
„Każdy kij ma dwa końce, a proca ma trzy” – przeczytałem to zdanie w jednej z tych gazetek z żartami, sprzedawanych na przełomie wieków. Dobry humor, czy jakoś tak. Nie wiem jak odbierać tę sytuację. Czy zapamiętałem to zdanie, bo jest tak głupie, czy jednak jest genialne w swej prostocie? W sumie to nieistotne. Najważniejsze, że przyda mi się w tej chwili, bo sytuacji, w której znalazła się Wisła, nie da się zobrazować, idąc tylko po jedynej słusznej linii Zgromadzenia Wiernych Wyznawców Zakonu K…
Jak ktoś ma pecha, to…
Zbyt wiele niesprzyjających zdarzeń nakładało się na siebie, byśmy mogli wyjść zwycięsko z tej batalii. Ostatnia kolejka, w której musimy wygrać, mecz z miedziowymi, w dodatku na Eurosporcie i bez VAR-u. To nie mogło się udać i się nie udało. Zagłębie było szybsze, bardziej zdeterminowane, pewniejsze w działaniach. Natomiast nasza maszynka do walcowania przeciwników się zacięła lub raczej kilka korbowodów z niej wypadło i przestała wyciskać bramki.
Narzekać czy być wdzięcznym?
Stało się i się nie odstanie. Mogliśmy, dosiadając rozwścieczonego smoka, gonić za marzeniami w grupie mistrzowskiej, ziejąc złowrogim ogniem na wszystkie strony świata. Niestety, zamiast tego będziemy babrać się w gównianych odmętach grupy spadkowej z drużynami, które w szambie stoją po szyję. Co gorsze, zakładam, iż niejedna z topiących się ekip, próbując ratować swój byt, ochlapie nas nie raz i nie dwa fekaliami i chociaż zagrożenie utonięciem praktycznie nam nie grozi, smród tej walki będzie się za nami ciągnął aż do następnego sezonu.
„Hola, hola, Maćku! Nie narzekaj! Zawsze mogła być 4 liga!” – czekam na takie komentarze. Oczywiście, że mogła! Cud się stał, że nadal gramy w ekstraklasie. I chwała ludziom z zarządu, że ogarnęli ten bajzel i przekonali tych niezdecydowanych, do wsparcia Białej Gwiazdy. To dzięki nim możemy dzisiaj narzekać, że gramy w grupie spadkowej. Największą siłą naszego klubu są kibice. Już dawno pisałem, że gdyby wszyscy, którzy lansują się w SM na stadionie, kiedy jest dobrze, przychodzili również, gdy jest źle, to Wisła nie potrzebowałaby ani członka kambodżańskiej rodziny królewskiej, ani króla sztucznej inteligencji, ani nawet kibica Legii, by przetrwać, bo sponsorem bylibyśmy my wszyscy. Wystarczyłby ktoś uczciwy, kto umie w liczydło albo kalkulator.
Efekt krótkiej ławki
Dzisiaj, to co dla nas jest sufitem, dla innych jest podłogą. Chociaż stylem gry, widowiskowością i zdobyczą punktową bardziej pasujemy do TOP4, będziemy musieli mierzyć się z antyfutbolem drużyn gotowych zagryźć za trzy punkty. Patrząc realnie, jesteśmy tam, gdzie powinniśmy być. Nie można się obrażać na rzeczywistość, a jest ona dla nas brutalna. Cudów niestety nie ma. Do rundy wiosenniej przystąpiliśmy ze składem okrojonym jak świąteczny schab. Większość piłkarzy z pierwszej jedenastki odeszła, więc z rezerwowych zrobiliśmy podstawowych. Z czasem doszli oni do formy, ale na ławce zasiedli piłkarze, którzy do niedawna o grzaniu ławy w Wiśle mogli tylko marzyć. Jeśli nie ma kartek i kontuzji, to z taką wyjściową jedenastką można marzyć o pucharach. Oczywiście nikt, kto zna się trochę na futbolu, nie zakłada, że podstawowa jedenastka rozegra kilkanaście spotkań w topornej lidze i nikt nie złapie kartki ani urazu.
Z drugiej strony: czy mogło być inaczej? Oczywiście, że nie. Nie tak dawno mieliśmy 25 trenerów na etacie i 45 piłkarzy, na których nie było nas stać. Okrojenie kadry to rozsądne działanie, jeśli trzeba przetrwać i tylko przetrwać. Niestety szło nam przez chwilę lepiej, niż zakładaliśmy i znów zapaliły się iskierki w oczach na myśl o pucharach. Więc może to i lepiej, że dostaliśmy na głowę kubeł zimnej wody w postaci dziewiątego miejsca, zanim znów ktoś uznałby, że warto pożyczyć trochę smalcu i zaryzykować?
Sztab szkoleniowy
Oprócz uratowania klubu przed wstydliwą śmiercią „Banda Łysego” to najlepsza rzecz, jaka mogła nam się przytrafić. To jest jedyna, właściwa droga, którą powinny kroczyć pozostałe drużyny, jeśli chcą budować tożsamość klubową i więź z kibicami. Inwestycja w ludzi, którzy są mocno związani z klubem, którzy za drużynę poświęcili wielką część zdrowia i wylali hektolitry potu. Podoba mi się fakt, że sztab szkoleniowy tworzą ludzie, którzy grali na różnych pozycjach.
Trochę pofantazjuję, ale jestem sobie w stanie wyobrazić, że w sztabie szkoleniowym jest człowiek odpowiedzialny tylko za trenowanie graczy z danej pozycji. Głowa, Stolar, Jop — obrońcy mają się od kogo uczyć, Sobol był jednym z najlepszych defensywnych pomocników. Dodać do tej grupy osoby, które mają serce w kształcie Białej Gwiazdy i wiedzę na temat gry ofensywnej, którą mogą przekazać i Wisła mogłaby stać się wzorem dla reszty drużyn.
Każdy kij ma dwa końce, a proca ma trzy…
Cieszę się, że trener Stolarczyk zostaje w Wiśle. Pokazał w tym sezonie, że potrafi zarządzać grupą w kryzysowej sytuacji, nie wykonuje nerwowych ruchów, zaraża optymizmem. Uczciwie przyznam, że kiedy Wisła ogłaszała, kto będzie nowym trenerem, nie byłem przekonany. Teraz wiem, że to odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu.
Nie wiem jaką strategię przyjmie drużyna na ostatnie 7 kolejek. Czy podejdą do sprawy minimalistycznie, czyli zapewnią utrzymanie i będą ogrywać młodszych graczy w kontekście nowego sezonu, czy jednak będą chcieli zaorać to poletko po swojemu?
Obawiam się też, czy zapał na ratowanie Wisły nie opadnie wśród kibiców, którzy tak tłumnie zaczęli odwiedzać stadion przy Reymonta. Z jednej strony powinni już wiedzieć, że to oni sponsorują ten klub i dają mu tlen do życia. Z drugiej strony mogą wrócić stare demony, przychodzenia na przeciwnika, nie na Wisłę.
A może będzie jeszcze inaczej? W końcu proca ma trzy końce…

Musisz zobaczyć