Obserwuj nas

Zagłębie Lubin

Zagłębie młodzieży

Nie będę starał się Was przekonać, że to był emocjonujący mecz, bo taki nie był. Długimi chwilami na boisku nie działo się kompletnie nic, a sytuacji wcale nie poprawiała atmosfera na trybunach. Tylko że jeśli zapytacie mnie, czy warto było na ten mecz się wybrać, z całą pewnością odpowiem Wam, że tak. Co prawda pomógł trochę regulamin rozgrywek, a i obecna aura dorzuciła swoje trzy grosze. Mamy tu bowiem Zagłębie młodzieży, które właśnie zaczyna głośno dopominać się o swoje.

Szeroka ława

Pamiętacie bramkę Pakulskiego w derbach (tutaj)? Jednym z pierwszych, który pospieszył z gratulacjami, był Łukasz Poręba. Zresztą w tamtym meczu w ogóle mieliśmy okazję po raz pierwszy zobaczyć, że jest u nas kilku chłopaków, po których za chwilę będziemy mogli sięgać częściej. Na zmiany weszli bowiem wspomniany Pakulski, a także Poręba i Slisz.

Gdy dodamy do tego, że w podstawie grał wtedy Filip Jagiełło, otrzymamy całkiem przyjemną perspektywę na przyszłość. A przecież to jeszcze nie wszystko. W kolejce czeka już od jakiegoś czasu Adam Borkowski, Olaf Nowak strzela w rezerwach jak natchniony, a wciąż w orbicie pierwszego zespołu jest Damian Oko i Paweł Żyra. Kilku kolejnych jest też tuż tuż.

Wspominam o tym wszystkim głównie dlatego, że dziś na dobre zaczęło nabierać to kształtu.

Trzymać się planu

Skoro więc młodzi mają stanowić w przyszłości o naszej sile, trzeba dawać im czas i możliwość na zbieranie doświadczenia. Tu z pomocą ruszyła wspomniana już aura i regulamin rozgrywek. Pierwsza bez skrupułów wykluczyła z gry Jagiełło, który z przeziębieniem na czas nie wygrał. Regulamin na bocznicę zaś wysłał Starzyńskiego z powodu nadmiaru kartek. Wszystko ułożyło się więc idealnie.

Plan zakładał, że młodzi mają naciskać starszych, więc wyjścia nie było. Trzeba było już na nich postawić. Choć jeśli mam być szczery, po tym, co już tydzień temu pokazał Slisz, tylko skończony wariat nie dałby mu pierwszego placu i wczoraj. Drugą szóstkę wręczono Matuszczykowi, a przed nimi swój debiut od pierwszych minut zaliczył Poręba. I aż wierzyć się nie chce, że po raz kolejny, zaufanie okazane młodym prawie natychmiast zaczęło się spłacać.

Grać odpowiedzialnie

Kiedy po meczu zapytałem Łukasza Porębę, jakie wskazówki dostał od trenera na dzisiejszy mecz, pierwsze, o czym wspominał to, abym nie bał się grać swojej piłki i co najważniejsze być odpowiedzialnym. Trudno się temu dziwić skoro środek pola prawie w całości dostali pod opiekę dostali wchodzący dopiero do drużyny młodzieżowcy. Zresztą chwilę później Łukasz wyjaśnił, co to znaczy:

Łukasz Poręba: Co znaczy ta odpowiedzialność? Przede wszystkim to, aby dobrze wejść w mecz od początku. Starać się unikać prostych błędów, wystrzegać prostych strat i grać bardzo rozważnie.

Mam wrażenie, że pierwsze 20-30 minut nie było najlepsze w Twoim wykonaniu. Zdawałeś się trochę przestraszony albo brakowało Ci trochę odwagi?

Łukasz Poręba: Myślę, że przede wszystkim bramka dodała mi sporo odwagi, ale muszę powiedzieć, że starsi koledzy mi bardzo pomagali. Tylko i wyłącznie dobrym słowem.

Musiało podziałać, skoro chwilę przed strzelonym golem poszedłeś na typową przebitkę i ją wygrałeś, co pozwoliło oddać strzał. Wcześniej bodajże raz lub dwa takie stykowe piłki odpuściłeś.

