
Piłkarze Jagiellonii piątkowym zwycięstwem nad szczecińską Pogonią kupili sobie i sztabowi szkoleniowemu cenny czas. Zespół prowadzony przez Ireneusza Mamrota grając najmniej atrakcyjną i do bólu minimalistyczną piłkę z czołówki w tym właśnie czubie cały czas się utrzymuje. Jakich oczekiwań nie miałby Cezary Kulesza, to zespół z Białegostoku wynikami nie daje podstaw do zwolnienia Ireneusza Mamrota ze stanowiska.
Jagiellonia rozgrywa najdziwniejszy ze swoich ostatnich sezonów w Ekstraklasie. Bilans bramkowy 23-22 i ciągłe balansowanie na granicy pozytywnego wyniku cementuje tę tezę. Wydaje się też, że nad stylem i koncepcją gry nieustannie rozmyśla szkoleniowiec Żółto-Czerwonych. Po kilku spotkaniach bez Sheridana w podstawowym składzie, Irlandczyk wyszedł na boisko od pierwszej minuty i przełamał się strzelając gola o nieco ekstrawaganckiej manierze. W kolejnych minutach grał o wiele słabiej, przegrał większość pojedynków, ale gdy już je wygrywał, to stwarzał swoim kolegom sytuacje. Im głębiej w drugą połowę tym bardziej Jagiellonia zaczęła „puchnąć”. Co sam podkreślił Ireneusz Mamrot, całkowite oddanie Pogoni inicjatywy nie było tego wieczoru w planach, a to już kolejny – po spotkaniu z Termaliką i Górnikiem – mecz, w którym Żółto-Czerwonym pełni sił starczy tylko na pierwszą część spotkania. Może było to też tajemnicą słabszych występów Sheridana. Cillian wchodząc na końcówki zwyczajnie nie miał z kim grać. Po murawie biegały tylko osamotnione cienie jego kolegów. Zmiany personalne mogliśmy zobaczyć też w środku pola. Z 18-stki na spotkanie z Pogonią wypadł Piotr Wlazło. Jego miejsce na placu boju zajął Rafał Grzyb. Nie wiem jednak, czy szkoleniowiec Jagi nie powinien w środku pola spróbować zagrać Gutiemu. Zawodnik popełniający mało błędów, silny i świetnie operujący piłką byłby bardzo dobrym uzupełnieniem dla Tarasa Romańczuka.
Dziwią mnie nieustające krytyczne głosy kibiców. Mimo brzydkiej dla oka gry, Jagiellonia trzyma się czołówki Ekstraklasy, z Pucharu Polski odpadła bardzo nieszczęśliwie, a zawodnicy punktują pozytywnie już drugi sezon z rzędu. Nikt nie zwraca uwagi na to, że Ireneusz Mamrot wciąż zgrywa się z drużyną, nikt nie widzi jego ogromnej pracy i cierpliwości do nowego produktu, który wciąż przygotowuje i mało kto potrafi zrozumieć, że końcowy efekt zobaczymy po pełnym obozie przygotowawczym na wiosnę. Najważniejszym aspektem, o którym już wspominałem, jest jednak zmęczenie materiału. Najbardziej zmęczony zawodnik Jagi, Fedor Cernych w 2017 roku rozegrał łącznie 47 spotkań, prawie wszystkie w pełnym wymiarze czasowym. Po dograniu grudniowych meczów będzie miał na koncie okrągłą pięćdziesiątkę. Wszystko to z kilkudniową, symboliczną przerwą na odpoczynek między końcem 16/17 a początkiem 17/18. Nie śledzę wszystkich europejskich lig, ale nie wiem, czy znajdzie się druga ekipa z tak eksploatującym kalendarzem.
Dlaczego na wschodzie bez zmian? Białostockie pszczoły wypruwają z siebie flaki, a dyletanckie wrony wciąż kraczą.
