
Gdańszczanie mogli trochę zapomnieć, jak smakuje porażka. Seria ligowych spotkań bez przegranej trwała bowiem 113 dni. Jak doskonale wiemy, wszystko kiedyś się kończy. Aczkolwiek trzeba przyznać, że Lechia zasługiwała na stratę trzech punktów w Katowicach. Od początku widać było, że Biało-Zieloni przyjechali tam, aby grać na remis. Zabrakło praktycznie wszystkiego. Nie było widocznej walki, zaangażowania, chęci, a przede wszystkim pomysłu na grę. Samo spotkanie momentami przypominało bardziej partyjkę szachów, niż mecz piłkarski. Gol zdobyty przez katowiczan w doliczonym czasie drugiej połowy jest idealną karą za minimalizm, jaki zaprezentowali podopieczni Szymona Grabowskiego.
Nastawienie zostało w Gdańsku
Porażki zdarzają się najlepszym. W związku z tym nie mam zamiaru ubolewać, że Biało-Zieloni przegrali. Ba, napisałbym, że należy podziękować za walkę. Problem w tym, że tej walki nie było. Skupmy się bardziej na samym stylu, bowiem wiele pozostawiał on do życzenia. Nie ma co się oszukiwać, że jeden punkt gdańszczanie z Katowic wzięliby z wielką chęcią. Przyjechali mierzyć się z drużyną, która notuje podobną serię, co oni. Trzeba natomiast odróżnić zadowolenie z remisu, a grę na remis. Na boisku Lechiści nie posiadali za dużych chęci, aby przynajmniej zawalczyć o zgarnięcie trzech punktów.
– Chcieliśmy wygrać, takie było nasze założenie przedmeczowe. Chcieliśmy wyczekać przeciwnika, wyciągnąć ich, zaatakować bocznymi sektorami. To udawało się połowicznie. Obraz był taki, że Lechia nie chciała wygrać. Ale GKS jest bardzo dobrym zespołem, który dzisiaj wygrał zasłużenie – przyznał po meczu trener Lechii, Szymon Grabowski.
Od początku meczu odniosłem wrażenie, że piłkarze Lechii nie wyszli z szatni. Gospodarze wyprowadzali ataki, co doprowadziło niejednokrotnie do chwil grozy pod bramką Sarnawskiego. W międzyczasie żółtą kartkę otrzymał Iwan Żelisko. Ukraińca zatem nie zobaczymy przez najbliższe dwa tygodnie na murawie. Był to jego dwunasty żółty kartonik w tym sezonie. A jak już o zawieszeniach mowa, to w meczu z Termalicą nie zagra też Maksym Chłań. 21-letni skrzydłowy w rundę wiosenną wszedł niczym nóż w masło. Przy ul. Bukowej jednakże był niewidoczny. Nie błyszczał z lewej strony boiska tak, jak w poprzednich meczach. Same braki w składzie na najbliższy mecz natomiast nie przyprawiają Szymona Grabowskiego o ból głowy, gdyż można te dziury załatać. Chłań kilka razy podprowadził piłkę wyżej, ale na tym się skończyło. Choć w pierwszej połowie „GieKSa” zaprezentowała się lepiej od Lechii, to także nie grała porywająco. Zapowiadał nam się hit kolejki, a dostaliśmy typowy mecz na bezbramkowy remis.
Dobre wejście GieKSy w mecz, mądre przenoszenie gry w boczne sektory boiska. Lechii póki co trudno wykorzystać swój mocny środek pola. #KATLGD
— Tommaso (@Tommaso_Calcio) April 7, 2024
***
Trzeba wspomnieć o grze gdańszczan przez ostatnie dwadzieścia minut meczu. W 74. minucie bowiem z boiska wyleciał Marten Kuusk. Katowiczanie grali więc w osłabieniu. Lechia do tego momentu wciąż grała poniżej oczekiwań. Można było myśleć natomiast, że przewaga jednego zawodnika zapali lampkę w głowach Biało-Zielonych i ruszą oni do ataku. A jak było faktycznie? Tak samo, jak wcześniej. Być może gracze nie wiedzieli, że ich rywale mają mniej piłkarzy na murawie… Minimalizm był widoczny z każdej możliwej strony. Sił chyba nie brakowało. Na placu gry zameldowali się: Jakub Sypek, Łukasz Zjawiński i Louis D’Arrigo. W ostatnich minutach regulaminowego czasu wpuszczony został Luis Fernandez, a razem z nim Filip Koperski. Swoją drogą, nie jestem w stanie pojąć, dlaczego Australijczyk co mecz wybiega z ławki. Jego gra nie oferuje na ten moment praktycznie nic, co przydałoby się Lechii.
Prześladują "GieKSę" te czerwone kartki w meczach z Lechią (trzy na pięć w całym sezonie 23/24).
Jesienią Shibata i Jędrych, dziś Marten Kuusk… #KATLGD #GieKSaTwitter pic.twitter.com/4rHSnTlDmn
— Dawid Dreszer (@dresiu04) April 7, 2024
– Będziemy to analizować na chłodno. Nie możemy się tak zachowywać. Zbyt duża ilość zawodników chodzi po piłkę. Było to naszym dużym błędem. Pomijając to wszystko, grając 11 na 10 nie możemy doprowadzać do stałych fragmentów. To jest kuriozum – opowiadał na konferencji Szymon Grabowski.
