
Podobno przeciętny człowiek, którego spyta się o to, co kojarzy mu się z Łodzią wspomni o łódzkiej filmówce i klubie sportowym – Widzewie Łódź. Jego historia to amplituda, ciągłe przeplatanie sukcesów porażkami albo odwrotnie. Widzew należy do tych klubów, które nie są w stanie przez lata prezentować formy średniego ligowego zespołu. Albo jest piłkarsko wielki, albo pozostaje w cieniu. Dziś łódzki klub znowu jest w dołku, z którego za kilka lat zapewne się wydostanie na ekstraklasowe powietrze. Przyjrzyjmy się, jak wyglądały początki jego historii pełniej niedomówień i budzącej wiele sporów.
Powstanie klubu
Pewnie wielu z Was zastanawiało się, dlaczego kibice Widzewa sądzą, że ich klub powstał w 1910 roku, a na znanym statystycznym portalu – 90minut.pl widnieje data 1922r.
Źródło:90minut.pl
Jak widać do dziś toczą się debaty między piłkarskimi ekspertami, ile tak naprawdę lat ma łódzki klub. W tym momencie należy wspomnieć, że „ojcem” dzisiejszego Widzewa było Towarzystwo Miłośników Rozwoju Fizycznego – w skrócie TMRF, które powstało w 1910r. Brało ono udział w mistrzostwach Łodzi, jednak głównie zajmowało tam miejsca w dolnej części tabeli. Kres TMRF przyszedł z wybuchem I wojny światowej. Po zawieszeniu broni klub już się nie podniósł w starszej formie. Cztery lata po zakończeniu wojny w Łodzi utworzono nowe Robotnicze Towarzystwo Sportowe Widzew, którego protoplastą był TMRF.
Aktualni pracownicy Widzewa jak i jego kibice uznają, że ich klub ma ponad 100 lat, a jego początek wyznacza właśnie rok 1910. Ich przeciwnicy w tym sporze uważają, że RTS jeszcze nie dożył okrągłej rocznicy urodzin, które datują na 12 lat później. Kto ma rację? M.in. tę sprawę postanowiłem wyjaśnić w rozmowie z panem Tomaszem Gawrońskim, który niegdyś razem ze swoim bratem przewodził grupą kibiców Widzewa, a w ostatnich latach zajmował się historią swojego ukochanego klubu.
– Widzew na pewno o swoją historię nie dbał. Dlatego jest obecnie, tak sponiewierana. Gdyby niektóre rzeczy w odpowiednim czasie wyjaśniono… Nie było to trudne, bo wtedy żyli ludzie, którzy mogliby odpowiedzieć: było tak lub inaczej. Nikt tego nie zrobił. Ludzie poszli do grobu, rodzina wyrzuciła pamiątki na śmietnik. No i co teraz? „Dziadka” wykopać z grobu, żeby sprawdzić ile miał zębów plombowanych? Oni już nam nic nie powiedzą. Jeżeli nie pozostawili po sobie wspomnień, to też nie znajdziesz tej informacji w żadnych spisanych źródłach. Możesz mieć pewne poszlaki. Brakuje dokumentów wspomnień, zdjęć. Tego nie ma. Gdyby założyciele wiedzieli, że stworzą klub, który będzie jednym z najbardziej rozpoznawalnych klubów w Polsce, to pewnie mieliby inne podejście. A tak… działali, bawili się i grali w piłkę. Później przyszły wojny światowe i wszystko poszło w niepamięć. W ogóle jak się patrzy na historię, to nie ma czegoś takiego, że ktoś spisuje wspomnienia, prowadzi kronikę, zwłaszcza wśród robotników nie było takich przyzwyczajeń, tradycji – stwierdza Pan Tomasz.
Związki TRMF z RTS
Okazuje się, że Widzew nie jest osamotniony jeśli chodzi o nieuregulowanie sprawy we własnej historii. W przypadku dat powstania wielu polskich klubów mogą narastać wątpliwości.
