
Liga jaka jest, każdy widzi. W piątek dochodzi do starć zespołów, które wcześniej w sezonie zdołały ugrać całe 2 punkty na 24, a sobotnie i niedzielne hity – zawodzą. I tylko pozostanie trzech polskich zespołów w pucharach i nadzieja na udany czwartek utrzymują entuzjazm związany ze startem sezonu.
MECZ WEEKENDU: BRAK!
Mógłbym na siłę szukać tego jedynego, najlepszego, czarującego i zapadającego w pamięci spotkania – takiego, o którym pamiętać będziemy przez lata, który odciśnie swoje piętno na lidze, kibicach. No, ale takiego nie było. I niestety nie jest to pierwszy taki przypadek w naszej ukochanej lidze.
Meczem weekendu mogło być starcie Legii z Lechią, jednak prócz 11 pozycji spalonych nic wielkiego się tam nie wydarzyło. A więc może niedzielny mecz Śląska z Lechem? Tam, owszem, padło aż 5 goli. Szkoda, że 4 po spalonych. A wobec nijakości hitów, brak jakiejkolwiek jakości wśród obrońców Zagłębia w meczu z Piastem również nie skłoniło do wyróżnienia spotkania przy Okrzei. Taka już nasza liga, a szczególnie kolejki wakacyjne.
ANTYMECZ WEEKENDU: CRACOVIA – ARKA GDYNIA
MYŚLĘ, ŻE NIE STAŁO SIĘ NIC
W poniedziałek w Krakowie nie działo się i nie stało nic. Od początku to goście wyglądali lepiej, niewiele lepiej, ale lepiej. Pod koniec pierwszej części niezłą okazję miał, sprowadzony przed sezonem z Sandecji, Aleksandar Kolew, ale trafił w poprzeczkę. Kontuzji doznał także Gerard Oliva. Nowy nabytek Pasów próbował wrócić do gry, ale to jeszcze pogorszyło sytuację i po kilku chwilach Hiszpan został zmieniony przez Filipa Piszczka
Druga połowa przypominała pierwszą i bardzo dobrze zrobił ten, kto obejrzał wyłącznie ostanie 10 minut gry. To wtedy Cracovia się obudziła. Najlepszy na boisku Cornel Rapa wrzucił piłkę na głowę Javi Hernandezowi, ale spektakularną interwencją popisał się Pavels Steinbors. Chwilę później, również Piszczek nie wykorzystał sytuacji po strzale głową, a po raz drugi od obramowania bramki piłka odbiła się w 90. minucie, kiedy piłkę meczową zmarnował Kolew.
Cracovia pomimo dobrego finiszu ubiegłego sezonu, ten zaczęła od dwóch porażek i remisu. Zagraniczni piłkarze, na których oparta jest drużyna, w większości zawodzą. A przecież Michał Probierz uchodził zawsze za trenera, który chce promować młodych piłkarzy. W meczu z Arką to nie Hiszpanie czy Słowacy spisywali się najlepiej, a młody Sebastian Strózik. Cracovia Probierza sprawia wrażenie zagubionej. Okazja na przełamanie już w sobotę. O lepszego rywala byłoby trudno, bo Pogoń ze swoimi trzema porażkami jawi się jako drużyna jeszcze bardziej zagubiona od Pasów.
SKRÓT MECZU – KLIKNIJ
PORAŻKA WZIĘŁA SIĘ Z GŁUPOTY
WISŁA PŁOCK – KORONA KIELCE
W Płocku ospałych gospodarzy swoją głupotą postanowił osłabić jeszcze Giorgi Merebaszwili. Gruzin spróbował nabrać sędziego Szczecha na faul tak nieudolnie, że obejrzał drugi żółty kartonik jeszcze w pierwszej połowie. Koroniarze wybitnych szans, pomimo gry w przewadze, jednak sobie nie stwarzali, więc tym razem pomógł Nico Varela. Urugwajczyk zagrał ręką w swoim polu karnym, a z jedenastu metrów trafił grający coraz częściej Soriano.
