dobrą sprawę ciężko mi sobie przypomnieć drugą.

Gino Lettieri: Właściwie nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Zwycięstwo było całkowicie zasłużone. Przez ten mecz postarzałem się o 5 lat.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Rozgrywki