Łukasz Poręba: No tak. Poszedłem za ciosem, piłka dobrze mi naszła i mogłem się cieszyć ze strzelonej bramki.

Bramkę, która zaczęła odwracać losy meczu, bo nie układał się on po Waszej myśli. Poza tym nawet mimo niej i tak musiałeś zająć się sprzętem.

Łukasz Poręba: Tak. Pod tym względem ta bramka zupełnie nie miała znaczenia. Tak było, jest i będzie, że w drużynie sprzęt noszą młodzi. Hierarchia w zespole po prostu musi być.

Czyli co, Filip Jagiełło ma nowego konkurenta w walce o skład?

Łukasz Poręba: Filip też jako starszy zawodnik stara mi się pomagać. Będziemy zdrowo rywalizować.

Przekonać kibiców

Na wstępie mojego tekstu napisałem o słabej atmosferze na trybunach i dopiero teraz, pisząc ten tekst, uzmysłowiłem sobie, iż paradoksalnie jest ona jednocześnie powodem do wstydu, ale ma też swoje zalety. Oczywiście jest to bardzo mocno subiektywne i możecie się ze mną nie zgodzić, ale mam wrażenie, że w kilku punktach jednak patrzymy na sprawę tak samo.

Bardzo żałuje, że wywiad, który z myślą o Was robiłem z prezesem Zagłębia, się nie ukazał. Jednym z powodów jest to, że właśnie w takim momencie mógłbym jego część zacytować i się do niej odnieść. Ponieważ jednak stało się inaczej, powiem tylko, że nie ma ani jednego (słownie: ŻADNEGO) argumentu, który zmieniłby moje zdanie na temat tego, że liczba 2148 jest absolutną kompromitacją Zagłębia Lubin.

Jezu… jeśli założymy, że średni uścisk dłoni trwa jakieś 3 sekundy, to będąc gospodarzem, będziemy potrzebować trochę ponad 1,5 godziny, aby powitać każdego przybyłego na mecz widza… osobiście. Przynajmniej hasło „W Zagłębiu nie ma miejsca na przeciętność” w 100% będzie się zgadzać. Przecież żaden inny klub na świecie, na tym poziomie rozgrywkowym takiej formy nie praktykuje.

Ma to jednak jeden niepodważalny plus. Debiut młodzieżowca przy 30 tys. rozśpiewanych gardeł, a przy 2 tys. to jednak spora różnica. W tym drugim przypadku ciężko w ogóle mówić o tremie.

Bez kompleksów

Aby jednak trochę uciec do spraw dużo bardziej radosnych, z czystym sumieniem muszę Wam powiedzieć, że duże wrażenie zrobił na mnie wczoraj Bartek Slisz. Po jego pierwszych występach został mi w głowie obraz piłkarza bardzo przestraszonego i niewierzącego na 100% we własne umiejętności. Jeden z cyklu tych, które stawały mi przed oczami, kiedy ktoś poruszał kwestię braku gotowości młodych piłkarzy do wejścia z przysłowiowego buta do pierwszej drużyny.

To dlatego napisałem przed meczem w Sosnowcu, jak ważny będzie to mecz nie tylko dla niego samego, ale również dla jemu podobnych, którzy w tej samej, co on kolejce na szansę swoją czekają. I nie ukrywam, że to, co widziałem w Sosnowcu i wczoraj w meczu z Piastem zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Trochę jakby ktoś spakował go do pudełka i niczym laptop oddał informatykowi, który wyczyścił całą pamięć i system operacyjny wgrał od nowa.

Czytanie gry — jest. Walka w powietrzu bez odpuszczania — jest. Wejście w stykowe sytuacje — jest. Umiejętne podłączanie się do akcji, kiedy trzeba — jest. Uruchamianie szybkich ataków — jest. Nie zrozumcie mnie źle. Wiele jest jeszcze do poprawy, ale na moje dziś to Matuszczyk, Tosik i Matras powinni czekać na błąd Bartka, by wskoczyć do składu niż na odwrót.