Wisła obudziła się w 80. minucie, kiedy Dominik Furman postanowił minąć całą obronę Korony włącznie z biernym Diawem, ale piłkę po jego podaniu zza linii bramkowej wybił Ken Kallaste. Goście wyraźnie nie chcieli ryzykować straty bramki wyrównującej w końcówce. Kiedy w 90. minucie po asyście Kosakiewicza trzeci raz w sezonie trafił Ivan Jukić, było pewne, że zgarną pełna pulę. Miał on szansę także na czwarte trafienie w sezonie, ale dobrze w bramce spisał się Thomas Dahne. Mobilizacja w końcówce okazała się dobrą taktyką dla gości, bo w ostatniej minucie gola tylko honorowego strzelił Calo zwany Carlitosem. Choć jeden z nich w kolejce trafił!
SKRÓT MECZU – KLIKNIJ
NIESKUTECZNA POGOŃ USZCZĘŚLIWIŁA BENIAMINKA
ZAGŁĘBIE SOSNOWIEC – POGOŃ SZCZECIN
Mecz na dnie tabeli rozpoczął się od szybkiej bramki gospodarzy. W 5. minucie Udovicić nico zwlekał z ostatnim podaniem, ostatecznie oddał piłkę Wrzesińskiemu, a ten odegrał do wchodzącego w pole karne Malheiro. Przy golu pomógł także Tomasz Hołota, od którego odbiła się piłka. Pomimo wyniku, który od samego początku wskazywał na gospodarzy, to goście prowadzili grę i wcale nie wyglądali jak czerwona latarnia ligi. Głową próbował Frączczak, w boczną siatkę bił Kozulj, a po kreatywnej akcji rozpoczętej przez Ricardo Nunesa tuż sprzed bramki wybił Babiarz.
W pierwszej połowie meczu z Miedzią, to Pogoń wyglądała lepiej, w spotkaniu z Piastem próbowała wyrównać i fragmentami naciskała na bramkę Szmatuły, ale ostatecznie zawodziła nieskuteczność. W piątek jeszcze się zemściła. W końcówce meczu Kudła zagrał daleką piłkę do Udovicicia, a ten podał do Konrada Wrzesińskiego. O szybkości pilnującego go Laszy Dwalego nawet nie ma co pisać.
Gdy Pogoni było już wszystko jedno, dwóch antybohaterów postawiło kropkę nad i w słowie „katastrofalni”. Najpierw walkę w powietrzu przegrał Lasza Dwali, a po wrzutce Nuno Malheiro, piłka znów odbiła się od Hołoty i spadła wprost pod nogi Żarko Udovicicia. Obrońca do asysty dołożył też gola i pogrążył długimi momentami lepszą ekipę Portowców.
SKRÓT MECZU – KLIKNIJ
KOCHANY WALDEK!
PIAST GLIWICE – ZAGŁĘBIE LUBIN
Waldka kochają wszyscy, przynajmniej na Górnym Śląsku. To właśnie tam, w Chorzowie, święcił największe sukcesy. Lekarstwem na poprawienie złych wyników było zaufanie. I to ono dało Piastowi tak dobre wyniki i odmienioną grę na początku sezonu.
W sobotę przy Okrzei spotkały się dwie imponujące ofensywy, a na korzyść gospodarzy przeważyła słabość defensywy Miedziowych. Maciej Dąbrowski i Lubomir Guldan przechodzili samych siebie. W 19. minucie skiksował Guldan, ale Hładun nie podarował Papadopulosowi ani gola, ani rzutu karnego.
Gol dla Piasta rozpoczął się od dalekiego wybicia piłki Szmatuły. Świetnie w powietrzu przedłużył jej bieg Papadopulos, a do siatki trafił Valencia. Wszystkiemu z boku przyglądali się stoperzy gości.
