Obserwuj nas

1. liga

Zwycięstwo, które cieszy i uczy jednocześnie, czyli Znicz – Lechia 0:2

Po wygranych Arki Gdynia, GKS-u Tychy i Motoru Lublin, jedyną drużyną z czołowej czwórki, która jeszcze nie zanotowała zwycięstwa w 21. kolejce, była Lechia. Biało-Zieloni udali się do Pruszkowa z nastawieniem na zdobycie kompletu punktów. Plan się udał. Występ gdańszczan w drugiej połowie pozostawiał sporo do życzenia, ale też nauczył, że nie można zbyt szybko spocząć na laurach. Najlepszy na boisku był bezdyskusyjnie Maksym Chłań, który dwukrotnie trafił do siatki.

Pełna kontrola w pierwszej połowie

Już na samym początku Lechia ruszyła do ataku. Szymon Grabowski zapowiadał, że chcą w tym meczu zagrać ofensywnie i dyktować warunki. Po niespełna dwóch minutach gdańszczanie mieli już trzy okazje na trafienie do siatki z rzutów rożnych. Gospodarze również mieli swoje dwie sytuacje w pierwszych chwilach, ale żadnej z nich nie zdołali zamienić na bramkę. Piłka często szukała Tomasa Bobceka. Słowak przy lepszej skuteczności spokojnie mógł trafić do siatki, nawet dwukrotnie. Przełamanie Lechii nastąpiło w 35. minucie. Podręcznikowo rozegraną akcję na gola zamienił Maksym Chłań. Ukraiński skrzydłowy zagrał na „piątkę z plusem” tydzień temu, a w Pruszkowie jedynie podtrzymał swoją bardzo dobrą formę.

Nie był to koniec wydarzeń w tej połowie. Lechia chciała więcej. Jest to kolejne potwierdzenie słów trenera Grabowskiego z konferencji przedmeczowej. Gdyby taka sytuacja miała miejsce jesienią, to gdańszczanie zapewne nie ruszaliby tak pewnie pod bramkę przeciwnika. Wielkie nadzieje fani Znicza pokładali w Shumie Nagamatsu. Dotychczasowa gwiazda pruszkowian natomiast nie miała swojego dnia. Japończyk nie był zbyt widoczny na boisku. W 42. minucie obejrzał żółty kartonik za faul na Dominiku Pile. Arbiter spotkania został zaś przywołany do monitora VAR, aby ponownie przyjrzeć się całemu zajściu. Po krótkiej analizie decyzja była jednoznaczna i jak najbardziej słuszna – koniec meczu dla Nagamatsu. 28-latek nadepnął na ścięgno Achillesa gracza Lechii.

– Mieliśmy przewagę na połowie przeciwnika. Konstruowaliśmy sytuacje w bocznych sektorach boiska i tutaj dobrą robotę wykonali nasi skrzydłowi. Do przerwy powinniśmy pokusić się o bardziej okazałe prowadzenie – skomentował Szymon Grabowski na pomeczowej konferencji.

Na takie właśnie nastawienie czekano w Gdańsku. Potencjał młodej i dynamicznej kadry wreszcie został wykorzystany. Akcje napędzane były skrzydłami, na których znajdowali się Maksym Chłań i Camilo Mena. Na pozycji napastnika dobrze odnajdował się Tomas Bobcek, który pomimo słabej skuteczności również dodawał coś od siebie. Nie było zawodnika Lechii, który zagrałby słabą pierwszą połowę. Jedyną złą informacją jest żółta kartka Miłosza Kałahura. Polak z tego powodu nie zagra w najbliższym meczu przeciwko Resovii. Wszystko wskazuje na to, że duet bocznych obrońców tworzyć będzie Dominik Piła z Dawidem Bugajem.

Chwile grozy

Biało-Zieloni prawdopodobnie zbyt szybko skończyli mecz w swoich głowach. Jest to najcenniejszy wniosek, jaki Lechia może wyciągnąć z tego meczu. W drugą połowę weszli z nastawieniem na więcej bramek. Świadczy o tym także drugi gol Maksa Chłania w 52. minucie spotkania. 21-latek znów pokazał, jak pewnie czuje się z piłką przy nodze. Po podaniu autorstwa Camilo Meny przyjął futbolówkę i strzałem z woleja pokonał bramkarza Znicza. Po podwyższeniu prowadzenia zawodnicy sprawiali wrażenie, jakby myślami zeszli już do szatni. Zaczęło brakować tej pewności, którą widzieliśmy przez pierwsze 50 minut.

Idealnym odzwierciedleniem tego jest gol strzelony przez Jakuba Wawszczyka. Pruszkowianie postanowili wykorzystać zjazd Lechii i złapali kontakt. Na szczęście dla Biało-Zielonych był on tylko chwilowy. Nie dlatego, że goście zdobyli trzecią bramkę, a z powodu tego, że trafienie zawodnika Znicza nie zostało uznane. Arbiter po analizie VAR dopatrzył się przewinienia na Dawidzie Bugaju. Sytuacja dosyć kontrowersyjna. Kontakt pomiędzy graczem Lechii a Radosławem Majewskim był, ale nie mamy pewności, czy na tyle mocny, aby sprawić, że Bugaj upadł na ziemie. Można mówić o sporym szczęściu Biało-Zielonych. Jeżeli Znicz rzeczywiście zmniejszyłby przewagę rywali, to przy ewentualnym pójściu za ciosem mógłby doprowadzić do wyrównania.

