Obserwuj nas

Wisła Płock

Wisła Płock potrafi w Ekstraklasę!

„Uroda historycznego Płocka i niepowtarzalny klimat Stadionu im. Kazimierza Górskiego są dla nas płocczan oczywiste. Coraz częściej doceniają je również goście z innych miast. Niektórzy do tego stopnia, że pragną dwukrotnie w jednej rundzie zagrać na nieco wysłużonym, ale dającym się lubić stadionie Wisły.” Takimi słowami wita nas pierwszy tekst w oficjalnym magazynie Wisły Płock wydany przed meczem z Zagłębiem. Ciężko się nie zgodzić. Choć samym obiektem, na którym kopanie uprawia Wisła śmiało mógłby zainteresować się konserwator zabytków, to nadal jest to miejsce o niepowtarzalnym klimacie.

Do końca sezonu brakuje jeszcze dwóch kolejek, ale w Płocku można już powoli składać stragan z napisem „Ekstraklasa 2016/17″… i myśleć już o nowym. Płocki Janusz może już śmiało poklepać innego płockiego Janusza dodając: „Good job, Janusz! Robota wykonana”. Tego, że drużyna z Płocka otrze się o pierwszą ósemkę, a utrzymanie zapewni sobie na trzy kolejki przed końcem raczej nikt, poza Płockiem, nie podejrzewał. Wisła uchodziła raczej za – posługując się terminologią Franza Smudy – pretendenta do walki o spadek. Nic z tych rzeczy. Choć płocczanie rozkręcali się powoli, w 2017 roku wykręcają naprawdę przyzwoity wynik. Biorąc pod uwagę tylko tabelę z bieżącego roku Nafciarze to aktualnie 6. siła ligi.

***

To urokliwe miejsce na Mazowszu, jakim niewątpliwie jest Płock, może (oprócz stadionu rzecz jasna) pochwalić się również magiczną aurą, która sprawiła, że do siatki regularnie zaczął trafiać nawet Jose Kante. Choć do walki o koronę króla strzelców płocki „Murzynek”, jak nazywają go niektórzy tubylcy („Dawaj, Murzynek, dawaj!”, „Graj na Murzynka!”), się już raczej nie włączy. Nie zmienia to jednak faktu, że w Płocku działa jakiś tajemniczy afrykański szaman, który napastnika urodzonego w Hiszpanii przywrócił do świata żywych. Za jego transferem do Płocka nie przemawiało nic. Ostatnia bramka? Jeszcze w juniorach. W dodatku na piachu, gdzieś na hiszpańskiej prowincji. W Górniku odpalano go bez cienia wątpliwości, bo jedynym czym się tam wyróżniał była łatwość z jaką dochodził do sytuacji strzeleckich. Z tą samą dziecinną łatwością te sytuacje też partolił. W Płocku jest to jednak zupełnie inny napastnik.

W końcu znaleziono też Recę, którego poszukiwania trwały niemal pół sezonu. Nie wiem, czy w rundzie jesiennej działacze zamknęli go w komórce pod schodami, czy zatrzasnął się w kiblu, ale tego chłopaka w pierwszej rundzie po prostu nie było. I w tym przypadku podziałać musiał płocki szaman, bo młody skrzydłowy znowu gra na poziomie, do którego przyzwyczaił nas w 1. lidze.

Do tego trener, który posiada komfort prowadzenia drużyny przez niespotykany w Polsce okres pięciu (!!!) lat. Zespół zbudowany przez Kaczmarka wygląda przywozicie i nawet jeśli w przyszłym okienku w Płocku nie dokona się spektakularnych wzmocnień – to nie będą oni wymieniani jako pierwszy kandydat do spadku. Wystarczy zachować aktualny skład i powalczyć o Dominika Furmana, który wyrósł na pierwszoplanową postać tego zespołu. Przecież to tylko Ekstraklasa…