Napęd Zagłębia w pierwszej połowie w dużej mierze opierał się na Boharze. Słoweniec rozegrał piłkę ze Starzyńskim i Pawłowskim, a po asyście tego ostatniego wyrównał Tuszyński. Znów zawiodła obrona, tym razem Piasta – Aleksandr Sedlar pilnował zawodnika, którego nie było i w wyniku tego do zdobywcy bramki nie zdążył już dobiec.
Druga połowa budziła nadzieje u gości, szczególnie że w zamian za wyeksploatowanego już „Tuszka” pojawił się joker w talii trenera Lewandowskiego w poprzednim meczu, Jakub Mares. Tym razem jednak Czech zbyt wiele nie zrobił, a w 83. minucie po „wielbłądzie” Dziwniela piłkę opanował Valencia i przytomnie odegrał do Hateleya. Urodzony w Monte Carlo Anglik strzelił po raz 3 na polskich boiskach i zapewnił „Piastunkom” pozycję lidera.
SKRÓT MECZU – KLIKNIJ
CARLITOS NIE STRAWIŁ JESZCZE PIZZY
LEGIA WARSZAWA – LECHIA GDAŃSK
Forma, którą prezentował na boisku też była zresztą nie do strawienia. Prócz kilku sprytnych podań, które Hiszpan ma po prostu we krwi, wyglądał dokładnie tak, jak to opisał w przerwie Michał Kucharczyk. Po meczu oczywiście się z tego wycofywał popadając w tak rzadką dla jego osoby samokrytykę, ale nawet gdyby Carlos Lopez na boisku nie zrobił nic, takiej wypowiedzi z ust Legionisty nie powinniśmy usłyszeć. Zastanawiając się głębiej, niektórzy piłkarze, jak Radović czy właśnie Kucharczyk wcale nie powinni się wypowiadać – zbyt wysokie jest ryzyko wpadki.
Na boisku miały być fajerwerki – odmieniona Lechia Stokowca i Legia w swoim najlepszym składzie, z gwiazdą ligi i trenerem na ławce, który nie będzie piłkarzom przeszkadzać szukając kwadratowych jaj. To wszystko zespolone w jednym meczu dało nam jednak mecz, na który nie dało się patrzeć.
Defensywy obu drużyn nie popełniały kardynalnych błędów, ale to również dlatego, że presja na nie wywierana nie była zbyt wielka. Efektownych wypadów próbowali Lukas Haraslin i Flavio Paixao, ale najlepszą okazję stworzyli sobie w 17. minucie po rzucie rożnym właśnie obrońcy. Nalepa odegrał do Augustyna, ale jego strzał obronił Arkadiusz Malarz. Potem było już tylko coraz denniej.
Na początku i na końcu drugiej połowy Dusana Kuciaka zatrudnić chciał Sebastian Szymański. Najaktywniejszy z Legionistów najpierw po podaniu Vesovicia zwodem minął Augustyna, ale ponad poprzeczką uderzył Kante. Pod koniec meczu strach mógł wreszcie realnie zajrzeć w oczy bramkarza Lechii – 19-latek brawurowo rozegrał piłkę z Antoliciem, ale dwukrotnie Słowak w bramce gości dał radę, za trzecim już nie musiał, bo tak źle, ponad bramką uderzył Dominik Nagy.
SKRÓT MECZU – KLIKNIJ
KONKRETNY BYŁ TYLKO TIBA
ŚLĄSK WROCŁAW – LECH POZNAŃ
Po niespodziewanych problemach i dodatkowych 30 minutach w meczu pucharowym, trener Djurdjević wymienił aż 7 ogniw w jedenastce Lecha. I tak we Wrocławiu w „11” mecz rozpoczęli m.in. żółtodzioby Klupś i Orłowski. Choć indywidualnie lekko odstawali, drużyna tworząca kolektyw wyciągnęła na powierzchnię ich dobre, a nie złe strony.
Wspominałem już wcześniej o aż 4 golach Śląska ze spalonego. Trzeba rozumieć nerwy jakie towarzyszyły kibicom Wojskowych, gdy sędziowie decydowali o nieuznawaniu trafień, ale wszystkie decyzje asystentów Daniela Stefańskiego były prawidłowe – obrona Lecha pokazała, że da się tworzyć pułapki ofsajdowe, nawet w memicznym na bazie doświadczeń reprezentacji, czy Legii w polskich warunkach, ustawieniu z trójką stoperów.