– Po pierwsze sprecyzujmy o czym rozmawiamy. Co jest ciągłością? Na czym ma ona polegać? Co jest podstawą? Ciągłość prawna? W przypadku Widzewa – nie. Tylko, które kluby w Polsce mają zachowaną prawną ciągłość? Ani Legia, ani Lech, czy Sosnowiec. Na pewno Ruch i większość klubów, które powstały po 1945 roku. W przypadku tych, które powstały w okresie zaborów jest problem. Podstawowa sprawa: klub to stowarzyszenie, a żeby być stowarzyszeniem trzeba być zarejestrowanym. Nagle się okazuje, że Wisła ani Cracovia w 1906 r. nie były zarejestrowane. One sobie „poprzeciągały” datę założenia. W Polsce za datę urodzenia człowieka uznaje się dzień jego narodzin, a nie datę poczęcia. A tu sobie niektórzy powymyślali, że jak Zenek z Frankiem pierwszy raz wyszli na boisko i kopnęli piłkę, to znaczy ni mniej ni więcej – założyli klub. Gdyby zacząć sprawdzać jak działacze i dziennikarze „postarzali” kluby w Polsce, to nagle się okaże, że prawie żaden z klubów, to tak naprawdę nie powstał w roku, który uznawany jest za rok jego utworzenia! Jeżeli czytam, że w 1906 r. powstała Resovia, bo prawdopodobnie było w Rzeszowie boisko, a jak było boisko to był klub piłkarski… Tak się zastanawiam, czy ktoś sobie żartów nie robi, analogii jest sporo – wyjaśnia Pan Tomasz.
– Gdyby ktoś chciał wyjaśnić takie nieścisłości, kiedy powstał dany klub, to trzeba byłoby najpierw ustalić jakieś zasady. Co decyduje o tym, że jest ciągłość? Miejsce, ludzie, barwy… Miejsce – odnośnie ŁKS? W żadnym wypadku. Nie miał własnego lokalu. Praktycznie co rok zmieniał siedzibę, ale oni mają w miarę dobrze udokumentowaną ciągłość prawną. Ludzi niewiele więcej niż Widzew. Który z klubów ma ciągłość miejsca? Widzew od 1910 r. do 1937 r. miał siedzibę w tym samym lokalu, funkcjonował pod tym samym adresem. Nazwa? Zupełnie nie. Kto słyszał przed wojną o takim klubie jak Lech (Lech Poznań został założony jako Lutnia Dębiec – przyp. PK)? Obecny Ruch Chorzów nazywał się Ruch Wielkie Hajduki, więc jeśli zaczniemy szukać, to nie zawsze nam się wszystko łączy. Ba, nawet niekiedy barwy nie są takie same, bo nagle się okazuje, że Polonia Bydgoszcz miała biało-czerwone, a potem stała się gwardyjskim klubem i zmieniła na czerwono-biało-niebieskie.
– Często wszystko zależy od tego, kto komu pisze historię. Jeśli ktoś nie będzie lubił Widzewa, to napisze mu taką historię, że czytelnik za głowę się złapie. Jeżeli ktoś będzie chciał zrobić to rzetelnie, będzie miał dylematy. Albo bierzemy pod uwagę narrację klubową, to co mówią działacze, że klub powstał wtedy i wtedy, albo robią to prawnicy, historycy i skrupulatnie analizuje się wszystkie aspekty. Wtedy byłby niezły bałagan. Nie wiem czy wszystkim chciało by się znowu 100-lecia organizować.
Założyciele TMRF
– Działacze, którzy zakładali TMRF nie byli robotnikami. To byli biuraliści, urzędnicy, ludzie którzy nie pracowali fizycznie. Jednak, to nie była żadna „burżuazja”. Wśród robotników, zwłaszcza tych wykwalifikowanych niejeden miał się lepiej finansowo, niż biuralista. Tu są niuanse. Z punktu widzenia właściciela fabryki, to byli tylko lepiej wykształceni najemnicy, a robotnik był takim samym najemnikiem jak ten urzędnik. Wśród piłkarzy był majster, księgowy, kasjer. Natomiast w sekcji gimnastycznej było już bardzo dużo robotników i ich dzieci. Zresztą wydaje się, że taki był zamiar, żeby wciągać ich do klubu, a później te proporcje się zmieniały cały czas na korzyść robotników. W komisji rewizyjnej TMRF byli: Leon Chwalbiński (w okresie międzywojennym bardzo czynny działacz społeczny), Stanisław Skalski (słynny lekarz) i inżynier Wacław Tymowski, czyli inteligenci. Oni byli społecznikami, mającymi wśród mieszkańców Widzewa dobrą opinie, posłuch, ale byli tylko tak jak mówiłem w komisji rewizyjnej. Tak jakby powiedzieli: „To jest Wasz klub. My nie będziemy w nim działać, ale będziemy mieli nad nim patronat.” Podejrzewam, że ten klub pod względem sportowym ich nie zainteresował, bo wtedy sport to było coś nowego. „Poważni” ludzie sportem nie za bardzo się zajmowali – stwierdza Pan Tomasz.
