Obserwuj nas

1. liga

Ekstraklasa już blisko, czyli Lechia – Polonia 1:0

W Gdańsku wszystkie szampany już się chłodzą, a jedynie kwestią czasu jest, kiedy wystrzelą. Lechia zwyciężyła przed własną publicznością z Polonią Warszawa po golu autorstwa Maksyma Chłania. Sprawia to, że od awansu gdańszczan dzieli już mniej, niż może się wydawać. Dość realnym scenariuszem jest świętowanie awansu w trakcie majówki. Wówczas mierzą się z GKS-em Tychy na swoim terenie. W ostatni środowy wieczór zapewnili kibicom masę radości. Były również nieco słabsze momenty w grze, aczkolwiek przez zdecydowaną większość czasu spotkanie przebiegło pod pełną kontrolą podopiecznych Szymona Grabowskiego. Pozostaje kilka wniosków do wyciągnięcia i faktów do stwierdzenia, również w tematyce zawodników grających tego dnia na murawie. Co dokładniej można powiedzieć o meczu oraz zbliżającym się awansie?

Mniej niż pół kroku

Na podsumowania i analizy przyjdzie jeszcze czas, lecz nie można przejść obojętnie obok sytuacji, która ma miejsce w tabeli zaplecza Ekstraklasy. W środę mianowicie grali dwaj główni pretendenci do bezpośredniego awansu, a jednocześnie dwa zespoły z Trójmiasta. Arka wyjechała do Pruszkowa z nadzieją na to, aby do domu wrócić z kompletem oczek. Plany pokrzyżował Shuma Nagamatsu, strzelając dwukrotnie do bramki rywali. Oznaczało to, że w przypadku wygranej Lechii, ich przewaga nad rywalami zza miedzy zwiększy się do czterech punktów. Ewentualne zwycięstwo dałoby zatem znacznie większy komfort i spokój nie tylko w czołowej dwójce, ale także na fotelu lidera. Życzenie gdańszczan spełniło się, tym samym wykonując krok nie tylko w stronę powrotu do elity, ale również w stronę wygrania ligi.

– Myślę, że z sytuacji groźniejszych i z gry byliśmy zespołem, który zasłużył na zwycięstwo. Patrząc na pryzmat wyników, które padły w tej kolejce, stawia nas to w uprzywilejowanej pozycji jeśli chodzi o końcówkę tego sezonu – mówił po spotkaniu trener Lechii Gdańsk, Szymon Grabowski.

Po zawodnikach Lechii od początku było widać nakręcenie i chęć zwycięstwa za wszelką cenę. Solidne rozpoczęcie poparte atakami na szesnastkę Polonii przyniosło efekty w jedenastej minucie spotkania. Wówczas wbiegający w pole karne Maksym Chłań otrzymał podanie od biegnącego prawą stroną boiska Camilo Meny. Ukrainiec wykończył niczym jeden z lepszych napastników Ekstraklasy, dodatkowo sprawiając, że futbolówka przeszła między nogami jednego z warszawiaków. Zdobyta bramka nie poskutkowała tym, że Biało-Zieloni spoczęli na laurach. W późniejszych fazach spotkania wciąż regularnie przebywali na połowie przeciwnika. Skończyło się tylko na jednej bramce, ale wcale nie musiało.

Momentami dało się odczuć, że piłkarze za bardzo starają się grać podaniami pod bramką podopiecznych Rafała Smalca. Absolutnym kłamstwem byłoby stwierdzenie, wedle którego Lechia nie ma zawodników potrafiących przymierzyć z daleka. Na murawie przebywał bowiem chociażby Rifet Kapić. Bośniak kilka dni wcześniej zanotował cudowną bramkę w Łęcznej, pokonując golkipera uderzeniem lewą nogą zza pola karnego. Poza nim w linii pomocy znajdował się także Iwan Żelizko, cechujący się siłą i całkiem dobrą precyzją. Wiosną dał o tym znać w Bielsku-Białej, umieszczając futbolówkę w siatce po bezpośrednim rzucie wolnym. Wniosek może być zatem taki, że wynik mógł być nieco wyższy, gdyby piłkarze byli w stanie częściej próbować z trochę dalszych odległości.

Byli lepsi, byli gorsi

Na placu gry znaleźli się zawodnicy, do których nie można mieć żadnych zarzutów, jednakże byli również piłkarze należący do grona słabszych ogniw. Zacznijmy od tych jaśniejszych gwiazd. Z pewnością na wyróżnienie zasługują: Maksym Chłań i Camilo Mena, czyli oczywiście duet, który odegrał najważniejszą rolę przy zdobytej bramce. Przez cały mecz widać było, że zespół doskonale wie, w jaki sposób pragną atakować. Wiele razy mogliśmy oglądać napędzanie akcji poprzez wypuszczenia i urywanie się przeciwnikowi. W głównej mierze do takich zagrań posuwali się oczywiście piłkarze z bocznych stref, czyli: Kałahur, Chłań, Mena i Bugaj. Dynamiczne wahadła w połączeniu z błyskotliwymi pomocnikami wypadają fenomenalnie, równocześnie przyciągając uwagę widzów spoza Gdańska.