W 82. minucie za sprawą Kamila Jóźwiaka i jego podania piłka minęła Pałaszewskiego i Cholewiaka, a z niewielkiego kąta pod słupek uderzył Pedro Tiba. Wejście do drużyny Portugalczyk ma wyborne. Niestety w 1. meczu z KRC Genk nie zagra, zw. na żółte kartki.
SKRÓT MECZU – KLIKNIJ
TRZY PUNKTY OKUPIONE DWOMA KONTUZJAMI
JAGIELLONIA BIAŁYSTOK – WISŁA KRAKÓW
Plany Jagiellonii na mecz były nieco inne – na pewno nie uwzględniały urazów podstawowego prawego obrońcy, Łukasza Burligi i przyciągającego pecha, Karola Świderskiego. Jednak w zespole z Podlasia znów osiągnięty został ponadprogramowy wynik i właśnie o nim, a także o przełamaniu Romana Bezjaka i niedyspozycji Frankowskiego przeczytacie w jagiellońskim podsumowaniu meczu z Wisłą. Zapraszam!
Z innej, krakowskiej perspektywy na niedzielny mecz spojrzał i wyciągnął wnioski Stanisław Madej:
SKRÓT MECZU – KLIKNIJ
ŻURKOWSKI UCISZYŁ KRYTYKÓW
MIEDŹ LEGNICA – GÓRNIK ZABRZE
Młodzi chłopcy Brosza, od kiedy awansowali rzutem na taśmę do Ekstraklasy, nie spotkali się z tak ostrą jak teraz krytyką. Po męczarniach z Zarią Balti i odpadnięciu z Trenczynem mówiono, że TEGO Górnika już nie ma, że bez Kurzawy, Kądziora i Wieteski Górnik nie będzie w stanie awansować nawet do grupy mistrzowskiej.
I rzeczywiście. Mecz w Legnicy rozpoczął się od zdecydowanej dominacji gospodarzy. Widoczni byli przede wszystkim Mateusz Piątkowski i Fabian Piasecki. Pierwszy z nich nie wykorzystał dobrej piłki w 7. minucie, a jego przewrotka kilkanaście minut później niewiele miała w sobie z celności. Wreszcie w 27. minucie starania Miedzi skwitował golem Mateusz Piątkowski. Asysta jaką otrzymał od młodego Piaseckiego – palce lizać.
Górnik wyłączając kilka płytszych tchnień, obudził się tuż przed ostatnim kwadransem meczu. W 73. po rzucie rożnym bajecznie piłkę przyjął i z powietrza uderzył Dani Suarez, 3 minuty później po asyście Żurkowskiego i przy biernej asyście Bozicia i Cruza do siatki wpakował piłkę niezawodny Igor Angulo. Dzieło zniszczenia dopełnił na 3 minuty przed końcem Łukasz Żurkowski, który po przedryblowaniu Marquitosa i Forsella, pomimo dobrej interwencji Purzyckiego, ustalił wynik meczu.
SKRÓT MECZU – KLIKNIJ
-
- Grafika: EkstraStats
-
- Grafika: EkstraStats
-
- Grafika: EkstraStats
-
- Grafika: EkstraStats
-
- Grafika: EkstraStats
-
- Grafika: EkstraStats
-
- Grafika: EkstraStats
-
- Grafika: EkstraStats
JEDENASTKA CHWAŁY
Steinbors – Stolarski, Runje, D. Suarez, Mladenović – Żurkowski (kapitan), Romańczuk – Szymański, Valencia, Novikovas – Angulo
JEDENASTKA WSTYDU
Buchalik – Dwali, Guldan, Bozić – Merebaszwili, Tosik, Niepsuj, Dziwniel – Varela, Boguski, Carlitos

Musisz zobaczyć
1 Comments