Jagiellonia Białystok w trzech ostatnich sezonach kończyła rywalizację w Pucharze Polski na pierwszej rundzie. Tym razem los zesłał jej pierwszoligową Odrę Opole. Dla podopiecznych Macieja Stolarczyka czwartkowy mecz to szansa na przełamanie oraz budowę pewności siebie przed czekającymi ich ważniejszymi spotkaniami.
Wielki plac budowy
Maciej Stolarczyk poprowadził Jagiellonię już w siedmiu spotkaniach. Do dwóch zwycięstw należy doliczyć dwa remisy oraz trzy porażki. Były selekcjoner młodzieżowej reprezentacji Polski nadal uczy się nowego zespołu i to widać podczas poszczególnych meczów.
– Pewnych rzeczy nie da się wdrożyć w ciągu dwóch miesięcy. Potrzeba czasu – przekonywał Maciej Stolarczyk na konferencji przed meczem z Górnikiem. Szkoleniowiec ewidentnie ma rację. Jego poprzednicy bezskutecznie próbowali wyeliminować mankamenty swojej drużyny. Kończyło się to jednak najczęściej fiaskiem i w konsekwencji zwolnieniem z pracy. Nowy trener będący autorskim pomysłem nowego prezesa i dyrektora sportowego z pewnością otrzyma więcej czasu niż jego poprzednik, Piotr Nowak.
Trudno nie odnieść wrażenia, że białostocka ekipa w pierwszych kolejkach wyglądała jak jeden wielki plac budowy. Szkoleniowiec starał się stosować wiele rozwiązań, sprawdzał przydatność zawodników na kilku pozycjach, lecz nie zawsze przynosiło to zamierzone efekty. W ostatnim czasie jednak wykrystalizowała się podstawowa jedenastka, której Stolarczyk ufa. W niektórych przypadkach jednak niesłusznie.
Być niepewnym jak obrona Jagiellonii
Co prawda białostocka defensywa nie jest zaliczana do najgorszej w Ekstraklasie, ale nie da się ukryć pewnego faktu. Jagiellonia zanotowała bowiem tylko jedno czyste konto w bieżących rozgrywkach, na start sezonu z Piastem Gliwice (2:0). W wielu spotkaniach nawet pomimo straconego gola, to Zlatan Alomerović przyczynił się do niższego wymiaru kary za błędy w defensywie.
Patrząc na możliwości i samą grę Jagiellonii od kilku sezonów, narzuca się pytanie czy zespół ma w ogóle potencjał na grę z trzema środkowymi obrońcami. Ustawienie to forsowane było jeszcze przez Ireneusza Mamrota i od samego początku niewiele dobrego można było powiedzieć o grze żółto-czerwonych. Czas mijał, nowi trenerzy byli zatrudniani i potem zwalniani, a światełka w tunelu dalej nie widać. Kolejny szkoleniowiec upiera się chociażby na Tomasa Prikryla w roli wahadłowego, kosztem niepodnoszącego się z ławki rezerwowych Pawła Olszewskiego. Zespół wcale nie zyskuje na takich rozwiązaniach.
https://twitter.com/jakub_slizewski/status/1560630794367905792?s=20&t=B9mZvwojlezbVJO4oltymQ
Mamy więc nieodparte wrażenie, że Jagiellonia padła ofiarą mody na ustawienie z trójką środkowych defensorów. Do tego niekoniecznie chce się przyznać do tego, iż lepiej było po staremu. Argumentem za takiego rozwiązania może być to, że białostocka drużyna nie dysponuje obecnie tak mocnymi skrzydłami jak w jej najlepszych sezonach w Ekstraklasie. To prawda, aczkolwiek czy jest aż tak źle? Bardzo ładnie różnice w umiejętności gry trójką stoperów, a co za tym idzie wahadłowych, widać na przykładzie Rakowa, gdzie zawodnicy są sprowadzani typowo pod to ustawienie. Żółto-czerwoni kleją, z tego co mają i widać tego efekty na boisku.
Hiszpańsko-portugalski atak
O ofensywie Jagiellonii można wypowiedzieć się w nieco lepszych słowach. To wszystko za sprawą hiszpańskiego duetu Marc Gual – Jesus Imaz, wspomaganego przez Portugalczyka Nene. Środkowy pomocnik w ostatnich meczach świetnymi uderzeniami sprzed pola karnego uratował trzy punkty w tabeli. O tyle jest to istotne, że dzięki nim zespół znajduje się obecnie na i tak niskiej trzynastej pozycji. W stolicy Podlasia mogło być w tej chwili bardziej nerwowo.
Wszystko potrzebuje czasu, lecz trudno nie odnieść wrażenia, że Maciej Stolarczyk często musi polegać na indywidualnych popisach wyżej wymienionych piłkarzy. Jeśli któryś z nich będzie potrzebował przerwy, to gra ofensywna będzie musiała spocząć na barkach Bidy czy Cernycha. I wcale nie jest pocieszający fakt, że do białostockiego zespołu ma wrócić 32-letni Tomasz Kupisz.
Jagiellonia trzy poprzednie edycje Pucharu Polski kończyła na pierwszej rundzie. Po wspaniałej przygodzie w sezonie 2018/2019 i przegranym finale z Lechią na PGE Narodowym przyszły lata pucharowej posuchy. Jeśli więc w lidze białostoczanie spisują się średnio i trudno będzie z obecną grą włączyć się do walki o europejskie puchary, to dobry wynik w Pucharze Tysiąca Drużyn może być dobrą rekompensatą przejściowego sezonu.
Fot.: Biuro prasowe Jagiellonii Białystok