Odpowiednia kara
Najbardziej bolesną, ale zarazem najbardziej trafną karą dla Biało-Zielonych była stara bramki w 93. minucie. Stały fragment, wrzutka w pole karne, zamieszanie i gol. Strzelony przez Arkadiusza Jędrycha, dla którego jest to dziesiąte trafienie w tym sezonie. Niesamowity wynik dla środkowego obrońcy. Stałe fragmenty gry to jeden z aspektów, nad którymi gdańszczanie muszą popracować. Gdy je wykonują, to nie są one zbyt skuteczne. Lechiści mierzą się natomiast z drużynami, które mają to bardzo dobrze wyćwiczone. Tak było w przypadku Odry Opole, a jak widać, podobnie jest z GKS-em Katowice. Lechii odbiła się czkawką gra na remis. Już lepszym rozwiązaniem byłaby gra pod 1:0, gdzie wystarczy zagrać wysoko przez pierwszy kwadrans, a później bronić rezultatu.
Lechia nie chciała pójść dzisiaj po zwycięstwo, granie na remis się obróciło przeciw niej.
Mało sytuacji bramkowych, brak przyspieszenia gry po czerwonej kartce. Porażka po golu w doliczonym czasie gry.
No cóż, każda seria się kiedyś kończy. #KATLGD
— Kacper Czuba (@benczu35) April 7, 2024
– Zabrakło konkretów w trzeciej tercji, zabrakło wykończenia. Stąd zero po naszej stronie i nie mieliśmy zbyt wiele sytuacji. Były dobre momenty, ale nie przekładało to się na zagrożenie. Mamy pretensje do siebie, w jaki sposób straciliśmy bramkę. Jest 90 minuta, tracimy bramkę po stałym fragmencie. Uczulaliśmy zawodników na to. To jest kolejna drużyna z rzędu, która ma ten dobry aspekt gry – dodawał trener Grabowski.
No to podsumujmy jeszcze raz. Co najbardziej zawiodło w drużynie Biało-Zielonych? Nastawienie. Przez ani jedną minutę meczu nie byli za bardzo chętni do zwycięstwa. Piłka raz na jakiś czas kierowała się w stronę szesnastki Dawida Kudły, ale odpowiednio stworzonych akcji było tyle, co kot napłakał. W poprzednich tygodniach Lechia pokazywała charakter wyniesiony z szatni i treningów. Aktualnie w sztabie szkoleniowym są przecież ludzie budujący nastawienie tego zespołu. Kevin Blackwell czy Szymon Grabowski nie należą do osób, które po fatalnie zagranym meczu czy połowie pogłaskają po główce i powiedzą, że nic się nie stało. Pozostaje mieć nadzieję, że było to jednorazowe potknięcie, a w nadchodzącą niedzielę przeciwko Termalice zobaczymy odmieniony zespół. Drużynę z ofensywnym nastawieniem i odpowiednim zaangażowaniem.
Brawo! Tak się kończy mecz jak się w przewadze gra na utrzymanie remisu. Trener Grabowski na urodziny dostał skarpety, nie dość, że takie jakie ma, to jeszcze z dziurami. Nie bylo widać tego zadziora z szatni. GKS pokazał charakter w przeciwieństwie do Lechii. Słabizna. #katlgd
— Przem B. (@Pschemass) April 7, 2024
„Liga będzie ciekawsza”
Przeciętny fanatyk znajdzie natomiast pozytywy po tym spotkaniu. Żeby to zrobić, będzie musiał zajrzeć w tabelę. Lechia przez chwilę miała przyjemność nacieszyć się fotelem lidera, aczkolwiek porażka w Katowicach sprawia, że znów spada na drugą pozycję. GKS kontynuuje swoją zwycięską passę, jednocześnie plasując się na trzecim miejscu po 26. serii gier. Ścisła czołówka ostatnimi czasy nieco odjechała reszcie. Mowa oczywiście o Arce oraz Lechii, zajmujących kolejno: pierwszą i drugą lokatę w lidze. GieKSa na swoim koncie ma 45 oczek. Jest to o pięć mniej od wicelidera. Tuż za katowiczanami widzimy Motor z dorobkiem 44 punktów, a dalej mamy Górnik i GKS Tychy, po równo z 42 punktami. Siódme i ósme miejsca okupują obie Wisły, mające tych oczek po 41. Realnie więc o awans do końca może rywalizować osiem klubów. W ramach przypomnienia dopowiem, że dwie pierwsze pozycje awansują bezpośrednio, zaś drużyny z miejsc 3. – 6. grają między sobą w barażach.
https://twitter.com/KubaTrec/status/1776990994136719389
W porównaniu z poprzednim sezonem po 26. kolejce różnica punktowa pomiędzy liderem, a drużyną zajmującą ósme miejsce wyglądała nieco inaczej. Wówczas Stali Rzeszów brakowało do Łódzkiego Klubu Sportowego piętnaście punktów. Aktualnie Wisłę Płock i Arkę dzieli dziesięć oczek. Inną różnicą, którą łatwo jest wyłapać, jest przewaga lidera nad wiceliderem. Rok temu ŁKS miał pięć punktów przewagi nad drugą Termalicą. Teraz natomiast Trójmiasto przejęło pierwszą dwójkę, a gdańszczanom brakuje jednego oczka do gdynian.
Jedyne wykształcenie, jakie posiada to ukończenie szkoły podstawowej z wyróżnieniem. Nie przeszkadza mu to w realizowaniu życiowego celu, jakim jest zostanie dziennikarzem. Bywa gadatliwy, nieco rzadziej śmieszny (ale i to czasem mu się uda). Regularnie uczęszcza na słynny gdański bursztynek, po czym stara się skleić kilka sensownych zdań o meczach miejscowej Lechii.

Musisz zobaczyć