Jeśli jest klub, dla którego ta długa runda skończyła się za szybko, to jest z nim pewnością Legia. Wykoślawiony bieg do Ligi Mistrzów znaczony albańską bezradnością przemienił się w urzeczywistnienie marzenia, przekonanie o własnej sile i przeskok do grupy szanowanych europejskich średniaków. Rok 2016 na długo zostanie rokiem przełomu na Łazienkowskiej. Legia jest lekcją dla innych.
Rollercoaster przy wydarzeniach w Legii to przejażdżka na kucyku. Właściciele, trenerzy, piłkarze i wszyscy z Legią związani zafundowali jej kibicom przelot, niczym z K2 aż po Mariański Rów. Chociaż w przypadku Legii ten wers Zeusa należałoby odwrócić.
Brak porozumienia z Czerczesowem. Nowy trener rozpoczynając swe rządy od konfliktu z piłkarzami. Kampania do Ligi Mistrzów jak bosy spacer po kostkach Lego. Awans wydarty amatorom z Dundalk, przy akompaniamencie gwizdów, okupiony wstydliwymi porażkami w lidze. Słynne „Kilku piłkarzy nie może grać w tej drużynie”. Ultrabaty od Borussii w pierwszym meczu fazy grupowej.
Jak to udało się odkręcić?
Piszę o Legii, bo trochę jej kibicom zazdroszczę. Moje Zagłębie wygląda jak uporządkowana szafa, gdzie wszystko leży na swoim miejscu. Emocje sporej części kibiców Legii po zakończonej rundzie pewnie nadal wibrują. Legia jest lekcją dla mnie i dla mojego klubu.
Jacek Magiera – ten który z bagna wyciągnął Legię.
Hejtowanie Legii za fakt bycia Legią jest spojrzeniem nader nieobiektywnym. Ja nie ukrywam, że swoje w stronę „Żylety” pokrzyczałem z sektora gości. Dzisiaj na klub ze stolicy patrzę jak na spory zasób poczynań, z których wiele klubów może korzystać.
Z historii Legii płyną ważne nauki, choć na pierwszy rzut oka mogą się wydać naiwne i banalne. Pierwsza: Nie ma takiego bagna, z którego się nie wygrzebie Cię zaufany ratownik.
Nawet najlepszy zespół bez przewodnika nie zajdzie daleko…
Legia skompletowała zespół o sporym kapitale jakości w składzie, ale Besnik Hasi skutecznie go blokował. Nie pozwalał rozwinąć mu skrzydeł. Nawet najlepszy zespół bez mapy i przewodnika nie zajdzie daleko i będzie obijany przez Bruk-Bet Termalicę, Arkę, Górnika Łęczna, czy zaliczy kop w ryj od BVB.
Wtłaczaną w dolne rejony tabeli i poczucie wstydu w Europie ratował Jacek Magiera. Leżąca na dnie Legia mogła być dla trenerskiego młokosa, a takim przecież jest Jacek Magiera, ciężarem nazbyt wielkim i mogła go pociągnąć za sobą. A nawet gdyby wdrapał się z nią np. na 7 miejsce w tabeli i uchronił Legię od batów w Lidze Mistrzów, oczywiście cicho zajmując ostatnie miejsce w grupie – nawet wtedy zostałby uznany za właściwego człowieka na właściwym miejscu.
Legia jest teraz Magierą.