I tylko jednego wciąż w Płocku brakuje. Jest to stadion. Nie ma co ukrywać, że obiekt przy ulicy Łukasiewicza lata swojej świetności ma już dawno za sobą. To wciąż stadion, który zatrzymał się w czasie. Choć przypomina on raczej areny, które oglądamy w filmach dokumentalnych ze wczesnych lat 90-tych oraz brak tam jakichkolwiek zasad obowiązujących na nowoczesnych obiektach – chce się tam wracać. Nawet mimo tego, że trzykrotnie mnie ktoś podsiadał, a oglądanie meczu z wysokości pierwszych 3-4 rzędów jest poważnie utrudnione ze względu na solidny płot. Pal licho nawet to, że między krytą trybuną, a płytą boiska jest tak duży odstęp, że śmiało można byłoby tam wcisnąć orlika. Szczególnie, że miasto nie skąpi pieniędzy na sport, co widać po okazałym obiekcie piłkarzy ręcznych.

***

Czym dla kibiców z Płocka był mecz z Zagłębiem widać było na trybunach. Aura a’la Piotr Ćwielong, przyciągnęła na płockie Vincente Calderon nieco ponad 4500 kibiców. I byli to ci, z tych najwytrwalszych, bo pogoda sprzyjała raczej smażeniu jajecznicy na krzesełku obok, niż oglądania chłopów uganiających się za piłką.

Sam mecz był tak porywający, że kibice zajmowali się wszystkim tylko nie pełzającą między piłkarzami piłką. „Zagłębie ładnie śpiewa” – powiedziała sympatyczna pani zainteresowana wokalnymi umiejętnościami kibiców z Dolnego Śląska. „Ale nasi coś dzisiaj nierówno” – odparł jej syn. I nie było w tym cienia złośliwości, a autentyczna troska o efekty artystyczne piłkarskiego widowiska. W końcu sami pod nosem cichym śpiewem pomagali gospodarzom.

Jako pierwszy nie wytrzymał Dominik Furman, który już po niespełna dziesięciu minutach dał sobie spokój z sobotnią aktywnością i chwiejnym krokiem udał się do szatni. Nie wiadomo jednak czy chodziło o kolejny uraz wypożyczonego z Tuluzy zawodnika, czy zadziałała unosząca się nad stadionem woń grillowanej kiełbaski. Z frytkami.

Ludzie zgromadzeni na trybunach rozpływali się. Nie chodziło tu jednak o zachwyt nad piłkarskimi umiejętnościami piłkarzy snujących się po boisku, a o pogodę właśnie. Na pomoc rzuciła się miła pani straganowa, która raczyła przybyłych kibiców boskim napojem:

I gdy wszyscy myślami byli już w kolejce po giętą, a w głowie analizowali, czy do dorodnej kiełbasy poproszą ketchup, musztardę, czy oba te specyfiki naraz, stało się to:

Tak, właśnie. Kolejka cudów trwała w najlepsze. Do bramki trafił Tosik. Jakub Tosik. Na nic zdały się protesty kibiców Wisły, którzy w tej sytuacji dopatrywali się pozycji spalonej.

***

Druga połowa zaczęła się od dynamicznej wymiany ciosów między obiema drużynami kilku ciekawych rozrzutów… po autach. Gra nabierała tempa z prędkością rozjuszonego leniwca, co zaowocowało drugą bramką dla Zagłębia. Tym razem do siatki trafił Buksa, który dobijał sparowany przez Kryczkę strzał Jagiełły. Kibice, którzy przed meczem, spoglądając na wyjściowy skład podopiecznych Stokowca, dodawali sobie już trzy punkty w tabeli, poczuli ogromny żal, że tego pięknego popołudnia nie spożytkowali w bardziej przyjemny sposób.

I choć gospodarze starali się jak mogli:

…więcej, niż kontaktowe trafienie Sylwestrzaka wyczarować nie dali rady. Ostatni gwizdek sędziego kibice przyjęli z wielką ulgą i spiesznie opuścili arenę sobotniego starcia.

***

Mimo porażki z Zagłębiem, na narzekanie w Płocku nie ma miejsca. Nafciarze swój cel na sezon wykonali z nawiązką i mogą śmiało patrzeć w przyszłość z optymizmem. Egzamin wstępny zaliczony. Płock potrafi w Ekstraklasę!

Sercem za Arką. Rozumem za Arsenalem. Albo odwrotnie. Sam nie wiem.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Wisła Płock