„Brzydkie kaczątko”, zawsze lubiłam tę bajkę. Nawet teraz, gdy jestem już dorosła, lubię wrócić do opowieści, która ukazuje jak nie warto zbyt szybko oceniać innych. Biedne małe kaczątko z szarymi jak brud piórami na koniec stało się pięknym podziwianym przez wielu łabędziem. Piękna historia. Bajka, która ma idealne odzwierciedlenie w świecie sportu.
Wróćmy do chwili, kiedy byliśmy dziećmi i czytaliśmy z radością powieść Andersena. Tylko, że zamiast tytułowego kaczątka wstawmy Legię Warszawa. Pewnie się zapytacie: dlaczego? A dlaczego nie! Nikt nie zabrania zmieniać nam starej już bajki i pobudzać naszej wyobraźni.
Teraz przyznać się, kto na początku sezonu wierzył, że mistrz Polski zajdzie tu, gdzie teraz jest? Nie oszukujmy się, pewnie jedynie zagorzali fani „Wojskowych” mieli nadzieję, że ich drużyna zakończy rundę jesienną z wielkim boom. Bo jak inaczej nazwać fakt, że chłopiec do bicia, albo jak legionistów nazywa Bild „mięso armatnie”, zdołał zakwalifikować się do Ligi Europejskiej z trzeciego miejsca jakże trudnej grupy Ligi Mistrzów?
Jednak mimo tego, że w tym momencie Legia ma wszystko pod kontrolą, sezon nie zaczął się dla niej najlepiej. Pomimo zwycięstw w rundach kwalifikacyjnych i play-offach do Ligi Mistrzów, sama gra nie zadowalała. Do meczu z drużyną taką jak Dundalk FC zespół ze stolicy powinien podchodzić bez żadnych wątpliwości, a sama gra powinna być dla nich łatwością. A jednak, z wielkimi problemami wywalczyli pierwszy od 20 lat awans do Ligi Mistrzów.
Sezon LOTTO Ekstraklasy też piłkarsko nie był najłatwiejszy dla mistrzów Polski. W ciągu pierwszych 13 kolejek drużyna była w stanie wygrać jedynie cztery spotkania. Podczas tego niefortunnego okresu Legia, kompletnie odpuszczając sobie Puchar Polski, zrezygnowała z jednej z łatwiejszych szans na grę w Lidze Europy w następnym sezonie.
Brzydkie kaczątko wyśmiewane przez cały kraj
Mistrz Polski, który nie jest w stanie podporządkować się grze co 3 dni. Mistrz, który w pewnym momencie musiał walczyć o to aby nie znaleźć się w strefie spadkowej. Zespół, który miał być chłopcem do bicia, dla takich potęg jak Dortmund czy Real Madryt. Brzydki szary łabędź, wyśmiewany przez wszystkich i oczekujący na swój moment, aby ukazać swe prawdziwe piękno.
Grupa śmierci, która miała być przeszkodą nie do przejścia, nie zaczęła się dla drużyny z Warszawy niezbyt dobrze. Pierwszy od 20 lat mecz w Lidze Mistrzów miał być dla kibiców z Polski historycznym wydarzeniem. Zakończył się jednak zhańbieniem polskiej piłki. Oczywistym było, że przeciwko Borussii łatwo grać się nie będzie. Jednak bierność reprezentanta Polski sprawił, że następnego dnia zawodnicy mistrza kraju otrzymali kilka bardzo surowych opinii ze strony kibiców i fanów, nie tylko tych klubowych.
Przegrana na swym boisku w pierwszym meczu 0:6 sprawiła, że Besnik Hasi stracił bezpowrotnie uznanie jako trener, jego zwolnienie było już nieuniknione. Ku uciesze kibiców stało się to dosyć szybko, miejsce Albańczyka zajął tymczasowo Aleksandar Vuković, a potem na stałe Jacek Magiera.
[vc_single_image image=”15850″ img_size=”full” alignment=”center” style=”vc_box_shadow”]
Magic odczarował Legię
Pomimo porażki w kolejnym meczu LM ze Sportingiem, który był debiutem Jacka Magiery za sterami Legii, było widać, że samo przyjście nowego trenera zmieniło drużynę diametralnie. Szare i niepewne ptaszysko zaczęła na nowo pięknieć. Znów było widać chęć walki i umiejętności piłkarskie, o których zawodnicy jakby zapomnieli pod opieką Albańczyka. Wspaniały mecz z Realem Madryt, który przeszedł do historii. Niespodziewany remis, który dał nadzieję na dalszą przygodę w europejskim futbolu.
Przyjście Magiery przyniosło też niespodziewaną zmianę w grze w polskiej lidze. Od ostatniej przegranej z Pogonią w Szczecinie, warszawska Legia jest niepokonana. Na koniec rundy jesienno-zimowej uplasowała się na trzecim miejscu z czterema punktami straty do lidera.
Legia powoli z szarego i brzydkiego kaczątka zamienia się w pięknego łabędzia, który jeszcze nie do końca się rozwinął. W końcu już niedługo zagra z wielkim Ajaxem, a i liga nie jest jeszcze skończona. Pomimo straty swego najlepszego napastnika, Nemanja Nikolica, mistrz Polski nadal ma realną szansę na obronę tytułu i zwycięstwo w starciu z wicemistrzem Holandii. Pewne jest jedno, Legia się tak szybko nie podda, bo show must go on, a jej pióra nadal nie są krystalicznie białe.
Ada Adamczak