Ale Magiera objawił się piłkarskiemu środowisku nie tylko jako ten, który z Legii wyszedł i do Legii wrócił. Gorący od presji zespół potrzebował jak powietrza jego chłodnego, analitycznego podejścia. Trudno o Magierze mówić jako o trenerze ekspresyjnym. Nie jest to też filozof futbolu, teoretyzujący o nim jak nie przymierzając Michał Probierz. Magiera wydaje się do bólu pragmatyczny. Pozwolił Legii przejść ewolucją przez czas, w którym niektórzy oczekiwali ruchów rewolucyjnych. Magiera uczył się wraz z Legią i w chwilę zidentyfikował jej kłopot. A największym kłopotem Legii był tłumiony potencjał. Magiera zobaczył w chwilę to, czego Hasi nie widział od długiego czasu. Że klucz do sukcesów w Legii tkwi w dynamice. Tylko tyle i aż tyle. Ale żeby zespołowi nadać dynamiki należało mieć piłkarza w środku pola, któremu piłka nie przeszkadza, nadbiegający rywal nie pęta nóg, podanie za obrońców do skrzydłowego czy zagranie napędzające do podłączającego się obrońcy nie stanowi problemu. To kwestie taktyczne, ze względu na brak wiedzy nie chcę zbytnio się wgłębiać, by się nie ośmieszać. Ale ta różnica w dynamice Legii Magiery i Legii Hasiego bije po oczach.
Vuković mentalnym przywódcą.
Zresztą Magiera może być skupiać się na elementach taktycznych. Kwestie mentalne gospodaruje kolejny legionista z krwi i kości, Aleksandar Vuković.
Magiera nauczki płynące z porażek przekuwał w sukcesy. Hasiego porażki ściągały w kierunku zwolnienia. W porażkach Magiery, nawet w tej na Bernabeu, dało się wyczuć, że nie dołują one zespołu, a powodują generowanie chęci jak najszybszego rewanżu.
Ale najważniejszą pracę Magiery wykonał w szatni. Na pewno pomogła jego legijna przeszłość, która uwiarygodniła go w oczach zawodników. Ale przychodził do Legii mając podobny cel, jak zawodnicy, którym przyszło mu dowodzić. Udowodnić światu swą jakość. Jest scena z meczu z Jagiellonią, gdy Vako Kazaiszwili był zmieniany przez Michała Kucharczyka. I choć Gruzin niewiele w tym meczu pokazał, to zbił „piątki“ od całej drużyny.
Jacek Magiera jest lekcją dla klubów w głębokim kryzysie. To coś więcej niż kwestia szczęścia. Magiera z pewnością miał czucie i wiarę, a przyniósł ze sobą szkiełko i oko.
Ekspiacja Jakuba Rzeźniczaka.
Lekcja dla piłkarzy: Nigdy się nie poddawaj.
Nie ma klubu o większej presji niż Legia. Ci, którzy znają warszawską część Twittera wiedzą, że nawet pracownicy klubowego sklepu nie mogą liczyć na pobłażliwość. Cóż dopiero mówić o kapitanie, o najbardziej utytułowanym piłkarzu w 100-letniej historii klubu?
Nie będę przytaczał wszystkich błędów, które popełniał Rzeźniczak. Pozwolę sobie na autocytat, który popełniłem przy okazji sprokurowania rzutu karnego dla Pogoni w Szczecinie, gdy wyszła jego współpraca z mentalnym coachem: „Rzeźniczak zamiast coacha potrzebuje egzorcysty.”
Nie wiem czy to dzięki Grzesiakowi (a raczej dzięki Magierze), ale Jakub Rzeźniczak wrócił do gry zasługującej na wyjściową „11” Legii Warszawa w Lidze Mistrzów i w Lotto Ekstraklasie. Zostawił w blokach przybyłą z Lubina i Szczecina konkurencję w postaci Macieja Dąbrowskiego (z tego powodu nie zamierzam smucić. Maciek, wracaj do Lubina) i Kuby Czerwińskiego. Ale przede wszystkim Rzeźniczak pokonał samego siebie (#MarchewFilozof).
Twarze Legii.
W ostatecznym rozrachunku pozytywna runda Legii ma twarz VOO, Magiery, Radovicia czy Malarza. Ale Kuba Rzeźniczak przetrwał czas beznadziei i udowodnił, że może grać w tej drużynie.
Zresztą piłkarzy, którzy u Magiery wznieśli się na wyższy poziom jest więcej. Półroczne zamrożenie Bartosza Bereszyńskiego przez obecność Artura Jędrzejczyka nie spowodowało, że „Bereś“ zapomniał, o co chodzi w grze nowoczesnego prawego obrońcy. Dzisiaj Bereszyński to zawodnik w rotacji Legii kluczowy, to biegające miliony euro, to w końcu naturalny następca Łukasza Piszczka w reprezentacji.
