Obserwuj nas

1. liga

Podwójne zwycięstwo Lechii! Wygrana Fortuna 1 Ligi i w Derbach Trójmiasta

Gdańszczanie mają za sobą nieprzespaną noc z niedzieli na poniedziałek. Lechiści zamknęli sezon pod względem domowych spotkań, a ostatnim wyzwaniem będzie wyjazd do Legnicy. Lepszego zakończenia poprzedniego meczu nie mogli sobie wymarzyć ani kibice, ani zawodnicy, ani sztab Biało-Zielonych. Można powiedzieć, że Trójmiasto znów do nich należy po kilkumiesięcznej przerwie. Emocje były zarówno na trybunach, jak i na murawie. Po jednej i po drugiej stronie. Derby, które zapamiętane zostaną na długo. Gdynianie przekonali się, iż niewykorzystanie sytuacje się mszczą, poprzez stracenie bramki na wagę trzech punktów w ostatnich minutach regulaminowego czasu gry. Lechia tym wynikiem zapewniła sobie również pierwsze miejsce w lidze na koniec.

Gdańsk nie zasnął

Dla Biało-Zielonych samo zwycięstwo nad rywalami zza miedzy smakowało niezwykle. Smak ten jeszcze podkręcił fakt, iż gdańszczanie dzięki wygranej zapewnili sobie zwycięstwo w Fortuna 1 Lidze. Z tego powodu Lechiści mają za sobą nieprzespaną noc. Najlepszym tego dowodem jest pomeczowe świętowanie kibiców z piłkarzami na mieście. Fanatycy wreszcie dostali to, czego pragnęli, oglądając rok temu zespół spadający z najwyższej klasy rozgrywkowej. Ostatni mecz również pokazał, jak wiele może w przyszłości osiągnąć zespół z Gdańska, jeśli projekt wciąż będzie budowany tak, jak teraz. Jeśli kolejne transfery będą następnymi strzałami w dziesiątkę, a sama kadra złożona będzie z młodych, zaangażowanych i głodnych kolejnych sukcesów piłkarzy.

Fot. Krzysztof Polaczyk, Lechia Gdańsk

Mogę w tym momencie z całkowitą pewnością stwierdzić, że na takim meczu nigdy w życiu jeszcze nie byłem. Atmosfera, jaka była na stadionie już na godzinę przed derbami to coś, co ciężko opisać. Pokazuje to również, jak wielkie możliwości istnieją związane z zapełnianiem Polsat Plus Areny częściej, niż dotychczas. Derby sprawiły bowiem, że pobity został rekord frekwencji w historii zaplecza Ekstraklasy. Zbliżono się również do wyrównania najwyższej frekwencji w historii gdańskiego stadionu. Ten natomiast nie został naruszony, gdyż w niedzielny wieczór stawiło się na trybunach 36 483 widzów, zaś najwięcej osób przyciągnął mecz pomiędzy Lechią a Legią w 2017 roku.

W Ekstraklasie trwa nieustannie moda na kibicowanie. Jeśli trafi ona do Gdańska, to z pewnością będzie można liczyć na wyższe frekwencje, niż do tej pory.

Gra Arki na remis

Jednym z głównych wniosków jakie można wysnuć jest to, że Arka grała tego dnia na remis. Da się to prosto wyjaśnić, ponieważ zgarnięcie jednego punktu dałoby jej pewny bezpośredni awans. Porażka bowiem oznacza, że gdynianie mają przed sobą najważniejszy mecz sezonu. Do Trójmiasta przyjedzie rozpędzona GieKSa Katowice, która w przypadku wygranej zabierze im drugie miejsce. Zakładając zatem, iż katowiczanie zwyciężą w ostatniej kolejce, to oni awansują bezpośrednio wraz z Lechią. Podopieczni trenera Łobodzińskiego o promocję powalczyliby w takim razie w barażach. Każdy inny scenariusz pozwoli Gdyni na otwieranie szampanów. Ostatnia, zbliżająca się seria gier odkryje przed nami również to, kto ostatecznie sezon zakończy w strefie barażowej oraz kto z ligą pożegna się jako trzeci.

– Zdajemy sobie sprawę, w jakiej sytuacji jesteśmy. Dalej to jest wszystko w naszych rękach i nogach. Moją rolą jest to, żeby wspierać teraz zespół i przygotować ich do następnego meczu, ale oni muszą nauczyć się przegrywać. Muszą przełknąć tę porażkę, bo też muszą brać odpowiedzialność. Ja przed meczem mówię, że biorę odpowiedzialność za to, co się dzieje na boisku jako trener, ale oni muszą jako dorośli mężczyźni, brać odpowiedzialność za to, co robią na boisku – przyznał po meczu szkoleniowiec Arki, Wojciech Łobodziński.

W drugiej części spotkania Arkowcy mieli swoje sytuacje. Gdyby Bohdan Sarnawski był w gorszej dyspozycji, to mecz mógłby zakończyć się kompletnie innym wynikiem. Ukraiński golkiper wybronił trzy stuprocentowe sytuacje. Jednakże pomijając ten fakt, gdynianie wcale nie grali jak z nut. Nie byli zespołem zbytnio od Lechii lepszym. Biało-Zieloni poczekali na swoją szansę, a ta nadarzyła się w 84. minucie spotkania. Najpierw Gueho posłał długie podanie do przodu. Pojedynek główkowy pod polem karnym rywali wygrał Bobcek, po czym futbolówka trafiła pod nogi Meny. Kolumbijczyk mógł mieć korki nasmarowane klejem, gdyż samodzielnie poradził sobie z kilkoma piłkarzami drużyny przeciwnej. Ostatecznie zwieńczył to uderzeniem na bramkę Lenarcika, a efekt był taki, że stadion eksplodował. Obrazki, jakie wówczas zagościły zarówno na trybunach oraz na boisku użyć można, jako perfekcyjną definicję słowa „euforia”.