– Dzisiejsza bramka jest ważna dla pewności siebie, bo od 5 meczów nie strzeliłem gola, ale liczy się drużyna, nie tylko ja, czy Bobcek i Camilo. Wszystkie zwycięstwa to zawsze cała drużyna – mówił po meczu Maksym Chłań w rozmowie z portalem lechia.gda.pl.

https://twitter.com/LechiaGdanskSA/status/1783237288807317945

Wciąż nie był to najlepszy występ Biało-Zielonych od startu rundy wiosennej, a nawet nie można w takiej kategorii go rozpatrywać. Na boisku nie mogło zabraknąć gorszych jednostek. Zaczynając od Łukasza Zjawińskiego. Pojawienie się polskiego napastnika w pierwszej jedenastce wywołane było przez zawieszenie Tomasa Bobcka na jeden mecz. Niestety „dziewiątka” Lechii zawiodła, aczkolwiek trzeba przyznać, iż sam nie notuje dobrych występów za często. Jego zmiennik – Kacper Sezonienko zagrał równie słabe zawody. Napastnik z reguły powinien często odnajdywać się w polu karnym, jednocześnie szukając pozycji aby dostać piłkę i oddać strzał. Ani jeden, ani drugi nie zaserwowali tego przeciwko drużynie z miasta stołecznego.

– Nasza dziewiątka powinna brać udział w budowaniu akcji. Czy to Zjawka, czy to Sezon byli zbyt mało czasu w polu karnym. Mamy pracę do odrobienia, jeśli chodzi o skoki pressingowe. Nie do końca odczytywaliśmy to, którzy zawodnicy mają tam naciskać. Przegrywaliśmy pojedynki, to nakręcało Polonię. Mamy nad czym pracować – wspominał na konferencji pomeczowej trener Grabowski.

Cienem samego siebie od pewnego czasu jest Tomasz Neugebauer. Pomocnik wbrew pozorom okazał się ważną postacią w zespole Szymona Grabowskiego podczas jesieni. Stwierdzić można, iż jest to jego najlepszy sezon w dotychczasowej karierze. Na koncie aktualnie ma bowiem sześć goli oraz dwie asysty po 27 występach. Przeciwko Polonii obejrzał żółty kartonik, co skutkuje zawieszeniem go na jedno spotkanie. Do Rzeszowa zatem z drużyną nie pojedzie. Z innej strony twierdzę natomiast, że jest to dobra informacja. Neugebauerowi przyda się mecz przerwy, dzięki któremu być może nieco odetchnie.

Zasłużone trzy oczka

Lechia miała swoje wady, ale ostatecznie zasłużenie odsyła kolejny zespół do domu bez punktów. Przez większość spotkania inicjatywa należała do gdańszczan. Często meczom Biało-Zielonych towarzyszą nerwy, a zwłaszcza w końcówkach. Nie zmieniło się to w kwestii ostatniego spotkania. Choć widywaliśmy już znacznie bardziej przyprawiające o niepewność końcówki, to również ta sprawiła, że kibice trzymali się swoich krzesełek do końcowego gwizdka. Gdańszczanie wygrywając tylko jedną bramką za wszelką cenę musieli bronić swojej bramki do ostatniej minuty. Trzeba natomiast powiedzieć, że za chwilę o stylu mało kto będzie pamiętać, za to każdy przykuwa uwagę do wyników. Po potknięciu w Katowicach ekipa z Trójmiasta notuje trzecie zwycięstwo z rzędu.

https://twitter.com/benczu35/status/1783232225799999992

– To nie był wielki mecz. Wiedzieliśmy, że Polonia też będzie grała o życie, bo walczy o utrzymanie. Wiedzieliśmy, że coś pozmieniają na nas, że to nie będzie to łatwe starcie, kto tu nie przyjedzie, to nie ma łatwo. Może nie zagraliśmy jakoś fantastycznie, ale na koniec liczy się rezultat i takimi meczami pieczętuje się też awans – wyznał piłkarz Lechii, Miłosz Kałahur dla portalu Lechia.net.

Do poprawy pozostaje aspekt stałych fragmentów gry. W pierwszej połowie Lechia nie doczekała się ani jednego rzutu rożnego, natomiast Polonia schodząc na przerwę do szatni miała ich aż dziewięć. Więcej otrzymała także rzutów wolnych. Podopieczni trenera Smalca nie należą do słabych pod względem skutecznego wykorzystywania stałych fragmentów. Owszem, widywaliśmy lepszych, ale są też drużyny gorsze od warszawiaków w ów kwestii. Kolejne dobre zawody rozegrała defensywa Lechii. Bohdan Sarnawski po raz trzynasty w sezonie zaliczył czyste konto, a Elias Olsson znów potwierdził, że nie bez powodu nazywany jest jednym z lepszych stoperów zaplecza Ekstraklasy.

Jedyne wykształcenie, jakie posiada to ukończenie szkoły podstawowej z wyróżnieniem. Nie przeszkadza mu to w realizowaniu życiowego celu, jakim jest zostanie dziennikarzem. Bywa gadatliwy, nieco rzadziej śmieszny (ale i to czasem mu się uda). Regularnie uczęszcza na słynny gdański bursztynek, po czym stara się skleić kilka sensownych zdań o meczach miejscowej Lechii.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej 1. liga