– Mimo prowadzenia 2:0, w drugiej połowie, stało się to, na co uczulałem zawodników — przeciwnik groźny w pressingu, bardzo odważnie grający, dobrze czujący się na tym specyficznym boisku. Te 20 minut było niemrawe. To jest nasza lekcja, którą musimy szybko odrobić, bo w poniedziałek czeka nas kolejny niebezpieczny przeciwnik – stwierdził Grabowski po meczu.

Magiczny Chłań

Maksyma Chłania należy wymienić w gronie najlepszych piłkarzy Lechii tego sezonu. Już jesienią można było stwierdzić, że z ukraińskiego skrzydłowego w przyszłości będzie spora pociecha. Nogi z gazu nie zdjął w zimowym okresie przygotowawczym. Wręcz przeciwnie, on ją jeszcze mocniej docisnął. Po inauguracji rundy wiosennej przeciwko Wiśle Płock, do szatni schodził z bramką oraz asystą. Przeciwko Zniczowi zdobył kolejne dwie bramki. Dłużej można wymieniać pozytywne cechy, które Chłań posiada, niż te, których nie ma. Widać komfort, jaki ma przy piłce. W połączeniu z dynamiką, tworzy to aktualnie jednego z najlepszych skrzydłowych ligi.

Nie kryje się z tym, że od czasu do czasu lubi zapodać widowiskowe sztuczki, które nie tylko wzbudzają podziw u kibiców, a także są skuteczne. Należy wziąć pod uwagę, że Chłań ma zaledwie 21 lat, więc przed nim cała kariera. Jeżeli Lechia szybko awansuje i również w Ekstraklasie wróci na dobre tory razem z nim, to można dyskutować, czy ewentualna sprzedaż Ukraińca w przyszłości nie będzie jedną z większych w historii klubu. Wszystko oczywiście pod warunkiem, że rzeczywiście stale będzie się on rozwijać.

– To jest pytanie retoryczne, czy jestem z niego zadowolony. Nie tylko z bramek, ale z tego, jaką robił przewagę w pierwszej połowie na skrzydle. Pojedynki biegowe, pojedynki 1 na 1. Zdajemy sobie sprawę, że to jest młody chłopak, ale stać go na dużo. Cieszymy się, że nie jest to tylko jeden mecz – powiedział trener Lechii o postawie Chłania.

Zapowiada się arcyciekawa runda

Arka Gdynia, GKS Tychy, Lechia Gdańsk, Motor Lublin, Wisła Kraków to aktualnie główni pretendenci do walki o bezpośredni awans. Podkreślam, że aktualnie, bowiem w tym sezonie ciężej jest przewidzieć zdobywcę tytułu Fortuna 1 Ligi, niż Ekstraklasy. W przyszłej kolejce czeka nas starcie dwóch pierwszych drużyn z tabeli. Dla Lechii to idealne „okoliczności przyrody”. Przy optymistycznym założeniu, że gdynianie i tyszanie podzielą się punktami, a Biało-Zieloni pokonają Resovię, mogą zrównać się liczbą oczek z pozostałymi drużynami z podium. W takim wypadku po 22. kolejce gdańszczanie byliby na pozycji wicelidera. Wpływ na to ma oczywiście bolesna porażka w ostatnich Derbach Trójmiasta, które odbyły się w październiku ubiegłego roku.

Za wszystkimi wyżej wymienionymi drużynami przemawiają argumenty, dla których są w stanie zapewnić sobie promocję do PKO Ekstraklasy. Nie trzeba teraz ich wymieniać, aczkolwiek jedno jest pewne. Przed nami niezmiernie interesująca bitwa o awans, która zapewne będzie trwać aż do ostatniej kolejki. Czy jednak najważniejsze, aby w Gdańsku liczyć na potknięcia rywali do końca sezonu? Ani trochę. Najlepszym wyjściem jest grać swoje i nie oglądać się za siebie. Zwłaszcza, gdy przed sobą ma się jednocześnie tak łatwy, ale też tak trudny terminarz. 1. liga niejednokrotnie nauczyła nas, że starcia drużyn z czołówki przeciwko zespołom ze strefy spadkowej mogą różnie się kończyć.

Jedyne wykształcenie, jakie posiada to ukończenie szkoły podstawowej z wyróżnieniem. Nie przeszkadza mu to w realizowaniu życiowego celu, jakim jest zostanie dziennikarzem. Bywa gadatliwy, nieco rzadziej śmieszny (ale i to czasem mu się uda). Regularnie uczęszcza na słynny gdański bursztynek, po czym stara się skleić kilka sensownych zdań o meczach miejscowej Lechii.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Advertisement

Musisz zobaczyć

Zobacz więcej 1. liga