Pięknie potoczyła się też kariera Legii Arkadiusza Malarza. Choć gra na specyficznej pozycji, gdzie średnia wieku jest dłuższa niż innych zawodników, to z solidnego bramkarza klasy ligowej został kluczowym zawodnikiem mistrza Polski.
Godne podkreślenia jest również trzymanie się na powierzchni Michała Kopczyńskiego. Gdy za kilka, kilkanaście lat kibice Legii będą deklamować skład, który nie dał się gigantowi z Madrytu, to jego nazwisko pojawi się obok Odjidjy-Ofoe, Radovicia czy Pazdana.
Zresztą mecz z Realem można potraktować jako mit założycielski nowej Legii. Legia jest teraz Jacka Magiery.
Permanentna potrzeba zwycięstw i goli.
Lekcja następna: Każdego rywala traktuj tak samo.
Ostatnia porażka Legii w lidze to 14 dzień października. Od tamtej pory Legia wygrała 7 spotkań, zaliczyła 1 remis. Strzeliła 28 bramek, co daje imponującą średnią. Dodajmy do tego wspomniany mecz z Realem, strzelaninę w Dortmundzie i w końcu zwycięstwo nad Sportingiem, wprowadzające Legię do mitycznej dla polskich drużyn krainy „wiosna w Europie“. Legia pod batutą Magiery do każdego rywala podchodzi bezkompromisowo. Stara się jak najszybciej wejść na swój styl gry, zrobić kilka typowych akcji. Nakręcić się, aby za chwilę odliczać aplikować bezradnemu rywalowi kolejne bramki
Żyjąca z goli Legia Magiery przeszła w tej rundzie przyspieszony kurs nabierania doświadczenia w rywalizacji na polu europejskim. Dowodem tego jest ostatni mecz ze Sportingiem. Celnie to spuentował Michał Probierz po meczu z Legią: Legię uczą w Lidze Mistrzów, dziś ona uczyła nas.
Ciekawa przyszłość
Napisałem, że w gruncie rzeczy udany rok 2016 wydaje się rokiem przełomu. Ale to też próg, za którym Legię czeka…
No właśnie co?
Pasmo sukcesów podszyte wielkimi kryzysami sprawia, że nie wiadomo gdzie Legia będzie za rok. Ma to oczywiście związek z otwartym konfliktem na niwie wydawałoby się nienaruszalnej, czyli w triumwiracie Leśnodorski-Wandzel-Mioduski. Wydaje się, że po wystrzelonych w siebie oskarżeniach wizje trojga panów się rozjechały. Legię czekają zmiany na szczeblu właścicielskim i pytanie, na ile będą rezonować na innych płaszczyznach.
Zmiany dotkną również skład zespołu Jacka Magiery. Piszę te słowa dzień po transferze Nemanji Nikolicia do Chicago Fire, w dzień narastających plotek o odejściu Prijovicia, w przeddzień przylotu do Warszawy reprezentantów Sampdorii Genua, którzy chcą Bereszyńskiego. Z idealnie zestrojonej przez Magierę orkiestry odejdą zawodnicy ważni lub bardzo ważni.
Nawiązując do tytułu. Legia jest lekcją. Jaka z tej opowieści płynie nauka?
Że nigdy nie jest tak źle, by nie mogło być wspaniałe. Ale też nigdy nie jest tak dobrze, by nie mogły przyjść złe momenty.
Wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku dla kibiców Zagłębia, Legii, Arki, Bruk-Betu Termalici, Cracovii, Górnika, Jagiellonii, Korony, Lecha, Lechii, Piasta, Pogoni, Ruchu, Śląska i obu Wiseł. I wszystkich kibiców każdego klubu w Polsce.
Bartosz Marchewka
Piszę dla mkszaglebie.pl