„Bedziem rzeźbić” – nie bardzo jest co opisać, bo mecz był nijaki, większość mógłbym przepisać z ostatniego tekstu i pasowałoby to także w tym przypadku, ale no trzeba się sprężyć i… właśnie rzeźbić. Chciałbym powiedzieć, ze tytuł będzie okazjonalny na okoliczność nijakich spotkań, ale patrząc na ostatnie mecze, mam wielką obawę, że może się to stać cotygodniową tradycją. Aha jeszcze jedno, „bedziem” specjalnie napisane z błędem. 🙂
Gdy ktoś czyta moje teksty, może odnieść wrażenie, że jestem czepialski, marudny, że trudno mnie zadowolić, że na siłę wyszukuję mankamenty i je wyolbrzymiam. I ma rację, bo taki właśnie jestem. Jestem taki, ale tylko dla bliskich, od których wymagam więcej i życzę im z całego serca, żeby moje uwagi i spostrzeżenia pomogły im wyeliminować błędy, których czasem nie można dostrzec, jeśli nie spojrzy się na nie z dystansu. Ludzi, na których mi nie zależy, olewam i nie tracę mojego cennego czasu. Dlatego też w moich tekstach o Wiśle tak dużo jest wytykania błędów, bo najzwyczajniej w świecie chciałbym, żeby grali lepiej, szybciej, żeby wygrywali, a od samego klepania po plecach nikt się nie zepnie w sobie, żeby coś poprawić. Oczywiście pochwalić też potrafię, tyle że ostatnio nasza drużyna nie daje zbyt wielu okazji do tego, żeby powiedzieć „Well done, Lads”.
„Kiedy piłka chodzi nisko, to jest to wysoki poziom gry. A jeśli lata wysoko, to jest niski…”
Mecz z Arką mnie ominął ze względu na pracę, więc na sobotnie spotkanie nastawiałem się od ładnych paru dni. Zakupiłem piwko, zasadziłem dupę na sofie i czekałem na fajerwerki, bo w końcu połowa piłkarzy z Półwyspu Iberyjskiego, druga połowa pamięta czasy „Krakowskiej Piłki” w wykonaniu Wisły. Myślę, nie ma innej opcji – piłeczka będzie chodzić pyk, pyk, pyk. Wszystko pewnie po ziemi, dokładnie, strzał za strzałem, akcja za akcją, bo co to jest Piast? No musi być tłamszenie od początku, a po pierwszym golu, drugi i trzeci. Z tego wszystkiego tylko gol za golem się zgadza. Carlitos to jest mega wyrozumiały chłopak, gra na podbudowanie drużyny (może ma jakieś kursy porobione na trenera mentalnego albo psychologa sportu). Daje im 80 – 89 minut na to, żeby coś stworzyli, ale jak widzi, że nie ma szans, bo chłopaki grają w innej lidze, to bierze piłkę i szybko strzela dwa gole, bo przecież wygrać trzeba. Rzeźbi z czego się da, dokładnie jak ja teraz. No, złoty chłopak. Jako młody chłopak chodziłem na treningi na Wandę Nowa Huta, naszym trenerem był Pan Pomorski (ten sam, którego Pan Andrzej Iwan opisuje w swojej książce). Miał on swoje mądrości trenerskie, które dla młodych ludzi wydawały się czasem śmieszne, ale skoro po 20 latach dalej je pamiętam, to znaczy, że były to mądrości ponadczasowe. Trener zawsze powtarzał: „Pamiętajcie, jak piłka chodzi nisko, to jest to wysoki poziom gry, a jeśli lata wysoko, to jest to niski poziom gry”. Mówi to wiele o sposobie gry naszego zespołu.
„Na zero z tyłu!”
Zagrać mecz i nie stracić gola, to już 33% sukcesu. Dlaczego tyle? Skoro za wygraną są 3 punkty, a za bezbramkowy remis – 1, to jak nic daje to 33% celu. Bardzo dobrze w moim odczuciu zaprezentował się Arsenić. Z postury przypomina mi Bunozę, którego uwielbiałem, więc ma u mnie z automatu duży kredyt zaufania, który spłaca systematycznie. Nie popełniał błędów (jak i cała linia obrony), walczył, widać po jego grze, że rokuje bardzo dobrze. W dodatku trener sprytnie zastosował taktykę 1-6-1-1, która, przy grze w osłabieniu zabezpieczyła maksymalnie tyły i pozwoliła w końcówce wydrzeć zwycięstwo po bramkach z karnego i z kontry. Szkoda tylko, że trener ustawił tak zespół od pierwszej minuty. Z premedytacją piszę o grze w osłabieniu, bo to, co wyprawiają na boisku Ze Maniana (Ze Manuela) i (Imaz) Grymas (po każdym z trzech jego kontaktów z piłką krzywiłem się zniesmaczony), było jawnym dowodem na to, że obaj piłkarze, muszą się dzielić swoją comiesięczną wypłatą z trenerem, dlatego mają miejsce w podstawowym składzie. Ze Manuel trochę wygląda jak trzeci bliźniak braci Paixao, tyle, że ostatni z miotu. Chudszy, mniejszy, wolniejszy, bez podania. Oni podczas obiadu wyżerali wołowinę, a jemu zostawały brokuły. Nie rozumiem sensu ściągania do klubu kogoś, kto jest wolny, niedokładnie podaje i jest bezproduktywny na skrzydle. Mamy przecież Bogusia, który może też jest wolny i zazwyczaj podaje do przeciwnika, ale jeździ na dupie, odbiera piłki i skacze do główek, wiedząc, że ma niewielkie szanse ze względu na swój wzrost. To samo Imaz, który w moim przekonaniu minął się z powołaniem i wybrał zły sport. Stoi na środku i kręci się na pięcie, patrząc jak koledzy grają. Idealny obrotowy w piłce ręcznej. W dodatku mamy w czym wybierać, jeśli chodzi o nieskutecznych napastników, niepotrzebny nam kolejny. No chyba, że Kiko chce zmusić Pawła i Zdenka do walki o ławkę rezerwowych, bo jak nie to trybuny. Ale do tego są lepsze i tańsze sposoby, niż zatrudnianie za euraszki wyrobów piłkarzo podobnych.