– Dzisiaj mecz zaczęliśmy w dwunastu. Gorące gratulacje i podziękowania dla naszych kibiców, dzięki którym wygraliśmy to spotkanie. Nieśli nas od dwóch godzin przed pierwszym gwizdkiem do ostatniego. Nie dalibyśmy rady bez nich. Było to niesamowite uczucie, siedzieć na ławce, grać na murawie przy takim żywiołowym dopingu. Nie będę się tutaj rozwodzić na temat spotkania, wygraliśmy zasłużenie. Wygraliśmy ten sezon zasłużenie. Od samego początku byliśmy sobą. Nie patrzyliśmy na nikogo – powiedział na pomeczowej konferencji Szymon Grabowski.

Późniejsze chwile były jedynie odliczaniem do końcowego gwizdka sędziego Kwiatkowskiego. W doliczonym czasie drugiej połowy czerwoną kartkę jeszcze obejrzał Abdallah Hafez za wejście w Iwana Żelisko. Kontrowersji nie było żadnych. Pojawiły się one natomiast chwilę później. Kopnięty w stopę został kapitan Arki, Przemysław Stolc. Miało to miejsce w polu karnym Lechii, więc były spore szanse na podyktowanie rzutu karnego. Napięcie i niepewność wzrosły do maksimum. Zniknęły natomiast, gdy po przyjrzeniu się całemu zajściu z bliska sędzia pokazał, że rzutu karnego nie będzie. Kibice Arki mieli prawo być źli, bowiem tutaj zaważyła sama interpretacja arbitra. Faktem jest, że Bobcek zamiast trafić w piłkę, trafił w Stolca. Jak później się okazało, o nieprzyznaniu karnego zadecydowało to, iż piłkarz wykonał później krok do przodu, po czym dopiero upadł na ziemię.

Mena nie do zatrzymania

Dla Camilo Meny derbowy występ był najprawdopodobniej najlepszym w tym sezonie. Kolumbijczyk odegrał absolutnie kluczową rolę na boisku. Razem z Bohdanem Sarnawskim otrzymali miano bohaterów spotkania. Jeden z nich ratował Biało-Zielonych przed utratami bramek, zaś drugi był odpowiedzialny za strzelone przez zespół gole.

I to oba.

O drugim, zwycięskim trafieniu już pisałem, aczkolwiek pierwszą bramkę również można zawdzięczyć jego osobie. Lechiści ruszyli z kontrą, a w zasadzie to właśnie Mena. Wygrał pojedynek z Kacprem Skórą, skierował piłkę w pole karne, a ta trafiła pod nogi Sezonienki. Napastnik Lechii jedynie dostawił nogę. Gdyby zaś z piłką ruszył ktoś inny, wolniejszy od skrzydłowego gdańszczan, to akcja mogła zakończyć się nieco inaczej. Jak się zatem można domyśleć, to w głównej mierze prędkość Meny zrobiła tu robotę. Piekielnie trudnym zadaniem było powstrzymanie 21-latka, który hasał po prawej stronie boiska.

– W tym meczu bardzo pomógł nam Camilo, a także Bohdan i nie należy o tym zapomnieć. Także dzięki niemu wygraliśmy, ale ten mecz pokazał, czym jest Lechia. Jeżeli gramy jako drużyna, to w każdym spotkaniu wyróżnia się jakiś zawodnik. W jednym meczu ten, w drugim meczu inny, a dzisiaj bardzo dobrze zagrali Camilo i Bohdan – w rozmowie z Lechia.net mówił Rifet Kapić.

Kibice prędko nie zapomną Menie tego meczu. Zapewne mówiłoby się o tym nieco mniej, gdyby było to starcie o pietruszkę, przy znacznie mniejszej frekwencji. Aczkolwiek wówczas i tak zasługiwałby na oklaski i spore słowa uznania. Derby natomiast to jedno z najważniejszych spotkań tego sezonu. Mecz, na który czekano od dawien dawna.

Warto z tego miejsca zaznaczyć, jaki progres poczynił Kolumbijczyk na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy. Po rundzie jesiennej rozpatrywany był jako jeden z gorszych transferów. Na wiosnę? Zupełnie inny piłkarz. Obóz zimowy był dla niego niczym zbawienie. Ciężko wybrać najlepszego gracza Lechii aktualnie trwającej rundy, bowiem tutaj można nominować kilku innych piłkarzy, ale wśród nich znalazłoby się również miejsce dla Camilo Meny.

Jedyne wykształcenie, jakie posiada to ukończenie szkoły podstawowej z wyróżnieniem. Nie przeszkadza mu to w realizowaniu życiowego celu, jakim jest zostanie dziennikarzem. Bywa gadatliwy, nieco rzadziej śmieszny (ale i to czasem mu się uda). Regularnie uczęszcza na słynny gdański bursztynek, po czym stara się skleić kilka sensownych zdań o meczach miejscowej Lechii.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej 1. liga