Początki łódzkiej piłki
W pierwszych dekadach XX w. łodzianie dopiero zaczynali uczyć się języka futbolu. Nie zawsze było on zrozumiały dla wszystkich…
– W ogóle wtedy kopanie piłki to była herezja. Nie dość, że w krótkich spodenkach latali. To kto widział, żeby mężczyzna chodził bez kapelusza? Ludzie nie wiedzieli na czym piłka polega. Jak ktoś kopnął wyżej piłkę, to dostawał oklaski, bo widzowie myśleli, że o to w tej grze chodzi. Ci, którzy grali też nie za bardzo wiedzieli na czym ma to polegać. Myśleli, że muszą kupą rzucić się do ataku. ŁKS był taki dobry, bo przyszedł Miller (trener ŁKS i jeden z założycieli Cracovii – przyp. PK) i zaczął im tłumaczyć, że to jest gra zespołowa. Jak biegniesz bez piłki i bierzesz udział w akcji, to też czemuś służy. Wtedy była zupełnie inna wizja futbolu i zupełny brak znajomość przepisów. Co prawda przetłumaczono zasady gry w piłkę nożną, ale nieprecyzyjnie. Skąd ci ludzie mieli wiedzieć: czy można piłkę złapać w ręce? A bramkarz może czy nie może? Mieli piłkę, ale nie wiedzieli jak się w nią gra. A tych, którzy umieli, nie było za dużo. Jak wytłumaczyć różnicę pomiędzy rożnym, a karnym, jak wszyscy chcieli grać po swojemu? Kiedy się grało za dzieciaka w piłkę to sędzią na boisku był każdy. Tak samo wtedy. Klarowała się funkcja sędziego. Jednak, jak się czyta ówczesną prasę, to tam jest bardzo duży nacisk na to, że sędzia rozstrzygał spory ostatecznie. W praktyce, jeśli sędzia gwizdał dla ciebie to było ok, ale co jeżeli odwrotnie? Ile razy piłkarze zeszli z boiska i mówili, że już nie będą grali, bo sędzia się nie zna… Nie było rundy, żeby się jedni z drugimi tak nie pokłócili. Dlatego te początki były bardzo różne – opowiada Pan Tomasz.
Po I wojnie światowej
Po zakończeniu I wojny światowej łódzki futbol znowu budził się do życia.
– Na dzielnicy były duże tradycje sportowe. Wiele osób wróciło z wojska, gdzie grali w piłkę. Założyciele RTS byli w PPS-e. Mieli pewne doświadczenie życiowe i działali na różnych polach: politycznym, oświatowym, spółdzielczym… Sportowym też, więc założyli klub opierając się na tym, co było do tej pory i na ludziach, którzy na Widzewie zostali. Dużo ludzi wyprowadziło się z Widzewa w okresie I wojny światowej lub zginęło. To był inny Widzew niż ten sprzed 1914 r. Zresztą to było także inne państwo. Została część osób, która działała w TMRF. Na dzielnicy nie było klubu, więc go reaktywowano, a że to były osoby związane z PPS (Polską Partią Socjalistyczną – przyp. PK), to nazwano go – Robotniczym Towarzystwem Sportowym.
– W momencie kiedy Widzew starał się o grę, to były tylko klasy rozgrywkowe: A, B… Nie istniała jeszcze liga centralna, tylko regionalne. Widzewowi zależało na tym, żeby się dostać do klasy B. Jednak w 1922r. kazano mu grać w nowo utworzonej klasie C. Potem utworzono ligę centralną (w 1927r. – przypomina PK), ale w regionie najwyższą klasą rozgrywkową była A. Później mistrzowie klasy A grali o awans do ligi centralnej. My natomiast byliśmy dwa razy wicemistrzem tej klasy. Był też taki przypadek, że Widzew spadł do B klasy i go zostawiono w klasie A, ze względu na to, że był zasłużonym klubem dla Łodzi – wspomina Pan Tomasz.
Widzew przez lata przebywał poza najwyższą klasą rozgrywkową. Dopiero już po II wojnie światowej w 1948 r. udało mu się awansować. Jednak utrzymał się w I lidze tylko przez sezon. Na jego powrót trzeba było czekać jeszcze ponad ćwierć wieku. W tym czasie zdążył zaliczyć spadek na piąty poziom rozgrywkowy i podnieść się niczym feniks z popiołów.
Opracował: Patryk Kapa
Autor grafiki: Marcin Malawko
Kibic. Piłka Nożna: od A-Klasy do Ekstraklasy.