Wchodzicie dziś coraz szerszą ławą do pierwszego składu. Dziś i Ty i Łukasz Poręba w podstawie. Zespół trzeba ciągnąć, a tu młodzi w składzie. Jak to widzisz?

Bartosz Slisz: Szczerze muszę powiedzieć, że lubię wyzwania. Tak samo zaczynałem w Rybniku w II lidze. Też mieliśmy ciężką sytuację, dostałem szansę, strzeliłem bramkę w debiucie i poszło. Bardzo się cieszę, że tak to też wygląda w Zagłębiu. Powoli łapię coraz większą pewność siebie na boisku, której w zeszłym sezonie widać nie było. Na pewno pomógł fakt, że zagrałem na swojej nominalnej „szóstce”, choć oczywiście gram tam, gdzie wystawi mnie trener.

Ilość miejsc w środku pola jest dość ograniczona.

W tej rywalizacji jest kilku zawodników. Ja mam nadzieję, że będę zbierał dobre noty, co pozwoli mi grać coraz więcej.

À propos gry. Dziś znów nie zaczęliście najlepiej. Pierwsze pół godziny były dość słabe. Jak Ty to widziałeś?

To nie tak, że graliśmy słabo. Piast przejął inicjatywę i było nam ciężko. Myślę, że zabrakło nam wyższego podejścia pod rywala pressingiem, przez co mieli dużo miejsca w środku pola. Dobrze przegrywali też strony, więc i o odbiór piłki było ciężko. Dobrym kopem pozytywnym była jednak dla nas bramka Łukasza…

… szczególnie że wygrał przebitkę.

Owszem. W środku szczególnie się liczą takie stykowe pojedynki. Nie dziwię się Łukaszowi, że mógł mieć na początku tremę, bo to jego pierwsze kroki w lidze.

Pewnie gdzieś na początku tygodnia wiedzieliście już, jak zagracie? Czy było to zaskoczenie?

Nie było jeszcze wiadomo do końca, kto zagra. Dopiero dzisiaj się dowiedzieliśmy ostatecznie, kto wyjdzie w pierwszym składzie.

Trener zachęca do podejmowania ryzyka?

Trener nam mówi, żeby nie bać się grać odważnie i jak widać, próbujemy to robić. Wiadomo, że dużo łatwiej się mówi, niż robi, ale z każdym udanym zagraniem wzrasta pewność siebie.

Jak Ci idzie z wywiadami? Bo jeśli mam być szczery, jak tak dalej pójdzie to może być tak, że trochę ich będziesz musiał udzielić.

Nie mam z nimi problemów, ale bardzo cieszy mnie fakt, że jestem doceniany.

Zagłębie młodzieży

Mam świadomość tego, że nasza ostatnia bessa miała dość duży wpływ na to, jak postrzegam całą sytuację. Mam też świadomość, że wprowadzanie młodych wcale nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać. Jeśli jednak wizyta przy Skłodowskiej-Curie 98 ma dla mnie stanowić przyjemność, to chcę mieć po każdym meczu poczucie takie jak dziś. Poczucie, że warto było się tam wybrać. Nie zapewnią tego na pewno firmowe uśmiechy graczy, którzy od lat przewijają się przez ligę, nie potrafiąc odcisnąć na niej żadnego piętna.

Piłka nożna bez względu na to, czy jest jeszcze sportem, czy już rozrywką to wciąż emocje, a dla nich zawsze łatwiej znaleźć odbiorców. Dużo większą frajdę sprawia mi więc oglądanie walki ludzi pokroju Bartka czy Łukasza niż starych ligowych wyjadaczy. I jestem pewien, że takich jak ja jest więcej niż 2148, którzy byli wczoraj na meczu. Skoro młodzież ma stanowić naszą przyszłość, a miejsce w łańcuchu pokarmowym zajmujemy takie, a nie inne, to dajcie nam się, chociaż im przyjrzeć, by kiedyś móc powiedzieć:

„Poręba, Slisz… Panie, jak byli młodzi, to ja ich na Zagłębiu oglądałem”

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Zagłębie Lubin