„Pozycja piłkarzy”
To jest temat wałkowany przez ekspertów/komentatorów za każdym razem, gdy pojawi się ktoś nowy w lidze: „Ten piłkarz jest nominalną »10«, a może zagrać na »8«, na »6«, na defensywnym”. Nic mnie tak nie wkurwia, jak takie gadanie. Skoro wszystkim w koło trzeba mówić, gdzie on może grać, to znaczy, że jest mega chujowym zawodnikiem i nikt go nie pamięta z gry na tej pozycji. Kolejna sprawa. To jasne, że może zagrać wszędzie, bo to trener decyduje i jeśli sobie zażyczy, to Buchalik będzie grał w ataku, a Imaz na tamburynie w szatni. Ostatnie zdanie odnośnie Ze Manuela, bo i tak za dużo poświęciłem mu czasu. Dużo się rozmawiało ostatnio, na jakiej pozycji on najlepiej wygląda. Otóż, najlepiej moi drodzy, będzie on wyglądał w pozycji siedzącej na sektorze rodzinnym. W jego miejsce bardzo chętnie widziałbym Bartosza, bo skoro mamy kogoś holować, tolerując przy okazji jego ewentualne błędy, to lepiej zainwestować w młodego perspektywicznego Polaka, który sieje zamęt pod polem karnym przeciwnika, niż na anonimowego Portugalczyka, który sieje zamęt w naszym środku pola.
Odszedł Stilić, odszedł Brlek i kreatywność w środku pola spadła poniżej dopuszczalnego poziomu. Nie ma tam piłkarza, który potrafi przyjąć piłkę, zastawić się, odegrać na jeden kontakt. Testujemy tam kolejnych przebierańców, których nazwisk nie jestem w stanie spamiętać, a rozwiązanie może być bardzo proste i chciałbym, żebyście się wypowiedzieli w tym temacie na Twitterze. Jakbyście się zapatrywali, żeby na ofensywnym pomocniku grał Brożek? Paweł nie ma siły na ganianie się z obrońcami, nie czuje się pewnie pod bramką rywala, ale w dalszym ciągu potrafi zastawić się i przyjąć piłkę, albo odegrać ją bez przyjęcia, kiedy sytuacja tego wymaga. Na pewno jest większe prawdopodobieństwo, że dobrą piłkę do Carlitosa rzuci Paweł, niż choćby Manuel, który jedyne co w tej chwili pokazuje to przerzucenie grzywki na drugą stronę głowy. Czekam na wasze zdanie, czy ma to sens, czy już mi odbija przez tą nijaką grę. 😉
„To teraz coś na plus”
NAJWAŻNIEJSZE!!! WYNIK!!! Za tydzień o chujowej grze będą pamiętać tylko kibice, reszta zapomni, a punkty zostaną w tabelkach. O grze obronnej już powiedziałem. Nie robili błędów, chociaż w moim odczuciu Cywka mógł włączać się częściej do akcji ofensywnych, ale mogło to być spowodowane tym, że się zaszachował z Zivcem. Maciek Sadlok utrzymuje świetną formę i jeśli teraz Pan Nawałka nie powoła go za Jędrzejczyka, to przestanę wierzyć w zdrowy rozsądek i uczciwe podejście do zawodu Pana Adama. W ogóle, nasza gra ofensywna opiera się na Trio SMC – Sadlok, Małecki, Carlitos. Niby wzorce brane z Hiszpanii, od najlepszych drużyn, ale jednak tam reszta też coś daje z przodu, a u nas, niestety, tylko oni. Super zmianę dał Wojtkowski. Zaczął szarpać, pokazywać się do gry, stwarzać zagrożenie pod polem karnym Szmatuły i pomimo kilku niedokładnych zagrań, to było to, co chcę oglądać w wykonaniu wchodzącego z ławki. Jeśli uznacie, że Brożek nie nadaje się na pozycję „10”, to przyklasnę, jeżeli Wojtkowski będzie wychodził w podstawowym składzie na tej pozycji. Jest pewność, że gorzej niż Imaz nie zagra, a jest duża szansa, że z tego jego szaleństwa urodzi się coś pozytywnego. 🙂